niedziela, 23 marca 2014

Wybory, wybory ...



Właściwie można potraktować go jak jeden z wielu i przejść nad nim do porządku dziennego. Jednak tego nie zrobię. Dlaczego? W tym samym mniej więcej czasie przeczytałem na jednym z blogów coś innego http://padre.info.pl/takiej-biedy-nie-bylo-w-polsce-od-dziesieciu-lat-mamy-rzad-ktory-wykancza-gospodarke-i-ludzi/
Powstaje pytanie: kto jest bliżej prawdy? Artykuł w „Rzeczpospolitej” jest według mnie artykułem na zamówienie, a więc ma propagować tzw. urzędowy optymizm. Tekst na blogu jest napisany na podstawie obserwacji własnej, w oparciu o otaczające realia. Te realia zna każdy z nas na poziomie własnego środowiska i dostępnego przekazu medialnego. Zakładam, że nie są to media wyłącznie tzw. mainstreamu. Jaka jest ta rzeczywistość możemy się przekonać na każdym kroku. Do tego ważny jest też kontekst. Dzisiaj tym kontekstem, przynajmniej dla mnie, jest rozpoczęta kampania wyborcza przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego. Świat polityczny w Polsce, bo nie tylko jego elita, jest zainteresowany obsadzeniem 51 mandatów przynależnych Polsce. Tu nie ma klucza partyjnego. W skrajnym przypadku te 51 mandatów może zagarnąć jedna partia polityczna lub opcja polityczna. Rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana. Mandat europosła to określone, wymierne profity, czyli dieta poselska, koszty prowadzenia biura poselskiego, diety za udział w posiedzeniach itd. Jest jeszcze więcej możliwości spieniężenia tego mandatu, ale to już zależy od operatywności jego posiadacza. Gra idzie o setki tysięcy złotych w skali roku, a trzeba pamiętać, że europosłem zostaje się na 5 lat. Jeśli uda się zostać europosłem na drugą kadencję, nabywa się uprawnienia emerytalne. Według stawek unijnych. Jest więc o co walczyć. To nie to co mandat poselski, czy senatorski. Przynajmniej pod względem finansowym.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że trwa zacięta walka o miejsca na listach kandydatów.
W naszych realiach jedynka na liście to tzw. pewniak. Na pozostałych miejscach trwa walka na śmierć i życie. Nie wszystkim kandydatom chce się walczyć i zdarzają się przypadki rezygnacji z kandydowania ze względów ambicjonalnych. W tą walkę angażują się przywódcy poszczególnych partii, chociaż sami nie kandydują. Wszyscy więc mizdrzą się do wyborców, licząc na ich głosy. Liczy się wszystko, czyli charyzma, urok i wdzięk osobisty, w ostateczności nawet tupet. W szczególności zaś liczy się na kiepską pamięć wyborców. Bo jak inaczej wytłumaczyć się z realizacji złożonych wcześniej obietnic. Nie każdy kandydat może powiedzieć, że niczego nie obiecywał i … słowa dotrzymał.
Teraz odbywają się swego rodzaju wybory miss, czy mistera. Kandydaci i ich menadżerowie próbują wcisnąć kit, który ma zaowocować przepchnięciem ich faworyta. A trzeba przełknąć nie jedną gorzką pigułkę. Kolejne próbki mamy teraz codziennie. Ciekawszy przypadek z ostatnich dni to przykładowo spotkanie premiera z protestującymi rodzicami niepełnosprawnych. Sprawa żenująca pod wieloma względami. Pierwszy i zasadniczy to ten, że sprawa ciągle istnieje w mediach. Dotyczy ponad 100 tysięcy rodzin i może kosztować budżet państwa około 1,4 mld zł rocznie. To kropla w morzu wydatków budżetu. Mimo tego kolejne rządy nie są w stanie zamknąć tematu. Żenujące jest to, że w jego rozwiązanie angażuje się osobiście premier. I to nie w zaciszu swego gabinetu, ale w świetle kamer, w otoczeniu zdesperowanych i sfrustrowanych sytuacją rodziców niepełnosprawnych. Żenujące jest zwłaszcza to, że skoro decyduje się na spektakl, nie ma nic do zaoferowania, bo on przecież niewiele może. W ten sposób potwierdza swą nieudolność i niekompetencję? 
Czyli co? Czas na zmiany?

stary.piernik



6 komentarzy:

  1. stary.piernik23 marca 2014 16:15

    Artykuł z "Rzeczypospolitej" ma dla mnie niestety inny wydźwięk. Miałem ostatnio okazję rozmawiać z osobą która przebywa zarobkowo na Wyspach już kilka lat. Osoba ta zwróciła moją uwagę na zmianę polityki rządu Camerona wobec napływu siły roboczej z krajów tzw. nowej Unii. Bez pytania się o zdanie Brukseli, Cameron zaostrza przepisy wobec obcokrajowców. I to zarówno w sferze prawa socjalnego, jak i prawa krajowego. Wszystko po to, żeby zniechęcić do pozostawania u nich. Coraz częściej daje się zaobserwować, że przychylniejszym okiem Brytyjczycy patrzą na imigrantów kolorowych, z Afryki, z Azji, niż na tych z Europy Środkowo-wschodniej, zwłaszcza z Polski. Nie ma dla nich znaczenia, że ta grupa wytwarza dochód narodowy na poziomie około 8 mld funtów i płaci podatek od swoich zarobków. Złośliwi mówią, że w ten sposób chcą się leczyć z kompleksów wobec Polaków, którzy przewyższają ich wydajnością w pracy, przedsiębiorczością itd. Tak naprawdę zabierają im miejsca pracy.
    Że tubylcy do tej pracy się nie palą, to zupełnie inna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. stary.piernik23 marca 2014 17:22

    http://www.economy-of-the-xxi-century.mpolska24.pl/6011/zmiana-regul-gry-i-co-z-tego-wynika
    Podawałem ten link wczoraj, ale powtarzam, bo jest tego wart.
    Tylko ilu zrozumie co prof. Rybiński miał w nim do przekazania nam?

    OdpowiedzUsuń
  3. stary.piernik24 marca 2014 12:58

    Jak najbardziej w temacie wyborów do PE
    http://niepoprawni.pl/blog/217/maja-nas-za-bydlo-i-idiotow

    Za friko dorzucam ten komentarz blogera:
    Dobór kandydatów na europosłów z prokomuszych list, pokazuje niezbicie obrzydliwy surrealizm polityczny, w którym żyjemy, całkowitą zgniliznę i zepsucie tej części sceny politycznej. Do głosu dochodzi selekcjia negatywna. Pierwsze miejsca na listach wyborczych otrzymują najbardziej załużeni, czyli w pierwszej kolejności resortowe dzieci i wnuki (swojacy), następnie zasłużeni w utrwalaniu układu opluwacze i transferowcy zakupieni z innych parti, którymi układ od czasu do czasu musi sie zasilać.

    Zaskakujące, jak garstka hipokrytów i cwaniaków potrafi manipulować całym narodem.

    OdpowiedzUsuń
  4. stary.piernik24 marca 2014 14:59

    Jedną rzecz musimy zwalczać konsekwentnie.
    Najgłupszym pomysłem jest bojkotowanie wyborów. Nie tylko tych. Racji nie mają ci, którzy siedzą w domu. W tych wyborach nie ma progu frekwencji uznającego wybory za ważne.
    Są partie, które mają tzw. żelazny elektorat. On pójdzie w większości do urn, niezależnie od uwarunkowań zewnętrznych. Te głosy wypaczają wynik wyborów.
    Późniejsza rozpacz i biadolenie na nic zda się.
    Trzeba o tym stale pamiętać.

    Propagatorzy bojkotu to V kolumna!

    OdpowiedzUsuń
  5. stary.piernik24 marca 2014 15:10

    Mam kolejny wpis na temat
    http://niepoprawni.pl/blog/227/na-krzywoy-ryj-do-i-po-ojro

    OdpowiedzUsuń
  6. stary.piernik26 marca 2014 19:19

    http://kontrowersje.net/ga_nie_ukraina_i_nie_rozumiem_dlaczego_zaczyna_si_rytualna_walka_na_spoty
    Dobry komentarz MK. Dobre też niektóre komentarze do jego tekstu. Sporo też materiału instruktażowego dla spin doktorów PiS.
    Tylko, czy oni są w stanie to wykorzystać?

    OdpowiedzUsuń

Informacja dotycząca plików cookies: