Polityka
imigracyjna w UE i w Polsce ma swoją nową odsłonę.
UE
tradycyjnie straszy, że niepodporządkowanie się jej decyzjom skutkować będzie,
wobec opornych, sankcjami. Jakie one będą? Dokładnie nie wiadomo, bo co innego
gadanie różnych ważniejszych i mniej ważnych polityków, a co innego konkretne
decyzje sygnowane przez decydentów.
W
trwającej dyskusji mieszają się wątki i trudno jednoznacznie odnieść się do
wszystkich. Przykładowo, podkreśla się, że istnieje ciągłość państwa, a więc
jeśli Kopacz do czegoś się zobowiązała, to Szydło powinna tego zobowiązania
dotrzymać. Trudność polega na tym, że nie ma jednoznacznej informacji do czego
zobowiązała się Ewa Kopacz. To nie jest tylko kwestia ilości tych imigrantów,
ale ich „jakości”. W wypowiedziach polityków i powołujących się na te
wypowiedzi komentatorów przebija się świadomość, że „mamy kupić kota w worku”,
mówiąc dokładniej, mamy przyjąć te umowne siedem tysięcy imigrantów którzy nie
mają swoich dokumentów tożsamości i nie można ich zweryfikować odnośnie kraju
pochodzenia. Innymi słowy, nie można ustalić, czy są to uchodźcy, czy imigranci
zarobkowi. Mało tego, Włosi odmawiają pomocy w tym zakresie urzędnikom
Fronteksu, których Polska wysłała w tym celu na Lampedusę.
Uzupełnieniem jest
świadomość, że te 7 tysięcy uchodźców to dopiero początek, bo tak jak pisałem
wcześniej, kolejne pontony ciągle płyną w kierunku Europy.
W jednej z
wypowiedzi padło stwierdzenie, że według ocen ONZ chętnych do poprawy swych warunków egzystencji ekonomicznej jest
około 4 miliardy mieszkańców Ziemi. Ilu z nich jest w stanie przyjąć Europa?
Warto
też zwrócić uwagę na zajadłość z jaką opozycja domaga się realizacji
zobowiązania E. Kopacz. Można odnieść wrażenie, że przechodzą jakąś nieznaną
dotychczas fazę „pomroczności jasnej” i za wszelką cenę chcą ściągnąć na Polskę
nieszczęście którego doświadczają dzisiaj kraje Europy zachodniej i
Skandynawii. Celuje w tym oczywiście PO, wspierana przez niedobitki
Nowoczerskiej.
Nie robi na nikim wrażenia stawianie pytań w rodzaju: ilu tych
uchodźców przyjęła Polska za rządów E. Kopacz? A także jakie środki z funduszów
partyjnych przeznaczyła PO i jej admiratorzy na pomoc imigrantom? Nie mówię już
o tym, czy poszczególni „wspieracze” dali chociaż jeden grosz, no może
dwadzieścia groszy, wzorem Trzaskowskiego, na ten jakże humanitarny cel?
W
sporze z UE argumentacja drugiej strony, w tym Polski, jest taka, że aktualne
przepisy unijne nie odnoszą się do polityki bezpieczeństwa wewnętrznego państw
członkowskich UE, pozostawiają to indywidualnej decyzji każdego państwa. Stąd
wniosek, że nie ma podstaw prawnych do nakładania jakichkolwiek sankcji na
państwa sprzeciwiające się relokacji uchodźców.
Pustym
frazesem jest też hasło solidaryzmu państw-członków UE. Na zasadę tą powołują
się urzędnicy unijni, a także niektóre państwa UE, zapominając, że zasada ta
nie może działać wybiórczo. Drastycznym przykładem jest polityka energetyczna
UE, gdzie interesy pojedynczego państwa, czyli Niemiec, przedkładane są nad
interesy innych państw, w tym Polski.
Taką
ciekawostką ostatnich dni była, w sumie kurtuazyjna, wizyta prezydenta Niemiec,
https://wiadomosci.tvp.pl/8219090/prezydent-niemiec-w-polsce
który nie omieszkał przypomnieć nam, że w imię solidaryzmu powinniśmy przyjąć
do Polski uchodźców. Nie jest ważne, że funkcja prezydenta w Niemczech ma
charakter wyłącznie fasadowy. Prezydent nic konkretnego nam nie obiecał i słowa
dotrzyma. Ale dobrotliwie pogrozić nam palcem zawsze może i to właśnie zrobił.
Warto
też przypomnieć, że Polska od lat udziela pomocy uchodźcom. Przyjęła do siebie
uchodźców z Czeczenii i nie ma znaczenia, że większość z nich potraktowała
Polskę jako kraj tranzytowy. Emigrantów zarobkowych z b. ZSRR i krajów Azji też
mamy w znacznych ilościach, bo nie wszyscy opuszczają swój kraj wskutek działań
wojennych. Dla znacznej ilości jest to doskonały pretekst do wędrówki za
chlebem. Ale tego unijne urzędasy nie chcą widzieć, a o jakimkolwiek wsparciu
możemy tylko sobie opowiadać.
stary.piernik
Co za rozważanie ile kto przyjął. Nie i koniec. Myśmy przyjmowali wywózki na Syberię, na roboty przymusowe do Niemiec. Wyjazdy za chlebem od stuleci. Z biedy. Jakoś historia nie odnotowała by w trakcie tych instalacji przymusowych Polacy się wysadzali i zabijali innych. Zawsze to był przymus niedoli. Zawsze to była ucieczka, jeżeli była, do miejsc bezpiecznych do zakładania gniazda. Miejsc bezpiecznych. Tę pracę, która jest do wykonania nad Wisłą potrafimy zrobić sami. Mamy miliony rodaków poza granicami. Administratorzy powinni zapewnić taki magnes by naszych przyciągać. A już na pewno Niemcy nie powinny rozdzielać napływowych. Niemcy już mieli swoje pięć minut na Oświęcim. Niech siedzą cicho.
OdpowiedzUsuńI tu przyznaję Ci w 100% rację. Ci wszyscy manipulatorzy „zapominają” że Polacy emigrowali za chlebem, albo byli wywożeni z Polski i nigdy nie byli zakała dla tamtejszych społeczeństw. Emigracja zarobkowa zależała od kontekstu historycznego, miewała podtekst polityczny. Był też okres kiedy oferowano im „bilet w jedną stronę” /bez prawa powrotu/. A to nie ma nic wspólnego z obecną sytuacją. Dzisiaj nasi politycy uchylają się od odpowiedzi na pytanie dlaczego nie potrafimy przyjąć wysiedleńców z lat II wojny światowej, ba nawet nie wiemy ilu jest chętnych do powrotu! W tym samym czasie Niemcy sprowadzili do siebie dziesiątki tysięcy swych ziomków znad Wołgi. Oni mogli, a my ciągle tylko o tym mówimy, bezproduktywnie.
UsuńPoza wszystkim, Zachód nam pomagał /w latach osiemdziesiątych, bo miał w tym swój interes polityczny. Zresztą, po 1989 roku za tą pomoc wzięli sobie wynagrodzenie. Z baaaardzo dużą nawiązką!
OdpowiedzUsuńSobotni dzień upłynął pod znakiem popisów palestry. Sądząc po stylu w jakim wystąpili na swoim kongresie, czują się autentycznie zagrożeni w swoich dotychczasowych zdobyczach. Można się zastanawiać, czy TVP tendencyjnie pokazała obrady kongresu, ale nie zmienia to faktu, że „kasta” dała pokaz chamstwa w czystej formie.
OdpowiedzUsuńDemonstracyjne wyjście z sali obrad w trakcie wystąpienia wiceministra Warchoła, czy wymachiwanie konstytucją i wznoszenie okrzyków „konstytucja” w trakcie wystąpienia ministra Dery, nie były na pewno przejawem kurtuazji ze strony środowiska prawniczego wobec bądź co bądź zaproszonych gości z rządu i kancelarii prezydenta RP.
Jednak mam pytanie dotyczące postrzegania tejże Konstytucji z 1997 roku. Jak to możliwe, że to środowisko, przez minione 20 lat, nie było w stanie zareagować na fakt, że do tej konstytucji nie ma do dnia dzisiejszego wymaganych przepisów wykonawczych, do czego zobowiązuje art. 236? Czy rację mają ci, którzy twierdzą, że tej konstytucji nikt nie czyta, a mało kto rozumie jej treść? Nawet prawnicy? Konstytucja powinna być napisana językiem prostym i zrozumiałym dla każdego Polaka, a nie powinna wymagać tłumaczenia z polskiego na nasze.
Nie chcę powtarzać opinii już opublikowanych np. tu http://kontrowersje.net/kongres_prawnik_w_polskiej_rzeczypospolitej_ludowej_natychmiast_kwarantanna , bo zostało to zrobione wcześniej. Ciekawym uzupełnieniem mojej wiedzy był też wczorajszy program „Studio Polska” https://vod.tvp.pl/30186157/30876779 i https://vod.tvp.pl/30876999/20052017-cz-2 Dla mnie wydarzenia ostatnich dni są wyraźnym wskazaniem, że w światku palestry musi być zaprowadzony porządek bo inaczej usankcjonujemy sytuację w której pies macha ogonem
:(
UsuńMiało być:
ogon macha psem!
Sytuacja jaka zaistniała we wrocławskiej policji pokazała, że zapomniano na czym polega działanie struktury hierarchicznej. Wydanie polecenia wymaga kontroli jego realizacji. Gdyby coś takiego funkcjonowało, wydający polecenie miałby bieżącą informację o postępie wyjaśnień w sprawie, gdzie wina policjantów jest bezdyskusyjna. Przypadkowo ujawniono, że policja zatrzymała przypadkowego człowieka, bo w tym czasie poszukiwano człowieka który w kajdankach uciekł z konwoju policji. Czyli policjanci po prostu odreagowali sobie na niewinnym człowieku.
OdpowiedzUsuńOdwołania ze stanowisk to zdecydowanie za mało.
Z życia wzięte.
OdpowiedzUsuńW wieku 67 lat zmarł Zbigniew Wodecki.
Niech odpoczywa w pokoju.
Kto nam będzie tak pięknie śpiewał i grał?
Poza sprawami głośnymi i specjalnie nagłaśnianymi są i takie o których wiedza rozchodzi się słabo, a wręcz przypadkowo i może nawet wstydliwie. Do takich należy niewątpliwie kariera Teresy Kamińskiej, kojarzonej z b. premierem J. Buzkiem. Ciepłe posadki nie są dla każdego, to oczywista oczywistość, ale osoby które na nie się załapały, zwykle nie znają umiaru. Tak jest i tutaj. Sprawa się rypneła za sprawą CBA. O szczegółach pisała „Gazeta Warszawska” https://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4073-tylko-u-nas-kochanka-jerzego-buzka-na-celowniku-cba i nie tylko http://www.uwazamrze.pl/artykul/981456/rodzina-na-swoim http://monsieurb.neon24.pl/post/129533,koniec-kochanki
OdpowiedzUsuńTo było prawie rok temu. Od tego czasu kamień w wodę. Żadnych nowych informacji, postępu w śledztwie.
W końcu jest afera, czy jej nie ma? Kolejni nietykalni? Czy tylko „święte krowy” z obory PO?
Czy te sprawy można ze sobą łączyć?
OdpowiedzUsuńhttp://www.eska.pl/hotplota/news/festiwal-opole-2017-odwolany-prezydent-opola-zerwal-umowe-z-tvp-o-co-chodzi/n/101580
http://tygodnikopole.pl/resortowe-dziecko-ratuszu/
Ile razy można o tym samym?
OdpowiedzUsuńDlaczego do programu "gadających głów" w tv z PiS nie są zapraszani ludzie wygadani, merytoryczni? Ciągle przychodzą niezguły które są zagadywane, czy zakrzyczane przez różne Róże T. Czy np. Czarnecki ma monopol na występy? Czy ludzi PiS-u nie stać na celne riposty?