poniedziałek, 16 października 2017

Co dalej?

Dwa tematy zaprzątają uwagę. To protest rezydentów w służbie zdrowia i reprywatyzacja w wydaniu warszawskim.
Zacznę jednak od tego, że próba wywołania kolejnej zadymy była przewidywana już latem.
Po prostu, jeśli jedna wersja nie wypali, przechodzi się do następnej. Zwłaszcza jeśli się nic ponadto nie potrafi, a sponsor wymaga.

W jednym i drugim przypadku problem jest zbliżony. To brak woli politycznej w rozwiązaniu problemów jest przyczyną ich cyklicznego pojawiania się. To odnosi się do przeszłości.
Czy władza poradzi sobie z tym dzisiaj? Zobaczymy.

Zacznę od służby zdrowia. Z tym problemem nie radzi sobie nikt w całym świecie. Są tylko mniej lub bardziej satysfakcjonujące rozwiązania. Na naszym zdrowiu zbyt wielu chce się dorobić i w dodatku szybko, a lekarz ma nas leczyć, ale niekoniecznie wyleczyć. Zostałaby wówczas tylko profilaktyka, a zdrowy człowiek raczej niechętnie oddaje się w ręce służby zdrowia. Jak wówczas wciskać zdrowym ludziom leki i suplementy polecane lekarzom przez koncerny farmaceutyczne? W końcu to biznes liczony w miliardach złotych rocznie.

Studia medyczne należą do trudniejszych i są kosztowne. Trudno się dziwić reakcjom społeczeństwa, że absolwent studiów medycznych powinien mieć obowiązek świadczenia pracy przez, przykładowo 10 czy 12 lat, albo zwrócić do budżetu koszty swego kształcenia w wysokości przykładowo 100 tysięcy złotych, czy nawet ich wielokrotności.
W PRL-u obowiązywał nakaz pracy, a w szkołach oficerskich i akademiach wojskowych obowiązek zawodowej służby wojskowej przez 6  lub 12 lat. Wielu się obruszy na takie dictum, ale Polski chyba nie stać na sponsorowanie wykwalifikowanych pracowników dla gospodarek lepiej rozwiniętych niż nasza.

W Polsce mamy do czynienia ze studiami bezpłatnymi i odpłatnymi. Korzystający ze studiów bezpłatnych musi mieć zobowiązanie wobec budżetu i takim zobowiązaniem powinien być obowiązek świadczenia pracy przez ileś lat. To powinno być uregulowane ustawowo. Trzeba jednak pamiętać, że lekarz pełną gębą to lekarz specjalista, w jednej lub kilku specjalnościach. Specjalizację może robić jako rezydent lub w systemie pozarezydenckim, czyli mówiąc otwarcie, w zakresie własnym.
Warunkiem uzyskania specjalizacji jest zdanie Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego. Więcej szczegółów można znaleźć tu http://forsal.pl/artykuly/1078114,kto-to-jest-lekarz-rezydent-ile-zarabia-i-jak-wyglada-jego-praca.html

Druga sprawa wymagająca uregulowania to czas pracy lekarza. Właśnie w służbie zdrowia ten czas pracy ma kluczowe znaczenie, bo wpływa na jakość wykonywanej pracy, czyli zdrowie leczonych.
Ograniczenia czasowe obowiązują w zawodach w których zmęczenie może stanowić źródło zagrożenia dla innych. Klasycznym przykładem są ograniczenia czasu pracy kierowców transportu drogowego.
Tymczasem w służbie zdrowia od lat słyszymy to samo. Lekarz pracuje w kilku miejscach, za zgodą i wiedzą przełożonych. 
Za najbardziej bzdurne uzasadnienie uważam, że w przeciwnym razie zabraknie obsady w placówkach służby zdrowia. W zamian za to słyszymy, że kolejny lekarz zmarł z przepracowania na stanowisku pracy lub wkrótce po dyżurze. Czy tak zmęczony lekarz może dobrze wykonywać swój zawód? Trzeba się na coś zdecydować. 
A może lekarze narzucają sobie zbyt wysoki standard życia dla swej rodziny? Politycy każą wykonawcom innych zawodów żyć za niższe wynagrodzenie, nie mówiąc już o emerytach i rencistach.

Lekarz to mimo wszystko zawód, a nie dobrze prosperujący biznes. Zbyt wielu o tym zapomina.

W proteście rezydentów jest chyba drugie dno. Ktoś ich rękami próbuje wyciągać kasztany z ognia. Patrząc na twarze osób pojawiających się w  otoczeniu protestujących rezydentów o wyciągnięcie wniosków nie powinno być trudno.

Drugi temat to reprywatyzacja na przykładzie Warszawy. Coraz bardziej widać, że sposób załatwienia sprawy nie zadowoli nikogo, a w rzeczywistości chodzi o przygotowanie gruntu do zbliżających się wyborów samorządowych. Chętnych na objęcie stanowiska prezydenta Warszawy nie brakuje, a nie można wyborów puścić na żywioł. W końcu to jest dostęp do gigantycznej kasy i prestiż nie tylko dla wybrańca.
To co obecnie obserwujemy to ciągle tylko igrzyska dla mas. Schody zaczną się gdy pierwsza sprawa aferalna trafi do sądu i ten będzie zmuszony wydać sprawiedliwy wyrok bez oglądania się na to kto jest zamieszany w aferę. Tymczasem ciągle jesteśmy na etapie prac prokuratury i służb które dokumentują przestępstwa. Jakie z tego wyjdą dowody przekonujące sąd? Tego nie wiem.
Jeżeli będą zapadały wyroki skazujące, to pozostaje otwarte pytanie jaka będzie dla skazanych dolegliwość tych kar? Czy opłaciło się kraść?  


Ja mimo wszystko mam wrażenie, że tematowi nadano taki rozgłos medialny z powodu niewłaściwego składu osobowego korzystającego z dobrodziejstwa tej reprywatyzacji. Słuszność mojego przypuszczenia potwierdza dyskrecja mediów które tylko półgębkiem wspominają kto tu naprawdę uważa się za pokrzywdzonego. Ten aspekt będzie miał kluczowe znaczenie dla kształtu ustawy reprywatyzacyjnej proponowanej aktualnie przez Jakiego. 
Na 20% wartości utraconego mienia musieli przystać Kresowiacy, ale w Warszawie, w Krakowie, w Łodzi? 
Może się mylę? 

stary.piernik 

1 komentarz:

  1. W temacie warszawskiej reprywatyzacji, z dzisiejszego dnia. Ilość decyzji reprywatyzacyjnych wydanych za czasów LK nieco ponad 200, za rządów HGW ponad 4 tysiące. Póki co HGW konsekwentnie się pogrąża. Pytanie czy na dno pójdzie sama, czy pociągnie kogoś za sobą? Kogo?
    Słuchając jej kolejnych wystąpień publicznych zastanawiam się czy jest tak przebiegła, czy tylko pogubiła się? Sama twarz pokerzysty nie wystarczy.
    To tylko sprawa botoksu.

    OdpowiedzUsuń

Informacja dotycząca plików cookies: