Jak tak dalej pójdzie, zadyskutujemy się na
śmierć.
A tymczasem chodzi o to, żeby posuwać się do przodu.
Mijają dwa
miesiące rządów B. Szydło i efektywnie niewiele się dzieje. Otwarto wiele
frontów i na żadnym nie można jeszcze odtrąbić zwycięstwa. Ilu ludzi, tyle
zdań.
Klasa próżniacza, czyli urzędnicy, mają się dobrze. Nikt nie mówi o
redukcji zatrudnienia urzędników, a tymczasem ich działalność jest ilustracją
prawa Parkinsona https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_Parkinsona
według którego na pewnym etapie rozwoju mogą działać przy całkowitym
wyalienowaniu się ze społeczeństwa.
Opozycja stara się wszelkimi dostępnymi
sposobami przenieść swoje problemy wewnętrzne na arenę międzynarodową. Trzeba
jakoś to opanować. O ile Nowoczesna i Kukiz’15 mogą udawać, że mają jeszcze
czyste ręce, o tyle PO i PSL powinny ważyć każde wypowiedziane słowo.
Wczorajszy
dzień pokazał, że powodów nie brakuje. Nie muszą to być od razu te, które
bezpośrednio dotyczą PiS. Podsłuchy związane z taśmami z Sowy&Co dają pożywkę
mediom. Można się zastanawiać jaki będzie dalszy ciąg, ale media czują krew i
pociągną temat.
Od jakiegoś czasu cicho jest wokół Mariusza
Kamińskiego, a jestem raczej pewny, że postara się udowodnić, że jego nominacja
nie była przypadkowa. Roboty mu nie zabraknie.
Co jakiś czas dowiadujemy się, że w resorcie
ON trwa generalne sprzątanie. Ważne, żeby nie miało charakteru powierzchownego.
Czy nam pozostanie wierzyć w skuteczność działania A. Macierewicza i jego
ekipy? Czy stawianie na ludzi bardzo młodych przyniesie oczekiwane efekty?
Burzyć zawsze można. Gorzej jest z budowaniem. Trzeba mieć z czego. Do budowy
potrzebne są pieniądze i ich racjonalne wydatkowanie.
Spore oczekiwania są związane z wietrzeniem
telewizji. Ciekawi mnie, czy zwalniani prezenterzy i inne tuzy minionej epoki zdawali sobie sprawę, że pewnego poranka mogą
przedwcześnie wylądować na bruku. Nie wszystkich zagospodarują zaprzyjaźnione
media. Tylu wakatów po prostu nie ma. Na dzisiaj widać już pewne istotne
zmiany, poza nowymi twarzami w okienku i zmianą wystroju programów
publicystyczno-informacyjnych.
Ja ciągle oczekuję, że publiczna TV więcej czasu
poświęci na tzw. misję kosztem wszechobecnych reklam. Jestem cierpliwy, ale do
czasu.
Jest jednak coś co mnie dalej bulwersuje. Nie
powiem, że tego nie rozumiem, ale moja wyrozumiałość jest ograniczona. Z
niecierpliwością oczekuje debaty w PE w dniu 20 bm. Czy przedstawiciele Polski
z premier B. Szydło potrafią skutecznie wytłumaczyć lewactwu, że Polska nie
nadaje się na chłopca do bicia, a ta banda darmozjadów za nasze pieniądze
powinna zająć się rozwiązywaniem realnych problemów które miotają Europą. Jeśli
tego nie uda się osiągnąć, trzeba poważnie zastanowić się nad zrewidowaniem
naszego stanowiska wobec UE. Nasza miłość do UE nie może być bezgraniczna, musi
być odwzajemniona.
Opowieści o tym, że nasi ludzie zajmujący
stanowiska w strukturach UE, z chwilą objęcia stanowiska przestają być
Polakami, wkładam między bajki. Nie zauważyłem takich zachowań u Niemców, czy
Francuzów. Dlaczego takim wyjątkiem ma być komisarz E. Bieńkowska?
W końcu wystarczyło mieć własne zdanie i je otwarcie wygłosić. Żadna kara by ją nie spotkała. Nawet premii by jej nie obcięli, Tak to pozostaje mieć nadzieję, że Polacy jej tego tchórzostwa politycznego nie zapomną. W końcu stanowisko komisarza unijnego to nie dożywotnia synekura.
W końcu wystarczyło mieć własne zdanie i je otwarcie wygłosić. Żadna kara by ją nie spotkała. Nawet premii by jej nie obcięli, Tak to pozostaje mieć nadzieję, że Polacy jej tego tchórzostwa politycznego nie zapomną. W końcu stanowisko komisarza unijnego to nie dożywotnia synekura.
A teraz coś dla niepoprawnych wielbicieli UE.
To nie żadna sensacja, czy inna nowość. Media i politycy od lat pieją z
zachwytu nad pomocą finansową jakiej udziela nam UE. Mniej przyjemną częścią tej
informacji jest to, że 75, a są tacy którzy twierdzą, że nawet 85% tej kwoty
wraca do darczyńcy. Innymi słowy, z każdego euro wydanego z funduszy pomocowych
UE w Polsce 75 czy nawet 85 eurocentów wraca za Odrę. Można by to ostatecznie
przełknąć, bo przy tych kwotach to też są znaczne pieniądze. Niestety, jest tu
poważny haczyk, a właściwie hak na którym wisimy od dawna. Zanim wydamy chociaż
euro z tych pieniędzy musimy dodać od 25 do 75% własnych środków. Mało tego,
możemy je wydać tylko na cele zaakceptowane przez urzędników unijnych. Żeby
było jeszcze piękniej inwestycje musimy finansować ze środków własnych, a
dopiero po zrealizowaniu etapu występujemy o refinansowanie, czyli faktycznie
kredytujemy taką inwestycję. Okazuje się, że samo rozliczenie, czyli uznanie
poniesionych wydatków też nie jest takie proste.Jeśli do tego dodam, że te kredyty zaciągamy w bankach które polskimi bywają jeszcze czasem z nazwy, to ten obraz jest jeszcze mniej budujący.
Najważniejszy problem według mnie polega na
tym, że w ten sposób jesteśmy zmuszani do wydawania naszych pieniędzy na cele
które niekoniecznie są naszymi priorytetami. Autostrady, drogi szybkiego ruchu,
modernizacja linii kolejowych, to wszystko jest nam potrzebne. Rzecz jednak w
tym, że te prace są preferowane dla kierunku wschód-zachód, a nasze
zainteresowania dotyczą również kierunku północ-południe. Tu już takiego
entuzjazmu do finansowania inwestycji ze środków unijnych brak, a z punktu
widzenia naszych interesów są one nie mniej ważne.
Na deser mamy dzisiaj otwarcie instytutu b. prezydenta
Komorowskiego. Mam w związku z tym niesmak i to podwójny. Dzięki regulacjom
wprowadzonym przez panią Waniek za prezydentury Kwaśniewskiego takie biura
byłych prezydentów są finansowane z naszych pieniędzy. Skala wydatków na ten
cel zależy tylko od fantazji organizatora takiego biura. Po drugie, mam poważne
wątpliwości w jaki sposób to akurat biuro będzie służyło propagowaniu polskiej
racji stanu w kraju i zagranicą. O tym, że okres prezydentury BK zostanie
rozliczony, przynajmniej politycznie, można pomarzyć. Nabieram coraz większej
pewności, że nie tylko na razie.
stary.piernik
http://www.rp.pl/Rzecz-o-polityce/301129873-Koniec-Obrony-Demokracji.html#ap-2
OdpowiedzUsuńWięcej takich informacji i ... damy radę.
Powtarzające się pytanie: którędy i w jakich kwotach wyciekają za granicę pieniądze z Polski? Chętnie mówi się o skali dotacji unijnych. Mniej się mówi o tym ile pieniędzy wyprowadzanych jest z Polski. Transfer zysków to około 100 mld zł rocznie. Oszustwa na podatku VAT to około 50 mld zł. Wskutek uchylania się od podatku CIT tracimy kolejne pieniądze. W sumie można uzbierać około 170 mld zł rocznie. Ale to stanowi połowę budżetu państwa polskiego. Dla porównania ile otrzymujemy w ramach dotacji unijnych?
OdpowiedzUsuńDo tego trzeba dodać tendencyjność decyzji urzędników unijnych. Nam nie wolno dotować żadnych gałęzi polskiej gospodarki. Każda próba kończy się karami nakładanymi przez UE. Tymczasem, przykładowo, dozwolone były dotacje rządu niemieckiego dla własnych stoczni.
http://www.rp.pl/Gospodarka/301159854-SP-obniza-rating-Polski.html
OdpowiedzUsuńPrzypadek czy skoordynowana akcja banksterów?
Domyślałem się, że wczoraj opublikowany rating Standard&Poor’s jest wzięty od czapy. Ale nie zmienia to faktu, że kurs złotego dołuje http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/rating-polski-gorszy-niz-bermudow-co-moze,210,0,1999058.html
UsuńSą różne opinie na temat tego ratingu. Skutki są doraźne i będą długoterminowe. Trafiłem na opinię, że na początku roku rząd zaciąga kredyty na obsługę długu i wzrośnie koszt tego kredytu. Zwraca się też uwagę, że inne agencje ratingowe m.in. Moody’s i Fitch nie podzieliły pesymizmu S&P.
Ciekawostką jest też to, że agencja była już pozywana do sądu za swoje ratingi i przegrywała sprawy płacąc poważne odszkodowania.
http://www.forbes.pl/s-p-tnie-rating-polski-zloty-mocno-traci,artykuly,201857,1,1.html
Faktem pozostaje, że S&P po raz pierwszy opublikowała rating w oparciu o decyzje polityczne państwa, w dodatku jeszcze nie wprowadzone w całości.
http://independenttrader.pl/agencje-ratingowe-konflikt-interesow.html
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać w ramach uzupełniania wiedzy ekonomicznej.
Kto i dlaczego ma interes w manipulowaniu ratingami.