We
wszystkich normalnie funkcjonujących gospodarkach za niezbywalne traktuje się
te działy, które mają strategiczne znaczenie dla jej funkcjonowania. Tych
obszarów nikt dobrowolnie się nie pozbywa. Widocznie my byliśmy tym niechlubnym
wyjątkiem. Sprzedawano wszystko „jak leci’. Ważne było, czy odnotowano w
budżecie zaplanowane wpływy ze sprzedaży kolejnych dóbr narodowych.
Na
nic zdały się protesty społeczne i kierowanie szczególnie jaskrawych przypadków
tej bezmyślności do sądów. Dzisiaj z pełną odpowiedzialności ą można
powiedzieć, że nikt z tych decydentów ekonomicznych z początku lat 90-tych nie
poniósł żadnej odpowiedzialności, ani politycznej, ani karnej.
Trafiłem
na taką ocenę tego geniusza /ocena pochodzi z 2016 roku/:
Kilka przykładów geniuszu
Balcerowicza:
- Spowodował osiemnastomiesięczne (!)
zamrożenie kursu dolara, przy równoczesnym, sięgającym 90% rocznie (!!),
bankowym oprocentowaniu kapitału złotówkowego, co pozwoliło niebieskim ptakom
całego globu przywieźć nad Wisłę wagony dolarów, a kilkanaście miesięcy później
wywieźć znad Wisły dwa i pół raza tyle (prawie 250%!!!). Za ten wymarzony
"numer" cwaniacy Wschodu i Zachodu winni solidarnie wznieść panu
Balcerowiczowi pomnik o wysokości wieży Eiffla, i to ze szczerego złota,
którego ciężar byłby lichym ułamkiem ich "doli". Historia ekonomii
zna niewiele finansowych "przekrętów", które miały skalę
porównywalną.
- Wychładzał gospodarkę podczas
gdy należało ją podgrzewać.
- Sprzedał polskie złoto (ponad
150 ton) kiedy było w absolutnym dołku cenowym. Polska straciła na tym ok. 2,5
mld dolarów.
- Przeszedł w rozliczeniach
zagranicznych z rozliczeń dolarowych na euro w momencie wprowadzenia euro, a
wiec nieustabilizowanym kursie. Po tym euro spadło z $1,15 do $0,89. A wiec
siła nabywcza polskiej rezerwy walutowej spadła o prawie 30%, czyli ok. 15
mld$.
- Ostatnie jego posunięcia są
wręcz fatalne. Przy prawie zerowej inflacji utrzymywanie stóp na tak wysokim
poziomie jest czystym absurdem. W USA w podobnej sytuacji stopy spadły poniżej
2%.
- Panu Balcerowiczowi pomyliły się
role jakie powinien spełniać pieniądz w gospodarce. Pieniądz ma spełniać
służebną rolę względem gospodarki i rozwoju kraju, a nie odwrotnie, jak to się
zdaje panu Leszkowi B . Geniusz Balcerowicz zaciągnął kredyt i ulokował w
obligacjach USA - 30 mld USD!!! Przy kursie dolara ponad 4 zł. Na ten cel
wyemitowano obligacje - większość na długi okres o stałym procencie - 15% i
więcej. Obligacje USA były na 1-2% Polska na tym straciła na przestrzeni lat
ponad 100 mld USD - ukrywanych jako straty NBP. itd, itd, itd...
I oto ten gwiazdor trząsł Polską
gospodarką, co czyni ją permanentnym dłużnikiem, bez końca spłacającym długi
boleśniejsze każdego roku. Za co kochają go wszyscy finansowi spekulanci tej
Ziemi.
Na początku lat 90-tych ten
geniusz podniósł oprocentowanie kredytów już wziętych z 8 do 40%. Dzięki tej
wspaniałej decyzji tysiące polskich firm zbankrutowało i powstało duże
bezrobocie. Wkraczające na nasz rynek zachodnie firmy nie miały specjalnie z
kim konkurować, ale miały za to tanią siłę roboczą, do dnia dzisiejszego
zresztą wiele się w tym temacie nie zmieniło. Nic więc dziwnego, że na
zachodzie go chwalą, bo działał i działa w ich interesie, ale nikt go tam nie
zatrudni, bo prywatnie uważają go za zdrajcę.
Przypomnę , że Balcerowicz również
maczał swoje paluchy w wyprzedaży prawie całego polskiego sektora bankowego w
zachodnie ręce za 10% wartości. Wyprzedano ponad 80% polskich banków.
Balcerowicz to synonim bandytyzmu państwowego.
Ten
„geniusz ekonomii” miał wsparcie w osobie ówczesnego ministra Janusza
Lewandowskiego, który był realizatorem, w majestacie prawa, rozdawnictwa
naszego dobytku. Lewandowskiego próbowano postawić przed sądem, ale nie udało
się doprowadzić do jego skazania. J. Lewandowski też nie działał w próżni, bo
jemu z kolei grunt przygotował Waldemar Kuczyński minister przekształceń
własnościowych w rządzie Mazowieckiego.
W roku 1990
stopa bezrobocia w Polsce
wynosiła 6,5%, a bez pracy było 1,1 mln Polaków. Rok później ten wskaźnik wzrósł do 12,2% (2,1 mln), a w 1994 –
16,4% (2,9 mln). W pierwszych
latach prywatyzacji drastycznie spadł wskaźnik PKB – w 1994 r. był on niższy o kilkadziesiąt procent niż w 1989
roku.
Lata
poprzedzające traktat akcesyjny to nie prehistoria. Pamiętam dyskusje
poprzedzające przygotowania do wejścia do UE. Były głosy za, były też przeciw.
Wśród tych głosów były i takie, które głosiły, że ówczesne elity rządzące parły
do wejścia do UE, bo nie miały pomysłu na wyprowadzenie Polski z zapaści w
jakiej znaleźliśmy się po pierwszej fali gwałtownej wyprzedaży majątku
narodowego, kiedy skończyły się pieniądze, a nie było widocznych efektów
„transformacji”. Pieniądze unijne miały uratować głowy rządzących. Nie ważne
było wówczas na jak długo. Panaceum na nasze dole i niedole miał być „cudotwórca”
nazwiskiem J. Sachs podrzucony nam przez G. Sorosa. Sachs miał pomysł który nie
wypalił wcześniej w Boliwii. Krotko mówiąc, byliśmy królikiem doświadczalnym w
rękach dwóch dyletantów tzn. Sachsa i Balcerowicza.
Jak
widzę dzisiaj tamte lata?
Ekspansja
wewnątrz UE odbywa się teraz w jednym kierunku. Stara Unia, wykorzystując swą
przewagę finansową i gospodarczą oraz labilność rządzących w państwach nowo
przyjętych, opanowała bez reszty kraje przyjmowane po rozpadzie RWPG. „Młodzi”
członkowie UE mają do zaoferowania jedynie swoje rynki zbytu i ręce do pracy.
Na
przykładzie Polski mogę powiedzieć, że błędy popełniono już na etapie
negocjacji warunków przyjęcia do UE.
Dla
ówczesnych rządzących ważniejsze było kto podpisze traktat akcesyjny niż to
jakie będą warunki naszego wejścia do UE. Czy będzie to lewica pod rządami L.
Millera, który w ten sposób przeszedł do historii, czy też jego następca,
również lewicowy M. Belka? Wiadomo było, że były to ostatki rządów lewicy. https://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_ate%C5%84ski
Przejdę
jednak do szczegółów. Tym którzy są wewnątrz UE ma być łatwiej. Takie są
założenia. Mają wspólną walutę, jednolite zasady rozliczeń handlowych, mają też
rozbudowany system dotacji, teoretycznie jednolity dla wszystkich państw
członkowskich.
Z
ekonomicznego punktu widzenia najważniejsze są dotacje dla rolnictwa i tzw.
programy sektorowe. Mniej się mówi o
tym, że kraje członkowskie wnoszą składkę wyliczaną proporcjonalnie do
potencjału gospodarczego danego kraju. Polska też wnosi taką składkę, ale
zawsze podkreśla się, że sumaryczne wsparcie ze strony Brukseli przekracza
znacznie wysokość naszej składki do budżetu UE.
Jest
to prawda, ale nie do końca. Wszystko zależy od tego jaki sposób wyliczeń
przyjmiemy. Ten sposób jest na tyle nieczytelny, że można dowieść każdej wersji
wygodnej dla dyskutanta. Dlatego można znaleźć najróżniejsze opracowania
udowadniające zasadność lub jej brak, przystąpienia Polski do UE.
To jedno, a drugie to celowość wydatków z wykorzystaniem wsparcia unijnego. Podkreśla się, że znaczna część tych środków jest zwyczajnie marnowana, bo wydatkujemy je na cele które nie są dla nas priorytetowe. Najsłabszym ogniwem tej pomocy jest konieczność jej uzupełniania kredytami zaciąganymi w bankach które są własnością kapitału zachodniego, co powoduje dodatkowy drenaż naszego rynku.
To jedno, a drugie to celowość wydatków z wykorzystaniem wsparcia unijnego. Podkreśla się, że znaczna część tych środków jest zwyczajnie marnowana, bo wydatkujemy je na cele które nie są dla nas priorytetowe. Najsłabszym ogniwem tej pomocy jest konieczność jej uzupełniania kredytami zaciąganymi w bankach które są własnością kapitału zachodniego, co powoduje dodatkowy drenaż naszego rynku.
W
odniesieniu do rolnictwa problem wygląda nieco inaczej. Rolnictwo wszędzie ma
problemy z efektywnością produkcji rolnej. Raz jest to nadprodukcja, a innym
razem uzależnienie produkcji od warunków atmosferycznych. Pomiędzy tym istotna
jest jeszcze jakość produkcji rolnej. Ta wielkotowarowa jest wspomagana chemią,
co powoduje, że w społeczeństwach wzrasta popyt na żywność ekologiczną, czyli
produkowaną z eliminacją chemicznych środków ochrony roślin.
Tak
czy inaczej UE dotuje produkcję rolną. Rzecz w tym, że dotacje nie są jednakowe
dla wszystkich państw członkowskich. Niestety, nasi negocjatorzy zgodzili się
na to. Jest to chore zjawisko, bo zabija konkurencyjność na rynku zbytu produktów
rolnych.
Do
tego dochodzi tzw. kwotowanie np. produkcji mleka czy cukru. Za przekroczenie
kwot KE nakłada kary finansowe.
Innym
„dobrodziejstwem „made in UE” jest wygaszanie produkcji w określonej gałęzi
produkcji rolnej. Tak postąpiono z uprawą buraka cukrowego i produkcją cukru w
Polsce. Zlikwidowano cukrownie, a w najlepszym razie zrobiono w nich
przesypownie, gdzie konfekcjonuje się cukier przywożony hurtowo z cukrowni
niemieckich. którym produkcja ciągle się opłaca J.
Tych
„kwiatków” jest znacznie więcej i można by sporządzić z tego odrębną notkę.
W
UE obowiązuje planowanie w cyklach zwanych perspektywami finansowymi. Obecnie
realizowana jest perspektywa 2014-2020. W komentarzach zwraca się uwagę, że
Polska w kolejnej perspektywie, po 2020 roku stanie się tzw. płatnikiem netto,
czyli wpłaci do budżetu UE więcej niż zyska wsparcia. http://wosnastoprocent.pl/slownik/platnik-netto/
Jednym ze znaczących powodów jest niewykorzystywanie w terminie przyznanych
środków unijnych, przez co przepadają one i są wykorzystywane ponownie dla
innych beneficjentów.
Dodatkowo
Polska ponosi wymierne straty gospodarcze wskutek sankcji nakładanych przez UE
np. na Rosję. Przy okazji ujawniana jest skuteczność tych sankcji. Polska
stosuje się do zaleceń KE, a inne kraje np. Niemcy, czy Francja w tym samym
czasie kontynuują współpracę gospodarczą z Rosją, nie ponosząc za to żadnych
konsekwencji ze strony UE.
Jedno
z czołowych, moim zdaniem, miejsc w debacie o UE, zajmuje pytanie czy wszyscy
członkowie „starej Unii” spełniali kryteria przyjęcia? Dzisiaj dowiadujemy się,
że na pewno nie spełniała ich Grecja. Jednak rządy państw przyjmujących Grecję
do swego grona przymknęły wówczas oko na pewne niedociągnięcia, nie tylko
formalne, a ponadto okazało się, że Grecja dopuściła się fałszerstw dokumentów
złożonych przed aktem akcesyjnym. Tu należy się doszukiwać dzisiejszych
problemów gospodarczych Grecji, która nie jest w stanie podołać wymaganiom
narzuconym przez EWG na ten kraj. Grecja żyje po prostu ponad stan, ponad swoje
możliwości gospodarcze i od jakiegoś czasu otwarcie mówi się o możliwym
bankructwie tego kraju, a w konsekwencji wyjściu ze strefy euro.
Innym
przykładem jest Hiszpania która w okresie prosperity EWG i później UE
przeinwestowała i dzisiaj ma problemy ze spłatą swoich zobowiązań finansowych.
Podobne problemy, chociaż w innej skali, dotknęły Portugalię i Włochy.
W
tym wszystkim destrukcyjną rolę odgrywa EBC, który jest emitentem waluty
unijnej, czyli euro. https://pl.wikipedia.org/wiki/Europejski_Bank_Centralny
EBC
udziela kredytów poszczególnym krajom których gospodarka jest dotknięta
kryzysem. Kredyty niestety dalej pogrążają te kraje. Dzisiaj EBC dodrukowuje
euro w dużych ilościach by w ten sposób doraźnie ratować prywatne firmy w
Niemczech, Francji, czy we Włoszech http://niewygodne.info.pl/artykul7/03310-EBC-drukuje-miliardy-euro-na-prywatne-dlugi.htm
; http://www.bibula.com/?p=92777
Jest
to polityka krótkowzroczna, bo ten nawis inflacyjny oscyluje dzisiaj już wokół
kwoty biliona euro.
Po
ostatnim skandalu z dyrektorem Axel Springer w roli głównej w Polsce uświadomiono
sobie, że kapitał ma narodowość. Wygląda na to, że rządzący w III RP o tym
zapomnieli, albo roztrwonili majątek narodowy świadomie i z premedytacją, ze
szkodą dla Polski i Polaków http://www.press.pl/tresc/47894,_wiadomosci_-publikuja-list-marka-dekana-do-pracownikow-onet-ras-polska
Władze
UE nie potrafią poradzić sobie z polityką migracyjną. Od jakiegoś czasu na
teren Europy wjechało sporo ponad milion uchodźców z Azji i Afryki.
Teoretycznie z terenów objętych działaniami wojennymi. Praktyka pokazała, że
wśród uchodźców są imigranci zarobkowi, którzy w Europie szukają dla siebie i
swoich rodzin lepszych warunków do życia. Przyjeżdżali wcześniej, ale nie w
takiej skali.
Problem
wywołała decyzja kanclerz Niemiec, która bez uzgodnienia z pozostałymi krajami
członkowskimi zezwoliła na wpuszczenie na teren Niemiec około 1,2 mln
uchodźców, przychodzących z Bałkanów via Węgry i Austria. Był to początek
problemu, bo okazało się, że ci imigranci mają bardzo wygórowane żądania
socjalne, oparte o przepisy europejskie. Tych imigrantów nie ma gdzie dalej
upłynnić i teraz Niemcy poprzez Brukselę próbują zmusić pozostałe kraje, w
ramach solidarności unijnej, do przyjęcia określonych ich ilości wyznaczonych
przez Brukselę, albo w przypadku odmowy, wpłaty 250 000 euro za każdego.
Polska ma ich przyjąć co najmniej 12 tysięcy.
Niemcy
widzieli w imigrantach sposób na uzupełnienie rąk do pracy w ich gospodarce,
ale problem tkwi w kwalifikacjach których ci imigranci nie mają w większości
żadnych, za to są zainteresowani sprowadzaniem tu swych licznych rodzin.
Istotne jest też to, że wstępnej selekcji uchodźców dokonuje Turcja, która
oferuje pracę i dobre zarobki fachowcom.
Fala
uchodźców przyniosła ze sobą jeszcze poważniejszy problem jakim są akty
terroryzmu i agresywnych zachowań wobec miejscowej ludności europejskiej.
Sposobu na rozwiązanie problemu nie ma, natomiast w perspektywie jest dalsza
destabilizacja sytuacji w zachodniej części Europy, wzrost nastrojów nacjonalistycznych
i niechęci do imigrantów. Warto też pamiętać, że we Francji od około roku
obowiązuje stan wyjątkowy. Sytuacja ta nabiera nowego znaczenia wobec decyzji
Wlk. Brytanii o wystąpieniu z UE, czyli Brexicie. Realizacja formalna ma się
rozpocząć z końcem marca br.
Najświeższym
pomysłem polityków unijnych jest Europa dwóch prędkości. To pomysł nie
pierwszej świeżości. Był już sygnalizowany wcześniej.
Stara
Unia skorzystała już z wszystkich możliwości jakie dało przyłączenie krajów
głównie Europy środkowo-wschodniej i teraz pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Frukta mają być, ale nie dla wszystkich.
Nie wszyscy
poddają się ogłupiającej propagandzie o korzyściach płynących z wejścia Polski
do UE. Jedna z trzeźwych ocen naszej ówczesnej gospodarki zawarta jest tu http://www.wykop.pl/wpis/18087555/polski-przemysl-patologie-transformacji-tomasz-mar/
Autorzy
zwracają uwagę, że w PRL wybudowano od podstaw ponad 530 zakładów o
zatrudnieniu powyżej 1000 osób (po 1989 r. inwestorzy zagraniczni wybudowali
jedynie 50 takich zakładów). Stworzono majątek przemysłowy o wartości co
najmniej 120 mld dolarów, 2 mln miejsc pracy w przemyśle. 15 milionów ludzi
wyprowadzono ze wsi. Są to osiągnięcia nie do przecenienia.
Tymczasem
prezydent B. Komorowski podczas Święta Niepodległości w 2015 roku oświadczył,
iż: „Polska w 1989 roku przejęła po PRL gospodarkę w ruinie”.
Autorzy wielu
poważnych analiz kwestionują ten obraz i neoliberalne mity. Rzeczywiście,
piszą, w momencie rozpoczęcia transformacji jedynie jedna trzecia polskich
produktów przemysłowych spełniała warunki konkurencji na europejskim rynku – co
nie usprawiedliwia sprzedaży zakładów państwowych za 10-20 procent ich
wartości, dopuszczenia do zniknięcia 1,7 mln miejsc pracy w zakładach, które
uległy likwidacji, a 2,4 mln w całym przemyśle.
Zdaniem
autorów jedynie co czwarty ze zlikwidowanych zakładów naprawdę zasługiwał na
taki los – za resztę odpowiedzialne są błędne decyzje polityczne lub ich brak.
Do najbardziej porażających przykładów należą Zakłady Celulozy i Papieru w
Kostrzynie, które sprzedano Szwedom za 0,8 mln zł wobec ich wartości bilansowej
(wartość księgowa minus zadłużenie) wynoszącej 250 mln zł.
Prywatyzacja
po 1989 r. przebiegała z błędami, które tolerowano, by ją przyspieszyć – być
może w celach korupcyjnych, a na pewno w celu złamania ewentualnego oporu
społecznego.
Jaka jest
rzeczywista cena tak przeprowadzonej
prywatyzacji?
Z tzw. prywatyzacji uzyskano wprawdzie ok. 53 mld zł (szczyt wyprzedaży nastąpił w 2010 r. – 22 mld zł dochodu Skarbu Państwa), ale za cenę pozbycia się na rzecz – z reguły zagranicznych podmiotów gospodarczych – całych branż i rynków, niejednokrotnie potem likwidowanych przez nabywców.
Za cenę prawie 4,5-milionowego bezrobocia, bo przecież do ok. 2,3 mln bezrobotnych w kraju należy doliczyć ok. 2,5 mln Polaków, którzy wyjechali zagranicę szukać gorzkiego chleba.
Za cenę odepchnięcia Polski od morza, gdyż, prócz pozostającej w rękach ukraińskich ledwo dyszącej Stoczni Gdańskiej, przemysł ten został zlikwidowany.
Za cenę utraty konkurencyjności polskiej gospodarki na rynkach zagranicznych.
Za cenę utraty suwerenności gospodarczej, a w ślad za nią suwerenności politycznej na rzecz Unii Europejskiej, czytaj – Unii Niemieckiej.
Za cenę rosnącego rozwarstwienia społecznego, porównywalnego tylko do latynoamerykańskiego i to nie wszystkich krajów tego regionu.
Za cenę bezdomności – ludzi, którzy szukają wyżywienia po śmietnikach.
Za cenę rosnącego żebractwa.
Za cenę rosnącego dyktatu obcych w polskim życiu publicznym.
Za cenę rozpasania polskojęzycznych kondotierów.
Za cenę pozbawienia wspaniałych polskich naukowców i specjalistów pracy dla Ojczyzny.
Za cenę rosnącej demoralizacji społeczeństwa.
Za cenę upadku rodzin polskich
Z tzw. prywatyzacji uzyskano wprawdzie ok. 53 mld zł (szczyt wyprzedaży nastąpił w 2010 r. – 22 mld zł dochodu Skarbu Państwa), ale za cenę pozbycia się na rzecz – z reguły zagranicznych podmiotów gospodarczych – całych branż i rynków, niejednokrotnie potem likwidowanych przez nabywców.
Za cenę prawie 4,5-milionowego bezrobocia, bo przecież do ok. 2,3 mln bezrobotnych w kraju należy doliczyć ok. 2,5 mln Polaków, którzy wyjechali zagranicę szukać gorzkiego chleba.
Za cenę odepchnięcia Polski od morza, gdyż, prócz pozostającej w rękach ukraińskich ledwo dyszącej Stoczni Gdańskiej, przemysł ten został zlikwidowany.
Za cenę utraty konkurencyjności polskiej gospodarki na rynkach zagranicznych.
Za cenę utraty suwerenności gospodarczej, a w ślad za nią suwerenności politycznej na rzecz Unii Europejskiej, czytaj – Unii Niemieckiej.
Za cenę rosnącego rozwarstwienia społecznego, porównywalnego tylko do latynoamerykańskiego i to nie wszystkich krajów tego regionu.
Za cenę bezdomności – ludzi, którzy szukają wyżywienia po śmietnikach.
Za cenę rosnącego żebractwa.
Za cenę rosnącego dyktatu obcych w polskim życiu publicznym.
Za cenę rozpasania polskojęzycznych kondotierów.
Za cenę pozbawienia wspaniałych polskich naukowców i specjalistów pracy dla Ojczyzny.
Za cenę rosnącej demoralizacji społeczeństwa.
Za cenę upadku rodzin polskich
Z naszym wejściem
w struktury UE wiąże się wiele problemów. Jest nim rozbuchana administracja.
W 1989 r. aparat centralny liczył 46 tysięcy, a w 2012 r. już 182 tysiące pracowników. Polska ma więcej ministerstw niż Japonia czy Szwajcaria.
W 1989 r. aparat centralny liczył 46 tysięcy, a w 2012 r. już 182 tysiące pracowników. Polska ma więcej ministerstw niż Japonia czy Szwajcaria.
Według danych
GUS z 2016 roku, w Polsce w administracji zatrudnionych jest ponad 700 tysięcy
osób. Ich utrzymanie kosztuje budżet państwa ponad 80 mld zł. Warto zwrócić
uwagę, że kolejne rządy obiecywały redukcję zatrudnienia w administracji, a
tymczasem to zatrudnienie sukcesywnie wzrasta. Obecny rząd nie odbiega pod tym
względem od poprzedników.
Nonsensowna
jest również struktura prezydent – premier. Każde z tych stanowisk ma olbrzymi
aparat administracyjny, praktycznie rzecz biorąc bez ściśle zdefiniowanych
kompetencji. Cały czas istnieje też problem doboru kadry kierowniczej.
Z kolei
udręką dla administracji i całego społeczeństwa jest taśmowa produkcja aktów
prawnych. W pierwszych latach III RP podejmowano próby wycofania z obiegu
prawnego aktów prawnych wytworzonych w PRL-u. Trwało to bardzo krótko i z
mizernymi rezultatami. Za to ze zdwojoną energią zaczęto produkować nowe, w
czym skwapliwie pomaga biurokracja UE. Rezultat na dzisiaj to ponad 8 tysięcy
obowiązujących ustaw, przy 800 obowiązujących w 1989 roku.
Kto potrafi
wyjaśnić celowość utrzymywania tzw. gabinetów politycznych. Jest tam
zatrudnionych ponad 10 tysięcy doradców którzy kosztują budżet kolejne 0,5 mld
zł rocznie.
Podsumowanie.
Dzisiaj przed
kierownictwem UE stoi poważne pytanie: co dalej? Próbowano tą przyszłość
określić w dokumencie który 25 marca 2017 roku podpisali przywódcy 27 państw w
Rzymie. Niestety, a może na szczęście, nie udało się takiego dokumentu spreparować,
a to co zostało podpisane, to taka niewiele znacząca „oficjałka”.
Można przyjąć
za pewnik, że po oficjalnych uroczystościach rocznicowych rozpocznie się urabianie
poszczególnych państw do wyrażenia przez nie zgody na utworzenie Europy gospodarczej
„dwóch prędkości” i solidarne działanie w kierunku rozwiązania kryzysu
migracyjnego. Jeżeli tych problemów nie uda się rozwiązać, może to być
początkiem końca Unii Europejskiej.
Jest to o
tyle istotne, że coraz więcej społeczeństw ma świadomość, że obecna Unia ma
niewiele wspólnego z tą Unią, którą tworzyli jej ojcowie-założyciele 60 lat
temu.
My też mamy
pełną świadomość, że nie do takiej Unii przystępowaliśmy 13 lat temu. Niestety,
na wystąpienie z UE nas nie stać. Nie jesteśmy Wlk. Brytanią. Skoro tak to
trzeba z całych sił walczyć o to, żebyśmy w tej Unii byli równorzędnym
partnerem, a nie tylko posłusznym wykonawcą poleceń unijnych urzędników,
płynących z Brukseli.
stary.piernik
Koalicja rządząca znowu dała sobie narzucić kolejny temat zastępczy, dotyczący sposobu wyboru D. Tuska na drugą część kadencji „krula europy”.
OdpowiedzUsuńAlbo uznajemy sprawę za zamkniętą, albo nie. Nikt nie ma wątpliwości, że UE zaprzeczyła zasadom które wywiesiła na swoich sztandarach, a tą zasadą jest wybór demokratyczny na jedno z reprezentatywnych stanowisk unijnych.
Innym kwiatkiem z tej łączki jest wielogłos płynący z kancelarii prezydenta i premier rządu RP. Co innego mówi Waszczykowski, co innego Szymański, a co innego Szczerski. Może najpierw trzeba uzgodnić poglądy na własnym podwórku?
Skoro dzisiaj sobie gdybamy, to może podczas „wyboru” D. Tuska premier Szydło powinna opuścić salę obrad, na znak protestu, po zignorowaniu przez prezydencję maltańską jej wniosku o rozpatrzenie kandydatury JSW? Byłoby znacznie ciekawiej, a może wówczas efekt końcowy byłby inny? Przecież Tusk nie musiał być przyklepany na tamtym posiedzeniu. Decyzja musiała zapaść do maja br.
UsuńWydatki z budżetu na polityków i politykę http://www.bankier.pl/wiadomosc/Przez-ostatnie-13-lat-partie-polityczne-otrzymaly-z-budzetu-miliard-zlotych-7505328.html
OdpowiedzUsuńPonad 1,2 mld zł w ciągu 13 lat to dużo czy mało? /ponad 900 mln zł rocznie/ Istotniejsze, przynajmniej moim zdaniem, jest pytanie co w zamian od tych polityków otrzymujemy? Obawiam się, że w tym momencie przestajemy być neutralni w ocenie, tym bardziej, że nie są to jedyne pieniądze inkasowane przez tych polityków. Kolejne pytanie powinno brzmieć: na co są przeznaczane te pieniądze? Zaznaczam, że są to pieniądze wypłacane partiom politycznym, nie osobom fizycznym.
Pierniku wytłumacz chłopu. Jak to jest, że ten Waszczykowski ma czy nie ma jakiś związek z tymi ocenami rajtingowymi.
OdpowiedzUsuńZainteresowałem się nim rok temu https://naulicydzisiaj.blogspot.com/2016/01/kim-jest-witold-waszczykowski.html
UsuńDalsze zajmowanie uważam za stratę czasu.
Zastanawiam sie co jeszcze musi zrobić, żeby być spuszczonym w niebyt.
No dobra. Ale Moodysy nie mają na niego alergii.
UsuńAle oni kierują się innymi kryteriami.
UsuńPatrzą na młodego Morawieckiego i na to co on mówi ;)
W interesie Niemiec nie jest reforma UE. Niemcy mają już wszystko bu rządzić tak jak chcą. Oni nawet nie chcą by UE pozostała w tym kształcie. W ich niemieckich rozumkach jest myśl by za pomocą kurka gazowego wywierać naciski na niesfornych sąsiadów. Czy nie ma nadziei? Jest. Musi Polska być mądra. Cisnąc tak cytrynkę, by soki były nasze. Pragmatyzm i jeszcze raz pragmatyzm. Mądry.
OdpowiedzUsuńNiemcy muszą najpierw przejść przez wybór Merkel albo? ... Schulz?
UsuńCo z tego wyniknie dla nas?
Merkel ma podobno małe szanse. Liczyć na mądrość Szwabów?
Bezczelność Niemców polega na tym, że własnoręcznie narobili gnoju w całej Europie, a teraz chcą sprzątać powołując się na solidarność unijną siłami całej UE.
UsuńTaka ich mać solidarność. Jak przy budowie przez Bałtyk rur z gazem. Chcieli mieć kurak od gazu to niech się zagazują same. Doświadczenie mają. Bite:)
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=JqCTd9L32ms&list=PLgVGQIw0qklQqOZZr0Z7LkHYVUVU63CdS&index=6
OdpowiedzUsuńCiekawy tekst wart popularyzacji.
p.s. Jest tego znacznie więcej, ale w tym samym wątku ot. Historia marksizmu.
Na dobranoc zacytuję Kisiela:
OdpowiedzUsuń"dziś nikt już nic nie czyta, a jak czyta to nie rozumie, a jak rozumie to nie pamięta".
Święte słowa :)
Wygląda na to, że podrzuciłem felietonistom temat-samograj http://kontrowersje.net/ka_dego_dnia_przekonujemy_si_jakim_hochsztaplerem_by_balcerowicz_0
OdpowiedzUsuńJakieś ORMO usuwa mi komentarze :(((((((((((((((((
OdpowiedzUsuńToż przecież sam trzymasz kierownice. Napity czy co?:)))))
UsuńDaję radę.
UsuńTylko informuję, że cuś takiego ma miejsce ;)
"Niewidzialna ręka" :)
Kolejny incydent, tym razem wobec placówki dyplomatycznej Polski na Ukrainie. https://www.tvp.info/29705224/ostrzelano-polski-konsulat-w-lucku-na-zachodzie-ukrainy
OdpowiedzUsuńTe wybryki nacjonalistów ukraińskich stają się naprawdę niebezpieczne, bo teraz zagrażają życiu. Oficjalne wyjaśnienia ze strony MSZ Ukrainy to zwykła ściema. Mamy do czynienia z kolejnym przypadkiem schizofrenii. Po stronie polskiej mamy usilne utrzymanie wręcz wzorowych stosunków z Ukrainą, a zwrotnie mamy do czynienia wyłącznie z postawą roszczeniową. Na to nakłada się wrogość nacjonalistów ukraińskich wobec Polski i Polaków. Ta wrogość ma swoją wieloletnią historię.
Dopóki Ukraina nie przedstawi przekonywujących dowodów, że za tymi ekscesami stoją np. służby rosyjskie, mamy prawo posądzać o to samych Ukraińców. Wobec tego nasze stanowisko musi być adekwatne do stwierdzonych faktów.
Po przeczytaniu tego tekstu http://niezalezna.pl/96183-kim-sa-generalowie-ktorzy-wywoluja-bunt-kolejna-kasta-ktora-sie-broni nie wiem, czy bardziej mi do śmiechu, czy do płaczu.
OdpowiedzUsuńTeż czytać umiem. Błąd D. Kani polega na tym, że wybrała sobie kiepskiego rozmówcę. Pan L. Kowalski jeszcze niedawno ubolewał, że musiał pracować przez chyba 10 lat jako ochroniarz, bo nie mógł znaleźć ciekawszej pracy. To kolejny „nawrócony” https://www.tygodnikprzeglad.pl/nie-bylem-sam/
W sumie to mało istotne. Co mnie śmieszy w przywołanej na wstępie notce?
– Wszedłem na oficjalne strony tych generałów, tam brakuje lat 80. - mówił gość programu. - Lata 80. wyparowały,
Mnie to nie dziwi. Pan LK zdaje się nie dostrzegać, że w wikipedii są ciekawsze rzeczy jak np. biogramy polityków którzy nie mają rodziców, czasem miejsca urodzenia, brak informacji o życiorysie przed np. 1989 rokiem.
Widocznie taka moda obowiązuje w III RP.