Wkrótce druga
tura wyborów samorządowych, a ja dalej nic nie wiem. No nie do końca.
Jeżeli wybory
mamy traktować jako jeden z najważniejszych elementów naszej demokracji, to
niestety państwo polskie ten element lekceważy i to nie od dzisiaj. Dzisiaj
wielu czuje się upoważnionych do głośnego mówienia, że te wybory zostały
sfałszowane. Pytam się wobec tego gdzie byli do tej pory? Dlaczego dopuścili do
tego, żeby prawo wyborcze było tak niechlujnie napisane? Dlaczego przemknęły
się zapisy, które pozwalają na legalne robienie przekrętów wyborczych? http://wpolityce.pl/polityka/223421-cuda-na-urna-zaczely-sie-w-senacie-po-cichu-wycieto-obowiazek-rozliczania-glosow-niewaznych
Dlaczego po
dzień dzisiejszy nie można unormować elementarnych spraw związanych z wyborami,
czyli przezroczystych urn wyborczych, centralnie drukowanych i zweryfikowanych
kart wyborczych? Wzorce formularzy można bez problemów rozesłać elektronicznie do
wojewódzkich/powiatowych/gminnych komisji wyborczych. Uniknięto by zarzutów o
niezgodności kart z wzorami określonymi ustawą. Karty, jako druki ścisłego
zarachowania, powinny być numerowane i na tej podstawie rozliczane.
Podobnie
powinny być jasno określone zasady naboru do komisji wyborczych oraz mężów
zaufania, w tym bezpartyjnych.
Dzisiaj
specjaliści od prawa konstytucyjnego twierdzą, że nic nie można zmienić w
prawie wyborczym przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi. Dlaczego?
Przecież wiadomo, że w tych kolejnych wyborach powtórzą się dotychczasowe
błędy. Kto ma w tym interes? Skoro wiadomo kto ma wygrać to po co wybory?
Namaszczonych kandydatów wybrać przez aklamację. Będzie taniej.
Mam nieodparte
uczucie, że im więcej demokracji w słowach wypowiadanych z mównicy sejmowej i
przy innych okazjach przez naszych polityków, tym mniej tej demokracji w
praktyce dnia codziennego. Gdyby było inaczej, partia władzy i jej akolici nie
odsądzaliby od czci i wiary wszystkich, którzy protestują wobec zastanej rzeczywistości.
Jesteśmy poddawani nieustannej manipulacji medialnej. Władza chętnie powołuje się
na naszą przynależność do cywilizacji europejskiej, ale zabrania nam
korzystania z tego przywileju, jeśli działa on przeciwko tej władzy. Logiki w
tym nie ma za grosz. Jeżeli wszystko jest lege artis, to dlaczego
przedstawiciele partii władzy pałają świętym oburzeniem na próby ze strony
opozycji, odwoływania się do ocen organów europejskich? Choćby PE?
W zbliżającej
się drugiej turze wyborów samorządowych jedyne co się zmieni, to liczenie głosów
„na piechotę” zamiast padniętego systemu informatycznego rodem z PKW.
Nie
bardzo wiadomo jaka jest skala formalnych protestów dotyczących pierwszej tury.
Nie mam też jednoznacznej odpowiedzi na pytanie czy iść głosować, czy nie? Logicznym
wydaje się, że jeżeli dotychczasowe wybory uznaję za farsę, to nie powinienem w
tej farsie dalej uczestniczyć. Bojkot wyborów miałby jednak sens tylko przy
jednomyślnym działaniu wyborców. Na to nie ma co liczyć. W praktyce oznaczałoby
to, że „une” same się wybiorą. Pozostaje więc protestować przeciwko
dotychczasowym praktykom i … głosować na kandydatów godnych naszego zaufania.
stary.piernik
http://bezdekretu.blogspot.com/2014/01/reaktywacja-wyborcze-myto.html?showComment=1391204510649#c7231410510033451599
OdpowiedzUsuńNie ma przypadków, są tylko znaki.