poniedziałek, 14 maja 2018

”Do polityki nie idzie się dla pieniędzy”

To ja chyba jestem chińskim mandarynem.
Gdybym zaczął wymieniać nazwiska polityków III RP którzy mieli w tej kwestii odrębne zdanie, nie musiałbym już pisać nic dalej. Objętościowo by się zrównoważyło.
To co obserwuję teraz pasuje jak ulał do powiedzenia, że „miłosierdzie Boże i głupota ludzka nie znają granic”.
O co chodzi tym razem? Jak to o co? O pieniądze! W dodatku nasze, budżetowe.
Według mnie chodzi jednak o szerszy problem niż pieniądze wypłacone jako nagrody dla członków rządu Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego.
To co politycy zrobili w tym roku jest klasycznym działaniem pod publiczkę /o czym szczerze powiedział wicemarszałek Terlecki/, bo tylko społeczeństwo może być zadowolone z karkołomnej decyzji prezesa PiS. 
Nikt nie lubi gdy mu się cokolwiek zabiera, a zwłaszcza pieniądze. Pomijam taki szczegół, że prawo nie powinno działać wstecz. Kto daje i zabiera …
Opozycja jest niezadowolona, to oczywiste. Tylko niech nikt mi nie wciska, że w szeregach koalicji rządzącej panuje pełny entuzjazm i jednomyślność. M. Morawiecki może pozwolić sobie na taką ekstrawagancję, ale cała reszta mocno zgrzyta zębami i jest więcej niż pewne, że nie wszyscy do tego zobowiązani wykonają polecenie prezesa. Zadecyduje strach przed skreśleniem z list w nadchodzących wyborach.
Społeczeństwo jako zbiorowość, ma to do siebie, że bezinteresownie zazdrości każdemu kto ma lepiej niż oni.
Nagrody były od zawsze. Przez lata były udziałem dzisiejszej opozycji. Różnica polegała jedynie na tym, czy wypłacano je za konkretne osiągnięcia na zajmowanym stanowisku służbowym, czy stanowiły uzupełnienie pensji, zawsze uważanej za zbyt niską.
Inną formą „wspomagania” uposażeń są premie regulaminowe i tzw. dodatki funkcyjne.
Warto też pamiętać, że posłowie i senatorowie sami sobie ustalają wysokość wynagrodzenia, sposób opodatkowania i rozliczania PIT. Stopa inflacji nie ma dla nich większego znaczenia. Przez przypadek „wysypało się” że marszałkowie i ich zastępcy mają inne zasady /o ich wynagrodzeniu decyduje prezydent RP/
Przez lata nikt nie miał pomysłu jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji? Dzisiaj sprawa trafiła na wokandę tylko dlatego żeby wytrącić opozycji argument z ręki. Opozycja zamierzała problem wynagrodzeń wykorzystać w nadchodzącej kampanii wyborczej do samorządów terytorialnych. Tym jednym ruchem ze strony prezesa PiS opozycja wpadła we własne sidła. Ciekawe będą więc dalsze rozstrzygnięcia.
W każdym działaniu zespołowym musi być motywacja. Moim zdaniem, w czasach pokojowych motywują jedynie pieniądze. Trudno o idealistów.
Praca na stanowiskach rządowych jest pracą odpowiedzialną. Żeby była efektywna powinien ją wykonywać wysokiej klasy fachowiec, a nie człowiek wzięty z łapanki. Fachowiec to nie to samo co ideowiec. Fachowiec pracuje najpierw dla pieniędzy, nie dla idei. Jeśli fachowiec nie znajdzie satysfakcjonującego wynagrodzenia na posadzie państwowej, poszuka pracy gdzie indziej. Jest tu jeszcze rozwiązanie pośrednie, podatność na korupcję. Z tym zaś podobno walczymy. Czy wystarczająco skutecznie, to rzecz dyskusyjna.
Zgadzam się co do jednego. Władza ma trudny problem do rozwiązania. Tylko ten problem różni różnie nazywają. Ale ... problem nie dotyczy wyłącznie nagród i premii. Nie chciałbym też żeby problem został do tego zakresu spłycony.
W czym więc tkwi istota problemu? W racjonalnym zatrudnieniu i wynagrodzeniu adekwatnym  do wykonywanej pracy. Tym razem polityków oraz urzędników administracji państwowej i samorządowej. Wypowiadałem się na ten temat nie raz. Zasady muszą być spisane, powszechnie znane i pozbawione wyjątków.
Do czego powinno być odniesione wynagrodzenie na zajmowanym stanowisku?
Może najpierw trzeba ustalić jakim wymaganiom formalnym powinien odpowiadać kandydat? Czy dalej ma być aktualna kwalifikacja „zawód dyrektor” albo zawodowy polityk? 
czy można być posłem lub senatorem po maturze i w wieku niewiele ponad 20 lat? właściwie bez żadnego doświadczenia życiowego i zawodowego? Czy ma wystarczyć tylko legitymacja partyjna?  
III RP trwa już blisko 30 lat. Praca administracji jest teraz wspomagana poprzez informatyzację szeroko pojętą. Mimo tego systematycznie wzrastało zatrudnienie w tejże administracji.
Czy jest tu jakieś racjonalne wytłumaczenie?
W odczuciu społecznym pracownicy administracji to pasożyty. Źródła podają, że w 1989 roku w administracji było zatrudnionych około 150 000 ludzi. Dzisiaj jest to blisko 1 milion ludzi, a według niektórych wyliczeń, znacznie ponad milion. Co oni robią pożytecznego dla reszty społeczeństwa? Jakoś w tych różnych propozycjach nie widzę nic na temat zwiększenia odpowiedzialności urzędniczej za wykonywaną pracę, czyli nihil novi.
Wszelkie przypadkowe majstrowanie przy ich wynagrodzeniach uruchomi mechanizm pod tytułem „jaka płaca, taka praca”. Wystarczy przypomnieć mechanizm „strajku włoskiego”.
Może więc zamiast działania pod partyjne słupki poparcia lepiej zrobić coś porządnie i w dodatku z głową?
W III RP „wygospodarowano” miejsce dla całkiem licznej grupy jaką są tzw. gabinety polityczne. Wszystko to urosło do takich rozmiarów, że od pewnego czasu zaczęto poważnie mówić o redukcji zatrudnienia i likwidacji instytucji gabinetów politycznych. Ziarnko do ziarnka.
„Gorącym kartoflem” stało się dalsze utrzymanie urzędów pracy. Jaką rację bytu ma rozbudowany „pośredniak” przy obecnym bezrobociu?
Ponieważ pracujemy do osiągnięcia wieku emerytalnego, wysokość wynagrodzenia wpływa później na wysokość wypłacanej emerytury. Nie dla wszystkich, bo wybrańcy mają możliwość otrzymania indywidualnej, wyższej, emerytury przyznanej przez premiera. Do oceny pozostaje zasadność takiego wyróżnienia. Jak skomentować taką informację http://ngopole.pl/wydaniaspecjalne/GlosPolski/GLOS%2014A.2018_S.pdf /str. 1 i 3 – dotyczy b. premiera Olszewskiego/
Zatrudnienie w jednostkach samorządowych podlega innym regulacjom, ale też powinno być zracjonalizowane.
Komin płacowy nie jest ciągle pojęciem wyłącznie abstrakcyjnym.
Poważnej analizy wymaga utrzymanie Senatu i określenie liczebności Sejmu. Te zmiany wymagają zapisów konstytucyjnych. 
Najbardziej drażliwym tematem w obszarze uposażenia są wszelkie służby mundurowe z wojskiem na czele. Chcemy czuć się bezpiecznie we własnym kraju, ale buntujemy się gdy słyszymy ile to trzeba płacić wojsku, policji, czy straży pożarnej. Wojsko jest kochane przez społeczeństwo dopiero wtedy gdy trzeba bronić nie tylko niepodległości. W czasach pokojowych to są „darmozjady”. Dzisiaj do ubrania w mundur nie wystarczy „zdrowe ciele”. Poza sprawnością fizyczną potrzebne jest wykształcenie i wyszkolenie. Nie wystarcza też motywacja w stylu, że to pewna praca. Spadek bezrobocia powoduje, że jest w czym wybierać na rynku pracy, a służba wojskowa to mimo wszystko nie praca. To pełna dyspozycyjność przez całą dobę, a to mało kto lubi. Wojsko nie ma związku zawodowego i nie ma prawa do strajku. Kogo to dzisiaj obchodzi? Tylko dlaczego prestiż wojska się obniża? Czy nie jest kpiną z nas tolerowanie cywilnych agencji ochrony pilnujących obiektów wojskowych? W dodatku gdy wiemy, że te agencje zatrudniają emerytów i rencistów którzy w ten sposób dorabiają do swych rent i emerytur?
Nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o wymiarze sprawiedliwości. Dlaczego regulacje płacowe dla tej grupy zawodowej mają być inne niż dla pozostałej części społeczeństwa? Jeżeli mamy być traktowani poważnie nie można tolerować sytuacji kiedy sędziowie w stanie spoczynku aktywnie deklarują swą przynależność polityczną, a teoretycznie mają być apolityczni. Albo albo.


stary.piernik

4 komentarze:

  1. stary.piernik14 maja 2018 21:52

    http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/postkomunistyczna-laleczka-pod-specjalna-ochrona

    Najlepiej wychodzi odkrywanie Ameryki na nowo.
    Co się nie robi panie dla chleba.

    OdpowiedzUsuń
  2. stary.piernik14 maja 2018 22:02

    Nie jestem odkrywczy twierdząc, że Stanisław Gawłowski jest klinicznym przypadkiem potwierdzającym, że do polityki idzie się dla pieniędzy. Inaczej byłby gołodupcem jak wielu z nas. Za to dzisiaj musi się martwić żeby w areszcie nie naszły go myśli samobójcze. Warto?

    OdpowiedzUsuń
  3. stary.piernik14 maja 2018 22:14

    W sprawie pomnika katyńskiego w NJ zdania są podzielone. Podobno jest sukces negocjacyjny w starciu z burmistrzem NJ.
    Nie jestem do końca pewien tego sukcesu. Dla mnie burmistrz postawił na swoim. Obiecał developerowi teren pod hotel Hyatt i słowa dotrzymał. Czy nowe miejsce jest wystarczająco godne dla Polonii, przekonamy się kiedy przebudowa terenu zostanie zakończona. Tylko kto będzie po stronie Polonii sprawę nadzorował do końca?

    OdpowiedzUsuń
  4. stary.piernik17 maja 2018 00:42

    Groźba prezesa, że nie zwrócenie nagród spowoduje skreślenie z listy kandydatów w kolejnych wyborach parlamentarnych jest potwierdzeniem wprost, że do polityki idzie się dla pieniędzy. Szantaż jest o tyle skuteczny, że ci politycy od siedmiu boleści nic innego w życiu nie potrafią, bo to zawodowi politycy. Wystarczy nie narazić się prezesowi i mamy święty spokój i … zapewnioną posadę z pensją powyżej średniej krajowej. Niewielu ma większe ambicje.

    OdpowiedzUsuń

Informacja dotycząca plików cookies: