czwartek, 3 stycznia 2019

2019, co nam przyniesie?



Na początku Nowego Roku można zabawić się w futurologa. To nic, że to wróżenie z fusów. Zawsze coś z tego się zrealizuje. Nie ważne czy te przewidywania sprawdzą się czy nie.
Zagadką będzie rzeczywista skuteczność ustawy eliminującej skutki podwyżki cen energii elektrycznej. Podpisanie ustawy przez prezydenta Dudę i jej opublikowanie w Dzienniku Ustaw sprawy nie zamyka. Sama obietnica, że podwyżek nie będzie, nie jest obietnicą samospełniającą się.
Jest w mylnym błędzie kto sądzi, że przyszłość Polski i Polaków zależeć będzie w sposób zasadniczy od tej ustawy. Mogła być tym ziarenkiem które wywoła lawinę. Dlatego obserwowaliśmy taką nerwową reakcję partii rządzącej na koniec minionego roku. Nie zapominajmy, że opozycja  czuwa nad rozwojem wydarzeń. Bruksela już sobie ostrzy zęby i zamierza wtrącić swoje trzy grosze. Znowu będziemy obserwowali test naszej suwerenności. Najrozsądniej byłoby zbyć zapędy KE milczeniem, ale trzeba być zdecydowanym w tym postanowieniu.
Punktów zapalnych można znaleźć więcej. Wystarczy poszukać.
Zacznę od tego, że Polska nie leży ani na księżycu, ani w kosmosie. Znajdujemy się w środku Europy, jeszcze wśród 28 państw należących do UE, państw mających w przeważającej mierze własne, często sprzeczne, interesy narodowe. Część z nich należy do strefy euro. Każde z tych państw ma własne problemy wewnętrzne które próbuje rozwiązywać, nie zawsze skutecznie. Za to wszyscy chętnie dążą do „uspołecznienia” swoich problemów.
Wbrew deklaracjom UE nie prowadzi jednolitej polityki energetycznej ani gospodarczej.  Prościej będzie zadać pytanie w jakim obszarze UE prowadzi politykę jednolitą dla wszystkich jej członków? Odpowiedź też jest prosta i krótka. W żadnym.
Ton nadają Niemcy, a przy ich boku usiłuje robić to również Francja. Przychodzi im to łatwiej po wycofaniu się Wlk. Brytanii. Wykorzystują głównie swoją przewagę technologiczną. Bardziej jednak dowolność interpretacji /na swoją korzyść/ prawa unijnego. To prawo unijne jest tak rozbudowane że mieści się w nim dosłownie wszystko. Drogą manipulacji czy wprost szantażu wymuszają decyzje korzystne dla swoich państw. Takim jaskrawym przypadkiem jest sprawa opłat za prawo emisji CO2.
Jeśli cofniemy się o kilka czy kilkanaście lat, to okaże się że „czarnym ludem” straszy się nas od dawna. To były plamy na Słońcu, dziura ozonowa, aż przyszedł czas na CO2. Na dzisiaj to najbardziej dochodowy dla pomysłodawców interes.
Wielu komentatorów uważa dzisiaj, że UE jest w rozsypce, a co najmniej na rozdrożu. Śmiesznie więc brzmią głosy totalnej opozycji wmawiające nam, że rząd polski zmierza do Polexitu. Jakie są podstawy do takiej opinii? Opozycja chce na tym wjechać do tegorocznych wyborów, bo strach jest nośnym materiałem agitacyjnym.
Dzisiaj nasza uwaga jest skupiona na obserwacji Brexitu. Tu widać, że KE nie jest zainteresowana renegocjacją warunków uczestnictwa, a samo wystąpienie chce Wlk. Brytanii maksymalnie utrudnić. Robi to właśnie dla odstraszenia innych chętnych do pójścia w jej ślady.
UE zapląta się jednak we własne nogi bo jak zbuduje siły militarne Europy bez udziału USA i Wlk. Brytanii? Kto się zgodzi na dostęp Niemiec do guzika atomowego? Dziwi mnie jednak entuzjazm prezesa Kaczyńskiego dla pomysłu który pod różnymi nazwami krąży nad Europą od 1954 roku https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_Zachodnioeuropejska
Przed kim miałaby bronić ta organizacja zdominowana przez Niemcy? Zapominamy już o przeszłości i partnerskich stosunkach III Rzeszy z Rosją Radziecką?
Zejdźmy jednak na ziemię, a raczej do „polskiego piekiełka”, może tylko piekła?
Po wyborach parlamentarnych 2015 roku trzeci rok, a właściwie już czwarty, trwa bezproduktywna pyskówka między PO a PiS. Wielu uważa, że to ustawka. Jedynym widocznym jej efektem jest przegrupowywanie sił i anihilacja niektórych ugrupowań na rzecz PiS lub PO które usiłują zbudować w Polsce system dwupartyjny. Ciągle jednak nie widać zdecydowanej przewagi żadnej ze stron. Otwarte pytanie na ten rok brzmi: czy rządzący utrzymają stan posiadania? Na zdobycie większości konstytucyjnej nie liczę. Nie z tą ekipą. Zadowalają się byciem u władzy.
Teoretycznie jest to koalicja rządząca, a realnie zarówno Ziobro, a zwłaszcza Gowin, przy byle okazji usiłują wybić się na niepodległość, zaznaczając swą odrębność /mam swoje zdanie z którym nie zawsze się zgadzam/. Lata płyną a PiS dalej nie ma pomysłu jak zwiększyć swój stan posiadania wśród elektoratu. Powoli staje się starą panną która zbytnio przebiera wśród adoratorów. Inna sprawa, że nie ma w czym wybierać, ale ciągle są do zagospodarowania  niezdecydowani. Na jednym 500+ zbyt wiele zbudować się nie da. O innych korzystnych zmianach elektorat zdaje się że już zapomniał.
Dzisiaj mamy do czynienia z taką sytuacją że ci potencjalni wyborcy odwołują się do swej pamięci i chętnie przypominają o niespełnionych obietnicach wyborczych. Przez lata partiom uchodziło to na sucho, ale to już raczej przeszłość. Suweren nie chce dać się dalej wodzić za nos. Elektorat myśli przez pryzmat własnej kieszeni i zaspokojenia potrzeb materialnych własnych i rodziny. Dlatego mniej tu myślenia państwowo twórczego. Interesuje go budownictwo mieszkaniowe, a już mniej budowa dróg i modernizacja infrastruktury kolejowej. Jeśli już to dlaczego nie otrzymuje wynagrodzenia za wykonaną i odebraną pracę. Elektorat do znudzenia będzie powtarzał pytania o podniesienie progów podatkowych, o rozwiązanie problemów frankowiczów, o obniżanie stawek VAT itp.
Reforma sadownictwa interesuje od strony zwiększenia sprawności funkcjonowania sądów. Perypetie sędziów już mniej. Chyba, że chodzi o ich bezkarność wobec stosowanego wobec  nich prawa.
Powraca jednak pytanie ogólniejsze, na co mamy realny wpływ, a czemu możemy tylko kibicować? Najprostszy podział to sprawy wewnętrzne Polski i sytuacja międzynarodowa. 
W odniesieniu do spraw wewnętrznych narasta zniecierpliwienie społeczeństwa wobec znikomej efektywności działania wymiaru sprawiedliwości. Sprawcy są znani, zatrzymywani i ciąg dalszy ulega zawieszeniu. Procesy sądowe stają się elementem gry politycznej między rządzącymi i opozycją. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji, że oskarżeni skarżą polski wymiar sprawiedliwości o przewlekłość postępowań sądowych i procesy te wygrywają przed sądami europejskimi. Pomylenie roli sądu obserwujemy gdy polski sędzia zasądza na rzecz skazanego odszkodowanie za „nieludzkie” warunki odbywania kary jakby osadzony przebywał na wczasach, a nie odbywał kary wieloletniego więzienia za szczególnie poważne przestępstwa /casus Boguckiego/. Dziwne że takich wyroków nie zaskarża minister sprawiedliwości.
Na odrębną uwagę zasługują przypadki dotyczące nadużyć wewnątrz struktur krajowego wymiaru sprawiedliwości. Ile jest takich przypadków jak ostatnio „odświeżony”, dotyczący warszawskiego prokuratora, złapanego w 2007 roku na gorącym uczynku przyjęcia sporej łapówki, w związku z wykonywanym zawodem, skazanego przez sąd I instancji, a następnie uniewinnionego przez sąd II instancji, ale nie przywróconego do wykonywania zawodu. Prokurator nie został dotychczas usunięty z prokuratury, bo nie jest skazany prawomocnym wyrokiem, dzięki czemu od lat pobiera wynagrodzenie w wysokości kilku tysięcy PLN miesięcznie. Usłyszałem, że decyzją ministra Ziobry sprawa tego prokuratora ma być rozpatrzona przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Warto wiedzieć, że niewydolność wymiaru sprawiedliwości w tym przypadku kosztowała nas dotychczas sporo ponad 500 tysięcy PLN wypłaconych jako uposażenie dla tego prokuratora o lepkich rękach.
Polski wymiar sprawiedliwości jest wadliwie zbudowany od samych podstaw. Jest wadliwa kwalifikacja kar, a przez to nieadekwatne ich stosowanie. Korupcja jest problemem samym w sobie.
W sprawach rozbudowanych, aferalnych, nie można orzekać w wątkach już rozpoznanych, ale trzeba czekać na pełne wyniki śledztw. W ten sposób sprawy ciągną się latami, w wielu wątkach ulegają przedawnieniu, a resztą zajmują się wyspecjalizowane kancelarie prawne.
Trzeba też pamiętać, że są afery tabu. Ciągle się o nich mówi, ale szczegóły nikną we mgle. Są podstawy do wnioskowania, że wśród zamieszanych w nie są osoby z obecnych kręgów władzy.
Mimo powtarzających się obietnic stanowione prawo nie staje się bardziej przejrzyste i jednoznaczne w interpretacji. Znowu jako przykład może posłużyć projekt ustawy dotyczący przemocy w rodzinie. Projekt został wycofany do zmiany, mimo umieszczenia go już na stronie rządowej jako projekt po konsultacjach społecznych. 
Wykaz przestępstw gospodarczych z lat 1989-2018, które określono mianem afer zajmie kilka stron maszynopisu. Nie przypomnę sobie w ilu z nich zapadły wyroki skazujące a wyroki są wykonane. To właśnie dowodzi że mamy do czynienia z państwem teoretycznym.
Ulubionym zajęciem rządzących są występy medialne. Całkowicie zapomniano, że do tego celu są ustanowieni rzecznicy prasowi. Czas przeznaczony na występy przed mikrofonami i kamerami powinien być przeznaczony na pracę merytoryczną do której urzędnik jest zobowiązany od chwili powołania na stanowisko. Niestety jest to ciągle w sferze naszych pobożnych życzeń, a politycy niczym kolędnicy wędrują od studia do studia.
Błędem jest powoływanie posłów i senatorów na stanowiska w administracji rządowej. Dzięki temu trójpodział władzy jest fikcją. Nic też nie wskazuje żeby ta sytuacja uległa zmianie.
Mając przed sobą cały rok trudno przewidywać co nam przyniesie. Dotyczy to zarówno spraw krajowych jak i międzynarodowych.
Zagadką jest rozwój wydarzeń w Europie i na świecie. Są duże oczekiwania zmian które mogą zapoczątkować wybory do europarlamentu. Czy jednak nie są to tylko pobożne życzenia? Zmiany, jeśli nastąpią, będą raczej długoterminowe.
Dla pozycji międzynarodowej Polski ważne są jej sojusze i sojusznicy, ale nie mogą się one opierać na deklaracjach jednostronnych. Każdy trwały sojusz musi opierać się o zasadę wzajemności.
My musimy dokonać głębokich zmian mentalnych. Będziemy dla innych liczącym się sojusznikiem tylko wtedy, gdy będziemy stanowili realną siłę gospodarczą i militarną. Nikt nie traktuje poważnie państwa wiszącego u klamki i biadolącego, że jemu się coś od innych należy. Tych petentów jest dzisiaj za dużo.
Dlatego wielu jest rozczarowanych postawą USA które za wszystko, w tym za poparcie polityczne i militarne, każą sobie słono płacić. Moim zdaniem jest jeszcze gorzej, bo poparcie USA jest czysto koniunkturalne, uzależnione od doraźnych interesów USA w tej części Europy z której Niemcy próbują je wypchnąć. USA mimo wszystko będą zabiegały o względy Rosji która może być realnym wsparciem w nieuchronnym starciu USA z Chinami. Dlatego o zakusach Rosji na wchłonięcie Białorusi mówi się jako o informacji a nie realnym zagrożeniu które wiąże się z wydłużeniem granicy bezpośredniego styku z UE.
Polska musi się sprawnie w tym wszystkim poruszać, ale jak dotychczas sukcesy są takie sobie.
Może ten rok okaże się lepszy?  

stary.piernik 
 

5 komentarzy:

  1. Poziom narzucanego widowni zidiocenia można obserwować na przykładzie wyczynów TVP i jej prezesa. W sumie w programach mamy to co podoba się prezesowi, a więc rozrywka nie najwyższego lotu, czego przykładem był wieczór sylwestrowy w TVP2 /właśnie zapowiedziano powtórkę, tym razem w odcinkach/, programy sportowe /transmisje dyscyplin interesujących prezesa jako kibica/, publicystykę z udziałem etatowych gadaczy którzy wyskakują na ekranie niczym królik z kapelusza. Co z tego, że nie zawsze mają coś sensownego do powiedzenia. Rzadko który otwarcie mówi co myśli, w obawie przed zdjęciem go z wizji.
    Od lat mówi się bezskutecznie o tzw. ramówce wg której układany jest program tv. Efektów nie widać. Ciekawe programy emitowane są zwykle po północy. Żenujący jest poziom publicystyki w wydaniu TVP. Z jednej strony dosmucacze w rodzaju programu ALARM, jałowe pseudo dyskusje, zwłaszcza w TVP Info. Niegdyś dobre programy w rodzaju WARTO ROZMAWIAĆ też się staczają. Strach pomyśleć co się stanie jeśli władzy uda się spacyfikować tv komercyjną.
    Jeżeli tak będzie wyglądała publicystyka w roku wyborczym to możemy oczekiwać zaskakującego dla nas wyniku wyborczego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak długo koalicja rządząca będzie się dawała wkręcać w narrację narzucaną przez totalną opozycję? Ostatnio mamy z tym do czynienia, w związku z nominacją posła Andruszkiewicza /Kukiz 15/, na wiceministra w ministerstwie cyfryzacji.
    Od kiedy w rządach tworzonych po 1989 roku kryterium powołania na stanowiska rządowe były kompetencje merytoryczne? Przykładów starczyłoby na oddzielny felieton.
    Opozycja drze łacha dlatego, że może się tylko przyglądać tym ruchom kadrowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio, nie wiedzieć czemu, tematem medialnym stała się nominacja posła Andruszkiewicza na wiceministra w ministerstwie cyfryzacji. Dziwny ten szum, bo takich nominacji ni z gruszki, ni z pietruszki, było wcześniej wiele i będzie w przyszłości jeszcze więcej. Z jakichś powodów było to potrzebne prezesowi w ramach nadchodzących kampanii wyborczych. Nie ma najmniejszego sensu mówienie o kompetencjach nominata. Nie mam najmniejszego zamiaru ich ujmować Andruszkiewiczowi. Opozycja drze się, bo już o tym pisałem, może się tylko takim ruchom przyglądać. Oni mogą rozdawać nominacje tylko w „gabinecie cieni” i to musi im wystarczyć. Czy tylko do wyborów parlamentarnych? To już zależy od elektoratu, a wcześniej od koalicji rządzącej. Dzisiaj ciągle jest szansa na reelekcję, ale pozostaje otwarte pytanie z jaką przewagą nad opozycją? Poza tym pamiętajmy, że nie ma takiej rzeczy której nie można by spieprzyć.
      Wybory jeszcze się nie odbyły.

      Usuń
    2. Zastanawiam się czy „sprawa Andruszkiewicza” nie jest kolejnym odwracaczem uwagi. Przecież za plecami POPiS trwają gorączkowe prace nad tworzeniem nowych bytów które chcą wystartować w wyborach do europarlamentu i później w wyborach parlamentarnych. Te ruchy są na lewicy i na prawicy. Problemem dla nich jest sponsor. Bez tego ani rusz. Jakubiak może coś wyłożyć z własnej kieszeni. Reszta to gołodupcy, albo siedzący w czyichś kieszeniach. Nie powiem, że to sprzedajne dziwki, bo jeszcze ich nie znam.
      Za kilka miesięcy wszystko się wyjaśni.

      Usuń
  3. Do spraw mniej istotnych w krajowej polityce anno 2019 zaliczę sprawę ewentualnego powrotu „krula europy” do polityki krajowej.
    Według mojej oceny DT w polityce pełni rolę chłopca na posyłki. Dlatego nie ma sensu roztrząsanie czy wróci, czy nie? Jest mało prawdopodobne by zrobił to dobrowolnie. Wrodzone lenistwo mu na to nie pozwala. Ważny jest spokój i dobre warunki materialne, co zapewnia mu pobyt w Brukseli. Co innego gdyby zewnętrzne ośrodki decyzyjne nakazały mu powrót do polityki krajowej. Powrót możliwy jest wtedy w dwóch momentach, czyli na wybory parlamentarne lub alternatywnie na wybory prezydenckie w 2020 roku.
    Kto mu jednak zagwarantuje zwycięstwo? Powrót z Brukseli zamknie mu drogę odwrotu w razie przegranej.

    OdpowiedzUsuń

Informacja dotycząca plików cookies: