Linkowałem
dzisiaj ten artykuł http://www.ekonomia.rp.pl/artykul/706205,1095972-Gospodarka--Optymistyczne-prognozy-dla-Polski.html
Właściwie
można potraktować go jak jeden z wielu i przejść nad nim do porządku dziennego.
Jednak tego nie zrobię. Dlaczego? W tym samym mniej więcej czasie przeczytałem
na jednym z blogów coś innego http://padre.info.pl/takiej-biedy-nie-bylo-w-polsce-od-dziesieciu-lat-mamy-rzad-ktory-wykancza-gospodarke-i-ludzi/
Powstaje
pytanie: kto jest bliżej prawdy? Artykuł w „Rzeczpospolitej” jest według mnie
artykułem na zamówienie, a więc ma propagować tzw. urzędowy optymizm. Tekst na
blogu jest napisany na podstawie obserwacji własnej, w oparciu o otaczające
realia. Te realia zna każdy z nas na poziomie własnego środowiska i dostępnego
przekazu medialnego. Zakładam, że nie są to media wyłącznie tzw. mainstreamu. Jaka
jest ta rzeczywistość możemy się przekonać na każdym kroku. Do tego ważny jest
też kontekst. Dzisiaj tym kontekstem, przynajmniej dla mnie, jest rozpoczęta
kampania wyborcza przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego. Świat
polityczny w Polsce, bo nie tylko jego elita, jest zainteresowany obsadzeniem
51 mandatów przynależnych Polsce. Tu nie ma klucza partyjnego. W skrajnym
przypadku te 51 mandatów może zagarnąć jedna partia polityczna lub opcja
polityczna. Rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana. Mandat europosła
to określone, wymierne profity, czyli dieta poselska, koszty prowadzenia biura
poselskiego, diety za udział w posiedzeniach itd. Jest jeszcze więcej
możliwości spieniężenia tego mandatu, ale to już zależy od operatywności jego
posiadacza. Gra idzie o setki tysięcy złotych w skali roku, a trzeba pamiętać, że
europosłem zostaje się na 5 lat. Jeśli uda się zostać europosłem na drugą
kadencję, nabywa się uprawnienia emerytalne. Według stawek unijnych. Jest więc
o co walczyć. To nie to co mandat poselski, czy senatorski. Przynajmniej pod względem
finansowym.
W
tej sytuacji trudno się dziwić, że trwa zacięta walka o miejsca na listach
kandydatów.
W naszych realiach jedynka na liście to tzw. pewniak. Na pozostałych miejscach trwa walka na śmierć i życie. Nie wszystkim kandydatom chce się walczyć i zdarzają się przypadki rezygnacji z kandydowania ze względów ambicjonalnych. W tą walkę angażują się przywódcy poszczególnych partii, chociaż sami nie kandydują. Wszyscy więc mizdrzą się do wyborców, licząc na ich głosy. Liczy się wszystko, czyli charyzma, urok i wdzięk osobisty, w ostateczności nawet tupet. W szczególności zaś liczy się na kiepską pamięć wyborców. Bo jak inaczej wytłumaczyć się z realizacji złożonych wcześniej obietnic. Nie każdy kandydat może powiedzieć, że niczego nie obiecywał i … słowa dotrzymał.
W naszych realiach jedynka na liście to tzw. pewniak. Na pozostałych miejscach trwa walka na śmierć i życie. Nie wszystkim kandydatom chce się walczyć i zdarzają się przypadki rezygnacji z kandydowania ze względów ambicjonalnych. W tą walkę angażują się przywódcy poszczególnych partii, chociaż sami nie kandydują. Wszyscy więc mizdrzą się do wyborców, licząc na ich głosy. Liczy się wszystko, czyli charyzma, urok i wdzięk osobisty, w ostateczności nawet tupet. W szczególności zaś liczy się na kiepską pamięć wyborców. Bo jak inaczej wytłumaczyć się z realizacji złożonych wcześniej obietnic. Nie każdy kandydat może powiedzieć, że niczego nie obiecywał i … słowa dotrzymał.
Teraz
odbywają się swego rodzaju wybory miss, czy mistera. Kandydaci i ich
menadżerowie próbują wcisnąć kit, który ma zaowocować przepchnięciem ich
faworyta. A trzeba przełknąć nie jedną gorzką pigułkę. Kolejne próbki mamy
teraz codziennie. Ciekawszy przypadek z ostatnich dni to przykładowo spotkanie
premiera z protestującymi rodzicami niepełnosprawnych. Sprawa żenująca pod
wieloma względami. Pierwszy i zasadniczy to ten, że sprawa ciągle istnieje w
mediach. Dotyczy ponad 100 tysięcy rodzin i może kosztować budżet państwa około
1,4 mld zł rocznie. To kropla w morzu wydatków budżetu. Mimo tego kolejne rządy
nie są w stanie zamknąć tematu. Żenujące jest to, że w jego rozwiązanie
angażuje się osobiście premier. I to nie w zaciszu swego gabinetu, ale w świetle
kamer, w otoczeniu zdesperowanych i sfrustrowanych sytuacją rodziców
niepełnosprawnych. Żenujące jest zwłaszcza to, że skoro decyduje się na
spektakl, nie ma nic do zaoferowania, bo on przecież niewiele może. W ten
sposób potwierdza swą nieudolność i niekompetencję?
Czyli co? Czas na zmiany?
stary.piernik
Artykuł z "Rzeczypospolitej" ma dla mnie niestety inny wydźwięk. Miałem ostatnio okazję rozmawiać z osobą która przebywa zarobkowo na Wyspach już kilka lat. Osoba ta zwróciła moją uwagę na zmianę polityki rządu Camerona wobec napływu siły roboczej z krajów tzw. nowej Unii. Bez pytania się o zdanie Brukseli, Cameron zaostrza przepisy wobec obcokrajowców. I to zarówno w sferze prawa socjalnego, jak i prawa krajowego. Wszystko po to, żeby zniechęcić do pozostawania u nich. Coraz częściej daje się zaobserwować, że przychylniejszym okiem Brytyjczycy patrzą na imigrantów kolorowych, z Afryki, z Azji, niż na tych z Europy Środkowo-wschodniej, zwłaszcza z Polski. Nie ma dla nich znaczenia, że ta grupa wytwarza dochód narodowy na poziomie około 8 mld funtów i płaci podatek od swoich zarobków. Złośliwi mówią, że w ten sposób chcą się leczyć z kompleksów wobec Polaków, którzy przewyższają ich wydajnością w pracy, przedsiębiorczością itd. Tak naprawdę zabierają im miejsca pracy.
OdpowiedzUsuńŻe tubylcy do tej pracy się nie palą, to zupełnie inna sprawa.
http://www.economy-of-the-xxi-century.mpolska24.pl/6011/zmiana-regul-gry-i-co-z-tego-wynika
OdpowiedzUsuńPodawałem ten link wczoraj, ale powtarzam, bo jest tego wart.
Tylko ilu zrozumie co prof. Rybiński miał w nim do przekazania nam?
Jak najbardziej w temacie wyborów do PE
OdpowiedzUsuńhttp://niepoprawni.pl/blog/217/maja-nas-za-bydlo-i-idiotow
Za friko dorzucam ten komentarz blogera:
Dobór kandydatów na europosłów z prokomuszych list, pokazuje niezbicie obrzydliwy surrealizm polityczny, w którym żyjemy, całkowitą zgniliznę i zepsucie tej części sceny politycznej. Do głosu dochodzi selekcjia negatywna. Pierwsze miejsca na listach wyborczych otrzymują najbardziej załużeni, czyli w pierwszej kolejności resortowe dzieci i wnuki (swojacy), następnie zasłużeni w utrwalaniu układu opluwacze i transferowcy zakupieni z innych parti, którymi układ od czasu do czasu musi sie zasilać.
Zaskakujące, jak garstka hipokrytów i cwaniaków potrafi manipulować całym narodem.
Jedną rzecz musimy zwalczać konsekwentnie.
OdpowiedzUsuńNajgłupszym pomysłem jest bojkotowanie wyborów. Nie tylko tych. Racji nie mają ci, którzy siedzą w domu. W tych wyborach nie ma progu frekwencji uznającego wybory za ważne.
Są partie, które mają tzw. żelazny elektorat. On pójdzie w większości do urn, niezależnie od uwarunkowań zewnętrznych. Te głosy wypaczają wynik wyborów.
Późniejsza rozpacz i biadolenie na nic zda się.
Trzeba o tym stale pamiętać.
Propagatorzy bojkotu to V kolumna!
Mam kolejny wpis na temat
OdpowiedzUsuńhttp://niepoprawni.pl/blog/227/na-krzywoy-ryj-do-i-po-ojro
http://kontrowersje.net/ga_nie_ukraina_i_nie_rozumiem_dlaczego_zaczyna_si_rytualna_walka_na_spoty
OdpowiedzUsuńDobry komentarz MK. Dobre też niektóre komentarze do jego tekstu. Sporo też materiału instruktażowego dla spin doktorów PiS.
Tylko, czy oni są w stanie to wykorzystać?