niedziela, 26 marca 2017

Po co nam to było? 2/2



We wszystkich normalnie funkcjonujących gospodarkach za niezbywalne traktuje się te działy, które mają strategiczne znaczenie dla jej funkcjonowania. Tych obszarów nikt dobrowolnie się nie pozbywa. Widocznie my byliśmy tym niechlubnym wyjątkiem. Sprzedawano wszystko „jak leci’. Ważne było, czy odnotowano w budżecie zaplanowane wpływy ze sprzedaży kolejnych dóbr narodowych.
Na nic zdały się protesty społeczne i kierowanie szczególnie jaskrawych przypadków tej bezmyślności do sądów. Dzisiaj z pełną odpowiedzialności ą można powiedzieć, że nikt z tych decydentów ekonomicznych z początku lat 90-tych nie poniósł żadnej odpowiedzialności, ani politycznej, ani karnej.
Trafiłem na taką ocenę tego geniusza /ocena pochodzi z 2016 roku/:
Kilka przykładów geniuszu Balcerowicza:
 - Spowodował osiemnastomiesięczne (!) zamrożenie kursu dolara, przy równoczesnym, sięgającym 90% rocznie (!!), bankowym oprocentowaniu kapitału złotówkowego, co pozwoliło niebieskim ptakom całego globu przywieźć nad Wisłę wagony dolarów, a kilkanaście miesięcy później wywieźć znad Wisły dwa i pół raza tyle (prawie 250%!!!). Za ten wymarzony "numer" cwaniacy Wschodu i Zachodu winni solidarnie wznieść panu Balcerowiczowi pomnik o wysokości wieży Eiffla, i to ze szczerego złota, którego ciężar byłby lichym ułamkiem ich "doli". Historia ekonomii zna niewiele finansowych "przekrętów", które miały skalę porównywalną.
- Wychładzał gospodarkę podczas gdy należało ją podgrzewać.
- Sprzedał polskie złoto (ponad 150 ton) kiedy było w absolutnym dołku cenowym. Polska straciła na tym ok. 2,5 mld dolarów.
- Przeszedł w rozliczeniach zagranicznych z rozliczeń dolarowych na euro w momencie wprowadzenia euro, a wiec nieustabilizowanym kursie. Po tym euro spadło z $1,15 do $0,89. A wiec siła nabywcza polskiej rezerwy walutowej spadła o prawie 30%, czyli ok. 15 mld$.
- Ostatnie jego posunięcia są wręcz fatalne. Przy prawie zerowej inflacji utrzymywanie stóp na tak wysokim poziomie jest czystym absurdem. W USA w podobnej sytuacji stopy spadły poniżej 2%.
- Panu Balcerowiczowi pomyliły się role jakie powinien spełniać pieniądz w gospodarce. Pieniądz ma spełniać służebną rolę względem gospodarki i rozwoju kraju, a nie odwrotnie, jak to się zdaje panu Leszkowi B . Geniusz Balcerowicz zaciągnął kredyt i ulokował w obligacjach USA - 30 mld USD!!! Przy kursie dolara ponad 4 zł. Na ten cel wyemitowano obligacje - większość na długi okres o stałym procencie - 15% i więcej. Obligacje USA były na 1-2% Polska na tym straciła na przestrzeni lat ponad 100 mld USD - ukrywanych jako straty NBP. itd, itd, itd...
I oto ten gwiazdor trząsł Polską gospodarką, co czyni ją permanentnym dłużnikiem, bez końca spłacającym długi boleśniejsze każdego roku. Za co kochają go wszyscy finansowi spekulanci tej Ziemi.
Na początku lat 90-tych ten geniusz podniósł oprocentowanie kredytów już wziętych z 8 do 40%. Dzięki tej wspaniałej decyzji tysiące polskich firm zbankrutowało i powstało duże bezrobocie. Wkraczające na nasz rynek zachodnie firmy nie miały specjalnie z kim konkurować, ale miały za to tanią siłę roboczą, do dnia dzisiejszego zresztą wiele się w tym temacie nie zmieniło. Nic więc dziwnego, że na zachodzie go chwalą, bo działał i działa w ich interesie, ale nikt go tam nie zatrudni, bo prywatnie uważają go za zdrajcę.
Przypomnę , że Balcerowicz również maczał swoje paluchy w wyprzedaży prawie całego polskiego sektora bankowego w zachodnie ręce za 10% wartości. Wyprzedano ponad 80% polskich banków. Balcerowicz to synonim bandytyzmu państwowego. 
Ten „geniusz ekonomii” miał wsparcie w osobie ówczesnego ministra Janusza Lewandowskiego, który był realizatorem, w majestacie prawa, rozdawnictwa naszego dobytku. Lewandowskiego próbowano postawić przed sądem, ale nie udało się doprowadzić do jego skazania. J. Lewandowski też nie działał w próżni, bo jemu z kolei grunt przygotował Waldemar Kuczyński minister przekształceń własnościowych w rządzie Mazowieckiego.  
W roku 1990 stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 6,5%, a bez pracy było 1,1 mln Polaków. Rok później ten wskaźnik wzrósł do 12,2% (2,1 mln), a w 1994 – 16,4% (2,9 mln). W pierwszych latach prywatyzacji drastycznie spadł wskaźnik PKB – w 1994 r. był on niższy o kilkadziesiąt procent niż w 1989 roku.
Lata poprzedzające traktat akcesyjny to nie prehistoria. Pamiętam dyskusje poprzedzające przygotowania do wejścia do UE. Były głosy za, były też przeciw. Wśród tych głosów były i takie, które głosiły, że ówczesne elity rządzące parły do wejścia do UE, bo nie miały pomysłu na wyprowadzenie Polski z zapaści w jakiej znaleźliśmy się po pierwszej fali gwałtownej wyprzedaży majątku narodowego, kiedy skończyły się pieniądze, a nie było widocznych efektów „transformacji”. Pieniądze unijne miały uratować głowy rządzących. Nie ważne było wówczas na jak długo. Panaceum na nasze dole i niedole miał być „cudotwórca” nazwiskiem J. Sachs podrzucony nam przez G. Sorosa. Sachs miał pomysł który nie wypalił wcześniej w Boliwii. Krotko mówiąc, byliśmy królikiem doświadczalnym w rękach dwóch dyletantów tzn. Sachsa i Balcerowicza.
Jak widzę dzisiaj tamte lata?
Ekspansja wewnątrz UE odbywa się teraz w jednym kierunku. Stara Unia, wykorzystując swą przewagę finansową i gospodarczą oraz labilność rządzących w państwach nowo przyjętych, opanowała bez reszty kraje przyjmowane po rozpadzie RWPG. „Młodzi” członkowie UE mają do zaoferowania jedynie swoje rynki zbytu i ręce do pracy.
Na przykładzie Polski mogę powiedzieć, że błędy popełniono już na etapie negocjacji warunków przyjęcia do UE.
Dla ówczesnych rządzących ważniejsze było kto podpisze traktat akcesyjny niż to jakie będą warunki naszego wejścia do UE. Czy będzie to lewica pod rządami L. Millera, który w ten sposób przeszedł do historii, czy też jego następca, również lewicowy M. Belka? Wiadomo było, że były to ostatki rządów lewicy. https://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_ate%C5%84ski
Przejdę jednak do szczegółów. Tym którzy są wewnątrz UE ma być łatwiej. Takie są założenia. Mają wspólną walutę, jednolite zasady rozliczeń handlowych, mają też rozbudowany system dotacji, teoretycznie jednolity dla wszystkich państw członkowskich.
Z ekonomicznego punktu widzenia najważniejsze są dotacje dla rolnictwa i tzw. programy sektorowe.  Mniej się mówi o tym, że kraje członkowskie wnoszą składkę wyliczaną proporcjonalnie do potencjału gospodarczego danego kraju. Polska też wnosi taką składkę, ale zawsze podkreśla się, że sumaryczne wsparcie ze strony Brukseli przekracza znacznie wysokość naszej składki do budżetu UE.
Jest to prawda, ale nie do końca. Wszystko zależy od tego jaki sposób wyliczeń przyjmiemy. Ten sposób jest na tyle nieczytelny, że można dowieść każdej wersji wygodnej dla dyskutanta. Dlatego można znaleźć najróżniejsze opracowania udowadniające zasadność lub jej brak, przystąpienia Polski do UE.
To jedno, a drugie to celowość wydatków z wykorzystaniem wsparcia unijnego. Podkreśla się, że znaczna część tych środków jest zwyczajnie marnowana, bo wydatkujemy je na cele które nie są dla nas priorytetowe. Najsłabszym ogniwem tej pomocy jest konieczność jej uzupełniania kredytami zaciąganymi w bankach które są własnością kapitału zachodniego, co powoduje dodatkowy drenaż naszego rynku.
W odniesieniu do rolnictwa problem wygląda nieco inaczej. Rolnictwo wszędzie ma problemy z efektywnością produkcji rolnej. Raz jest to nadprodukcja, a innym razem uzależnienie produkcji od warunków atmosferycznych. Pomiędzy tym istotna jest jeszcze jakość produkcji rolnej. Ta wielkotowarowa jest wspomagana chemią, co powoduje, że w społeczeństwach wzrasta popyt na żywność ekologiczną, czyli produkowaną z eliminacją chemicznych środków ochrony roślin.
Tak czy inaczej UE dotuje produkcję rolną. Rzecz w tym, że dotacje nie są jednakowe dla wszystkich państw członkowskich. Niestety, nasi negocjatorzy zgodzili się na to. Jest to chore zjawisko, bo zabija konkurencyjność na rynku zbytu produktów rolnych.
Do tego dochodzi tzw. kwotowanie np. produkcji mleka czy cukru. Za przekroczenie kwot KE nakłada kary finansowe.
Innym „dobrodziejstwem „made in UE” jest wygaszanie produkcji w określonej gałęzi produkcji rolnej. Tak postąpiono z uprawą buraka cukrowego i produkcją cukru w Polsce. Zlikwidowano cukrownie, a w najlepszym razie zrobiono w nich przesypownie, gdzie konfekcjonuje się cukier przywożony hurtowo z cukrowni niemieckich. którym produkcja ciągle się opłaca J.
Tych „kwiatków” jest znacznie więcej i można by sporządzić z tego odrębną notkę.
W UE obowiązuje planowanie w cyklach zwanych perspektywami finansowymi. Obecnie realizowana jest perspektywa 2014-2020. W komentarzach zwraca się uwagę, że Polska w kolejnej perspektywie, po 2020 roku stanie się tzw. płatnikiem netto, czyli wpłaci do budżetu UE więcej niż zyska wsparcia. http://wosnastoprocent.pl/slownik/platnik-netto/ Jednym ze znaczących powodów jest niewykorzystywanie w terminie przyznanych środków unijnych, przez co przepadają one i są wykorzystywane ponownie dla innych beneficjentów.
Dodatkowo Polska ponosi wymierne straty gospodarcze wskutek sankcji nakładanych przez UE np. na Rosję. Przy okazji ujawniana jest skuteczność tych sankcji. Polska stosuje się do zaleceń KE, a inne kraje np. Niemcy, czy Francja w tym samym czasie kontynuują współpracę gospodarczą z Rosją, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji ze strony UE. 
Jedno z czołowych, moim zdaniem, miejsc w debacie o UE, zajmuje pytanie czy wszyscy członkowie „starej Unii” spełniali kryteria przyjęcia? Dzisiaj dowiadujemy się, że na pewno nie spełniała ich Grecja. Jednak rządy państw przyjmujących Grecję do swego grona przymknęły wówczas oko na pewne niedociągnięcia, nie tylko formalne, a ponadto okazało się, że Grecja dopuściła się fałszerstw dokumentów złożonych przed aktem akcesyjnym. Tu należy się doszukiwać dzisiejszych problemów gospodarczych Grecji, która nie jest w stanie podołać wymaganiom narzuconym przez EWG na ten kraj. Grecja żyje po prostu ponad stan, ponad swoje możliwości gospodarcze i od jakiegoś czasu otwarcie mówi się o możliwym bankructwie tego kraju, a w konsekwencji wyjściu ze strefy euro. 
Innym przykładem jest Hiszpania która w okresie prosperity EWG i później UE przeinwestowała i dzisiaj ma problemy ze spłatą swoich zobowiązań finansowych. Podobne problemy, chociaż w innej skali, dotknęły Portugalię i Włochy. 
W tym wszystkim destrukcyjną rolę odgrywa EBC, który jest emitentem waluty unijnej, czyli euro. https://pl.wikipedia.org/wiki/Europejski_Bank_Centralny
EBC udziela kredytów poszczególnym krajom których gospodarka jest dotknięta kryzysem. Kredyty niestety dalej pogrążają te kraje. Dzisiaj EBC dodrukowuje euro w dużych ilościach by w ten sposób doraźnie ratować prywatne firmy w Niemczech, Francji, czy we Włoszech  http://niewygodne.info.pl/artykul7/03310-EBC-drukuje-miliardy-euro-na-prywatne-dlugi.htm ; http://www.bibula.com/?p=92777
Jest to polityka krótkowzroczna, bo ten nawis inflacyjny oscyluje dzisiaj już wokół kwoty biliona euro. 
Po ostatnim skandalu z dyrektorem Axel Springer w roli głównej w Polsce uświadomiono sobie, że kapitał ma narodowość. Wygląda na to, że rządzący w III RP o tym zapomnieli, albo roztrwonili majątek narodowy świadomie i z premedytacją, ze szkodą dla Polski i Polaków http://www.press.pl/tresc/47894,_wiadomosci_-publikuja-list-marka-dekana-do-pracownikow-onet-ras-polska 
Władze UE nie potrafią poradzić sobie z polityką migracyjną. Od jakiegoś czasu na teren Europy wjechało sporo ponad milion uchodźców z Azji i Afryki. Teoretycznie z terenów objętych działaniami wojennymi. Praktyka pokazała, że wśród uchodźców są imigranci zarobkowi, którzy w Europie szukają dla siebie i swoich rodzin lepszych warunków do życia. Przyjeżdżali wcześniej, ale nie w takiej skali.
Problem wywołała decyzja kanclerz Niemiec, która bez uzgodnienia z pozostałymi krajami członkowskimi zezwoliła na wpuszczenie na teren Niemiec około 1,2 mln uchodźców, przychodzących z Bałkanów via Węgry i Austria. Był to początek problemu, bo okazało się, że ci imigranci mają bardzo wygórowane żądania socjalne, oparte o przepisy europejskie. Tych imigrantów nie ma gdzie dalej upłynnić i teraz Niemcy poprzez Brukselę próbują zmusić pozostałe kraje, w ramach solidarności unijnej, do przyjęcia określonych ich ilości wyznaczonych przez Brukselę, albo w przypadku odmowy, wpłaty 250 000 euro za każdego. Polska ma ich przyjąć co najmniej 12 tysięcy.
Niemcy widzieli w imigrantach sposób na uzupełnienie rąk do pracy w ich gospodarce, ale problem tkwi w kwalifikacjach których ci imigranci nie mają w większości żadnych, za to są zainteresowani sprowadzaniem tu swych licznych rodzin. Istotne jest też to, że wstępnej selekcji uchodźców dokonuje Turcja, która oferuje pracę i dobre zarobki fachowcom.
Fala uchodźców przyniosła ze sobą jeszcze poważniejszy problem jakim są akty terroryzmu i agresywnych zachowań wobec miejscowej ludności europejskiej. Sposobu na rozwiązanie problemu nie ma, natomiast w perspektywie jest dalsza destabilizacja sytuacji w zachodniej części Europy, wzrost nastrojów nacjonalistycznych i niechęci do imigrantów. Warto też pamiętać, że we Francji od około roku obowiązuje stan wyjątkowy. Sytuacja ta nabiera nowego znaczenia wobec decyzji Wlk. Brytanii o wystąpieniu z UE, czyli Brexicie. Realizacja formalna ma się rozpocząć z końcem marca br.  
Najświeższym pomysłem polityków unijnych jest Europa dwóch prędkości. To pomysł nie pierwszej świeżości. Był już sygnalizowany wcześniej.
Stara Unia skorzystała już z wszystkich możliwości jakie dało przyłączenie krajów głównie Europy środkowo-wschodniej i teraz pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Frukta mają być, ale nie dla wszystkich.
Nie wszyscy poddają się ogłupiającej propagandzie o korzyściach płynących z wejścia Polski do UE. Jedna z trzeźwych ocen naszej ówczesnej gospodarki zawarta jest tu http://www.wykop.pl/wpis/18087555/polski-przemysl-patologie-transformacji-tomasz-mar/
Autorzy zwracają uwagę, że w PRL wybudowano od podstaw ponad 530 zakładów o zatrudnieniu powyżej 1000 osób (po 1989 r. inwestorzy zagraniczni wybudowali jedynie 50 takich zakładów). Stworzono majątek przemysłowy o wartości co najmniej 120 mld dolarów, 2 mln miejsc pracy w przemyśle. 15 milionów ludzi wyprowadzono ze wsi. Są to osiągnięcia nie do przecenienia.
Tymczasem prezydent B. Komorowski podczas Święta Niepodległości w 2015 roku oświadczył, iż: „Polska w 1989 roku przejęła po PRL gospodarkę w ruinie”.
Autorzy wielu poważnych analiz kwestionują ten obraz i neoliberalne mity. Rzeczywiście, piszą, w momencie rozpoczęcia transformacji jedynie jedna trzecia polskich produktów przemysłowych spełniała warunki konkurencji na europejskim rynku – co nie usprawiedliwia sprzedaży zakładów państwowych za 10-20 procent ich wartości, dopuszczenia do zniknięcia 1,7 mln miejsc pracy w zakładach, które uległy likwidacji, a 2,4 mln w całym przemyśle.
Zdaniem autorów jedynie co czwarty ze zlikwidowanych zakładów naprawdę zasługiwał na taki los – za resztę odpowiedzialne są błędne decyzje polityczne lub ich brak. Do najbardziej porażających przykładów należą Zakłady Celulozy i Papieru w Kostrzynie, które sprzedano Szwedom za 0,8 mln zł wobec ich wartości bilansowej (wartość księgowa minus zadłużenie) wynoszącej 250 mln zł.
Prywatyzacja po 1989 r. przebiegała z błędami, które tolerowano, by ją przyspieszyć – być może w celach korupcyjnych, a na pewno w celu złamania ewentualnego oporu społecznego.
Jaka jest rzeczywista cena tak przeprowadzonej  prywatyzacji?
Z tzw. prywatyzacji uzyskano wprawdzie ok. 53 mld zł (szczyt wyprzedaży nastąpił w 2010 r. – 22 mld zł dochodu Skarbu Państwa), ale za cenę pozbycia się na rzecz – z reguły zagranicznych podmiotów gospodarczych – całych branż i rynków, niejednokrotnie potem likwidowanych przez nabywców.
Za cenę prawie 4,5-milionowego bezrobocia, bo przecież do ok. 2,3 mln bezrobotnych w kraju należy doliczyć ok. 2,5 mln Polaków, którzy wyjechali zagranicę szukać gorzkiego chleba.
Za cenę odepchnięcia Polski od morza, gdyż, prócz pozostającej w rękach ukraińskich ledwo dyszącej Stoczni Gdańskiej, przemysł ten został zlikwidowany.
Za cenę utraty konkurencyjności polskiej gospodarki na rynkach zagranicznych.
Za cenę utraty suwerenności gospodarczej, a w ślad za nią suwerenności politycznej na rzecz Unii Europejskiej, czytaj – Unii Niemieckiej.
Za cenę rosnącego rozwarstwienia społecznego, porównywalnego tylko do latynoamerykańskiego i to nie wszystkich krajów tego regionu.
Za cenę bezdomności – ludzi, którzy szukają wyżywienia po śmietnikach.
Za cenę rosnącego żebractwa.
Za cenę rosnącego dyktatu obcych w polskim życiu publicznym.
Za cenę rozpasania polskojęzycznych kondotierów.
Za cenę pozbawienia wspaniałych polskich naukowców i specjalistów pracy dla Ojczyzny.
Za cenę rosnącej demoralizacji społeczeństwa.
Za cenę upadku rodzin polskich
Z naszym wejściem w struktury UE wiąże się wiele problemów. Jest nim rozbuchana administracja.
W 1989 r. aparat centralny liczył  46 tysięcy, a w 2012 r. już 182 tysiące pracowników. Polska ma więcej ministerstw niż Japonia czy Szwajcaria.
Według danych GUS z 2016 roku, w Polsce w administracji zatrudnionych jest ponad 700 tysięcy osób. Ich utrzymanie kosztuje budżet państwa ponad 80 mld zł. Warto zwrócić uwagę, że kolejne rządy obiecywały redukcję zatrudnienia w administracji, a tymczasem to zatrudnienie sukcesywnie wzrasta. Obecny rząd nie odbiega pod tym względem od poprzedników.
Nonsensowna jest również struktura prezydent – premier. Każde z tych stanowisk ma olbrzymi aparat administracyjny, praktycznie rzecz biorąc bez ściśle zdefiniowanych kompetencji. Cały czas istnieje też problem doboru kadry kierowniczej.
Z kolei udręką dla administracji i całego społeczeństwa jest taśmowa produkcja aktów prawnych. W pierwszych latach III RP podejmowano próby wycofania z obiegu prawnego aktów prawnych wytworzonych w PRL-u. Trwało to bardzo krótko i z mizernymi rezultatami. Za to ze zdwojoną energią zaczęto produkować nowe, w czym skwapliwie pomaga biurokracja UE. Rezultat na dzisiaj to ponad 8 tysięcy obowiązujących ustaw, przy 800 obowiązujących w 1989 roku.
Kto potrafi wyjaśnić celowość utrzymywania tzw. gabinetów politycznych. Jest tam zatrudnionych ponad 10 tysięcy doradców którzy kosztują budżet kolejne 0,5 mld zł rocznie.  
Podsumowanie.
Dzisiaj przed kierownictwem UE stoi poważne pytanie: co dalej? Próbowano tą przyszłość określić w dokumencie który 25 marca 2017 roku podpisali przywódcy 27 państw w Rzymie. Niestety, a może na szczęście, nie udało się takiego dokumentu spreparować, a to co zostało podpisane, to taka niewiele znacząca „oficjałka”.
Można przyjąć za pewnik, że po oficjalnych uroczystościach rocznicowych rozpocznie się urabianie poszczególnych państw do wyrażenia przez nie zgody na utworzenie Europy gospodarczej „dwóch prędkości” i solidarne działanie w kierunku rozwiązania kryzysu migracyjnego. Jeżeli tych problemów nie uda się rozwiązać, może to być początkiem końca Unii Europejskiej.
Jest to o tyle istotne, że coraz więcej społeczeństw ma świadomość, że obecna Unia ma niewiele wspólnego z tą Unią, którą tworzyli jej ojcowie-założyciele 60 lat temu.
My też mamy pełną świadomość, że nie do takiej Unii przystępowaliśmy 13 lat temu. Niestety, na wystąpienie z UE nas nie stać. Nie jesteśmy Wlk. Brytanią. Skoro tak to trzeba z całych sił walczyć o to, żebyśmy w tej Unii byli równorzędnym partnerem, a nie tylko posłusznym wykonawcą poleceń unijnych urzędników, płynących z Brukseli.



stary.piernik

19 komentarzy:

  1. stary.piernik27 marca 2017 12:17

    Koalicja rządząca znowu dała sobie narzucić kolejny temat zastępczy, dotyczący sposobu wyboru D. Tuska na drugą część kadencji „krula europy”.
    Albo uznajemy sprawę za zamkniętą, albo nie. Nikt nie ma wątpliwości, że UE zaprzeczyła zasadom które wywiesiła na swoich sztandarach, a tą zasadą jest wybór demokratyczny na jedno z reprezentatywnych stanowisk unijnych.
    Innym kwiatkiem z tej łączki jest wielogłos płynący z kancelarii prezydenta i premier rządu RP. Co innego mówi Waszczykowski, co innego Szymański, a co innego Szczerski. Może najpierw trzeba uzgodnić poglądy na własnym podwórku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. stary.piernik27 marca 2017 13:36

      Skoro dzisiaj sobie gdybamy, to może podczas „wyboru” D. Tuska premier Szydło powinna opuścić salę obrad, na znak protestu, po zignorowaniu przez prezydencję maltańską jej wniosku o rozpatrzenie kandydatury JSW? Byłoby znacznie ciekawiej, a może wówczas efekt końcowy byłby inny? Przecież Tusk nie musiał być przyklepany na tamtym posiedzeniu. Decyzja musiała zapaść do maja br.

      Usuń
  2. stary.piernik27 marca 2017 12:20

    Wydatki z budżetu na polityków i politykę http://www.bankier.pl/wiadomosc/Przez-ostatnie-13-lat-partie-polityczne-otrzymaly-z-budzetu-miliard-zlotych-7505328.html
    Ponad 1,2 mld zł w ciągu 13 lat to dużo czy mało? /ponad 900 mln zł rocznie/ Istotniejsze, przynajmniej moim zdaniem, jest pytanie co w zamian od tych polityków otrzymujemy? Obawiam się, że w tym momencie przestajemy być neutralni w ocenie, tym bardziej, że nie są to jedyne pieniądze inkasowane przez tych polityków. Kolejne pytanie powinno brzmieć: na co są przeznaczane te pieniądze? Zaznaczam, że są to pieniądze wypłacane partiom politycznym, nie osobom fizycznym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierniku wytłumacz chłopu. Jak to jest, że ten Waszczykowski ma czy nie ma jakiś związek z tymi ocenami rajtingowymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. stary.piernik27 marca 2017 22:19

      Zainteresowałem się nim rok temu https://naulicydzisiaj.blogspot.com/2016/01/kim-jest-witold-waszczykowski.html
      Dalsze zajmowanie uważam za stratę czasu.
      Zastanawiam sie co jeszcze musi zrobić, żeby być spuszczonym w niebyt.

      Usuń
    2. No dobra. Ale Moodysy nie mają na niego alergii.

      Usuń
    3. stary.piernik27 marca 2017 22:28

      Ale oni kierują się innymi kryteriami.
      Patrzą na młodego Morawieckiego i na to co on mówi ;)

      Usuń
  4. W interesie Niemiec nie jest reforma UE. Niemcy mają już wszystko bu rządzić tak jak chcą. Oni nawet nie chcą by UE pozostała w tym kształcie. W ich niemieckich rozumkach jest myśl by za pomocą kurka gazowego wywierać naciski na niesfornych sąsiadów. Czy nie ma nadziei? Jest. Musi Polska być mądra. Cisnąc tak cytrynkę, by soki były nasze. Pragmatyzm i jeszcze raz pragmatyzm. Mądry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. stary.piernik27 marca 2017 22:56

      Niemcy muszą najpierw przejść przez wybór Merkel albo? ... Schulz?
      Co z tego wyniknie dla nas?
      Merkel ma podobno małe szanse. Liczyć na mądrość Szwabów?

      Usuń
    2. stary.piernik27 marca 2017 23:00

      Bezczelność Niemców polega na tym, że własnoręcznie narobili gnoju w całej Europie, a teraz chcą sprzątać powołując się na solidarność unijną siłami całej UE.

      Usuń
    3. Taka ich mać solidarność. Jak przy budowie przez Bałtyk rur z gazem. Chcieli mieć kurak od gazu to niech się zagazują same. Doświadczenie mają. Bite:)

      Usuń
  5. stary.piernik28 marca 2017 17:03

    https://www.youtube.com/watch?v=JqCTd9L32ms&list=PLgVGQIw0qklQqOZZr0Z7LkHYVUVU63CdS&index=6
    Ciekawy tekst wart popularyzacji.

    p.s. Jest tego znacznie więcej, ale w tym samym wątku ot. Historia marksizmu.

    OdpowiedzUsuń
  6. stary.piernik28 marca 2017 23:17

    Na dobranoc zacytuję Kisiela:
    "dziś nikt już nic nie czyta, a jak czyta to nie rozumie, a jak rozumie to nie pamięta".

    Święte słowa :)

    OdpowiedzUsuń
  7. stary.piernik28 marca 2017 23:20

    Wygląda na to, że podrzuciłem felietonistom temat-samograj http://kontrowersje.net/ka_dego_dnia_przekonujemy_si_jakim_hochsztaplerem_by_balcerowicz_0

    OdpowiedzUsuń
  8. stary.piernik28 marca 2017 23:34

    Jakieś ORMO usuwa mi komentarze :(((((((((((((((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toż przecież sam trzymasz kierownice. Napity czy co?:)))))

      Usuń
    2. stary.piernik29 marca 2017 22:44

      Daję radę.
      Tylko informuję, że cuś takiego ma miejsce ;)
      "Niewidzialna ręka" :)

      Usuń
  9. stary.piernik29 marca 2017 10:23

    Kolejny incydent, tym razem wobec placówki dyplomatycznej Polski na Ukrainie. https://www.tvp.info/29705224/ostrzelano-polski-konsulat-w-lucku-na-zachodzie-ukrainy
    Te wybryki nacjonalistów ukraińskich stają się naprawdę niebezpieczne, bo teraz zagrażają życiu. Oficjalne wyjaśnienia ze strony MSZ Ukrainy to zwykła ściema. Mamy do czynienia z kolejnym przypadkiem schizofrenii. Po stronie polskiej mamy usilne utrzymanie wręcz wzorowych stosunków z Ukrainą, a zwrotnie mamy do czynienia wyłącznie z postawą roszczeniową. Na to nakłada się wrogość nacjonalistów ukraińskich wobec Polski i Polaków. Ta wrogość ma swoją wieloletnią historię.
    Dopóki Ukraina nie przedstawi przekonywujących dowodów, że za tymi ekscesami stoją np. służby rosyjskie, mamy prawo posądzać o to samych Ukraińców. Wobec tego nasze stanowisko musi być adekwatne do stwierdzonych faktów.

    OdpowiedzUsuń
  10. stary.piernik29 marca 2017 11:15

    Po przeczytaniu tego tekstu http://niezalezna.pl/96183-kim-sa-generalowie-ktorzy-wywoluja-bunt-kolejna-kasta-ktora-sie-broni nie wiem, czy bardziej mi do śmiechu, czy do płaczu.
    Też czytać umiem. Błąd D. Kani polega na tym, że wybrała sobie kiepskiego rozmówcę. Pan L. Kowalski jeszcze niedawno ubolewał, że musiał pracować przez chyba 10 lat jako ochroniarz, bo nie mógł znaleźć ciekawszej pracy. To kolejny „nawrócony” https://www.tygodnikprzeglad.pl/nie-bylem-sam/
    W sumie to mało istotne. Co mnie śmieszy w przywołanej na wstępie notce?
    – Wszedłem na oficjalne strony tych generałów, tam brakuje lat 80. - mówił gość programu. - Lata 80. wyparowały,
    Mnie to nie dziwi. Pan LK zdaje się nie dostrzegać, że w wikipedii są ciekawsze rzeczy jak np. biogramy polityków którzy nie mają rodziców, czasem miejsca urodzenia, brak informacji o życiorysie przed np. 1989 rokiem.
    Widocznie taka moda obowiązuje w III RP.

    OdpowiedzUsuń

Informacja dotycząca plików cookies: