Co Państwo na to?
Mam nadzieję, że to nie jest kolejny temat
zastępczy.
Fascynacja naszych polityków UE nie raz już
wyszła nam bokiem, podobnie jak fascynacja Francją, czy Wlk. Brytanią w okresie
międzywojennym. Skąd się to bierze? Prostej odpowiedzi chyba
nie ma. Może to wynik ograniczonych możliwości wyboru?
Z jednej strony mamy do czynienia z chłodną
kalkulacją, a z drugiej z bezgraniczną naiwnością. Pozostaje do ustalenia kto
chłodno kalkuluje, a kto jest tym pierwszym naiwnym.
Przed nami kolejna rocznica wejścia Polski do
UE i można by znowu pokusić się o podsumowanie zysków i strat. Tylko po co? Ilu
ludzi tyle zdań.
Swoboda poruszania się po Europie to jeszcze
nie wszystko. Coraz więcej jest głosów, że nie do takiej Unii wstępowaliśmy. To
prawda, jednak negocjowaliśmy warunki brzegowe i dzisiaj mamy tego owoce.
Teoretycznie mamy unię 27 równoprawnych państw, a w praktyce mamy dyktat
Niemiec wspieranych przez Francję. Każdy kolejny dzień uświadamia nam /może nie
wszystkim/, że jest różnica między deklaracjami o równości państw
członkowskich, a praktyką dnia codziennego. Inaczej mówiąc, interesy narodowe,
zwłaszcza tych możnych, są priorytetem.
Cieszymy się jak małe dzieci kiedy w Polsce
powstają nowe fabryki w których składa się samochody osobowe, sprzęt agd, czy
inne wyroby powszechnego użytku. Ta radość czasami jest zmącona przez
informacje, że te montownie niechętnie płacą podatki do naszego budżetu. Podobną
wadą cechują się sieci handlowe które zaistniały w Polsce. Euforia spowodowana
ich masowym powstawaniem ucichła kiedy okazało się, że z jednej strony dawały
one zatrudnienie tysiącom ludzi, ale za groszowe wynagrodzenie i często
skandaliczne warunki pracy. Innym mankamentem jest świadomość, że te montownie
i sieci handlowe w każdej chwili mogą się przeprowadzić do innego kraju, gdzie
będzie jeszcze tańsza siła robocza.
Te numery są ćwiczone ustawicznie. Zaczęło
się chyba od zabrania z Polski produkcji Fiata 500 żeby ratować zakład we
Włoszech. Przekazywanie sobie kolejnych sieci handlowych z rąk do rąk przez
kolejnych właścicieli, jak gorącego kartofla, po zakończeniu wakacji
podatkowych, to reguła tego cwaniackiego biznesu.
Mnożenie przykładów nic do meritum nie wnosi,
bo wypowiedź Macrona pokazuje, że utrata 200 miejsc pracy we Francji z powodu
przeniesienia produkcji Whirpoola do Polski /produkcji przeniesionej decyzją
właścicieli/ wymaga nałożenia na Polskę sankcji karnych przez UE. Logiczne? Podobna
sytuacja dotyczy banków.
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że
idiotów u nas dostatek. Nie można powiedzieć o sabotażystach, czy wręcz
złodziejach majątku narodowego, bo żaden sąd ich nie skazał, ani nie wskazał
jako winnych roztrwonienia dorobku blisko 50 lat pracy całego społeczeństwa polskiego
w okresie PRL-u.
Innym przykładem ilustrującym frazesy unijne
jest podejście do polskich firm transportowych działających na obszarze Europy
Zachodniej. Po latach inwestowania i wytężonej pracy firmy te opanowały około
40% europejskich przewozów towarowych i są postrzegane jako realne zagrożenie
dla lokalnych przewoźników. Stąd próby wymuszania na polskich przewoźnikach
stawek wynagrodzenia dla kierowców identycznych ze stawkami jakie są w firmach
lokalnych na terenie Niemiec, czy Francji. Dziwnym trafem nie słychać głosów
domagających się wynagrodzenia dla polskich pracowników francuskich, czy
niemieckich sieci handlowych działających w Polsce.
Ta sama UE jest głucha na apele Polski o
uwzględnienie jej interesu narodowego przy budowie gazociągu Nord Stream,
najpierw I a teraz II.
Papierkiem lakmusowym są relacje UE - Rosja. Z hukiem
nakładane są sankcje gospodarcze za politykę FR niezgodną z poglądami UE /aneksja
Krymu, wojna we wschodniej Ukrainie/, a jednocześnie,
już bez rozgłosu, podtrzymywane są interesy gospodarcze Niemiec i Francji naszym
kosztem.
Swoistym kuriozum jest mentorski ton
niedouków rodem z Niemiec, Francji i pomniejszych krajów UE w kwestiach
dotyczących funkcjonowania naszego systemu prawnego. Nie jest on doskonały, ma
wiele wad uwarunkowanych zaniechaniami kolejnych rządów po 1989 roku, Jednak
porządkowanie jest naszą suwerenną decyzją i nie może się odbywać pod dyktando
urzędników z Brukseli, którzy często nie mają zielonego pojęcia w jakiej
sprawie zabierają głos. Taka postawa nie bierze się z niczego. Poprzednie
rządy, zwłaszcza rządy koalicji PO-PSL godziły się bezkrytycznie na takie
traktowanie. Zmiana jaka nastąpiła po wyborach w 2015 roku jest dla Brukseli
szokiem z którego ciągle nie potrafią się otrząsnąć. Ile mamy do powiedzenia w
tej Unii pokazał ostatnio wybór D. Tuska na kolejną kadencję „krula Europy”. Szokuje
jednak dziecinna radość naszej opozycji z zaistniałej sytuacji. To są politycy
polscy tylko z nazwy. Kiedyś nazywano takich kosmopolitami których credo
brzmiało: „tam ojczyzna, gdzie dobrze”.
Ze smutkiem muszę stwierdzić, że w tej
układance coraz bardziej gubi się obecna ekipa rządząca, zarówno obóz
prezydencki, jak i rządowy. Nie przywiązuję wagi do „słupków poparcia”, ale
czemu przypisać lansowanie sondaży autorstwa firmy /nomen omen/ Kantar Public? Z
ostatniego sondażu wynika, że PO której urządzano już uroczysty pogrzeb,
uzyskała poparcie zbliżone do rządzącego PiS. http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1759081,Sondaz-Kantar-Public-PiS-31-proc-PO-29-proc-Kukiz15-9-proc-SLD-5-proc
To kolejna ściema? Takie są realne efekty rządów PiS po niecałe półtora roku po
wyborach z jesieni 2015 roku ?
Tymczasem UE nie znajduje w sobie dość siły
żeby podjąć walkę z trudnościami jakie pojawiają się w związku z Brexitem i
zmianami politycznymi jakie zachodzą w wyniku kolejnych wyborów parlamentarnych
w Europie. Krótko mówiąc, UE przeżywa poważny kryzys z którego na pewno nie
wyjdzie bez strat. Pytanie jednak brzmi kto za to zapłaci? Czy dalej mamy
bezkrytycznie wierzyć zapewnieniom premier, że jesteśmy bezpieczni, zadbani i
och i ach? Obawiam się że przebudzenie z tego stanu samozadowolenia może być
koszmarne.
Coraz trudniej jest wpuszczać nas w kolejne
tematy zastępcze które poza biciem piany nic nie wnoszą do naszej
rzeczywistości.
stary.piernik
Proszę spojrzeć ile są warte prognozy http://sieniawski-marek.blog.onet.pl/tag/kantar-public/
OdpowiedzUsuńTa pochodzi ze stycznia 2017 roku.
Co tu czytamy?
"Socjaliści mają dwóch kandydatów – to były premier Manuel Valss i były minister edukacji Benoit Hamon. Kto zna tych gości? Nawet we Francji niecałe 10 procent ewentualnych wyborców, a jak uznaje się ogólnie dość – żaden z nich nie ma szans na wejście na schody nawet Pałacu Elizejskiego.
Liczy się tylko ta trójka – kandydat centroprawicy Francois Fillon, Marine Le Pen z Frontu Narodowego, oraz niejaki Emmanuel Macron, z tzw. radykalnej lewicy.
A tak naprawdę to bój stoczą Fillon i Le Pen."
Po pierwszej turze został wybór między dżumą i cholerą :(
Coraz większy niesmak wzbudza we mnie nieustanne powtarzanie jak to czujemy się bezpieczni we własnym kraju. To taki tani chwyt marketingowy. Powoływanie się na dane kolejnych sondażowni niczego nie dowodzi. Po pierwsze nie wiemy jak było sformułowane pytanie i do jakiego respondenta było skierowane?
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to poczucie bezpieczeństwa wynika z faktu, że ciągle nie jesteśmy przedmiotem zainteresowania światowego terroryzmu. Polska jest ciągle traktowana przez terrorystów jako kraj tranzytowy. Nie mamy żadnej wiedzy o efektach działań służb wywiadowczych, o skali udaremnionego przemytu broni i materiałów wybuchowych /do Polski i przez Polskę/. Tylko naiwni mogą twierdzić, że czegoś takiego nie ma.
Bardziej, jako społeczeństwo, powinniśmy być zainteresowani jak jesteśmy przygotowani na ewentualne ataki terrorystyczne, na ich wczesne rozpoznawanie i zachowanie się w razie ich zaistnienia.
Obecna sytuacja jest dla nas korzystna i oby ten stan trwał jak najdłużej, a nawet powiedziałbym, wiecznie.