Dwa tematy
zaprzątają uwagę. To protest rezydentów w służbie zdrowia i reprywatyzacja w
wydaniu warszawskim.
Zacznę jednak
od tego, że próba wywołania kolejnej zadymy była przewidywana już latem.
Po prostu, jeśli jedna wersja nie wypali, przechodzi się do następnej. Zwłaszcza jeśli się nic ponadto nie potrafi, a sponsor wymaga.
Po prostu, jeśli jedna wersja nie wypali, przechodzi się do następnej. Zwłaszcza jeśli się nic ponadto nie potrafi, a sponsor wymaga.
W jednym i
drugim przypadku problem jest zbliżony. To brak woli politycznej w rozwiązaniu
problemów jest przyczyną ich cyklicznego pojawiania się. To odnosi się do
przeszłości.
Czy władza poradzi sobie z tym dzisiaj? Zobaczymy.
Czy władza poradzi sobie z tym dzisiaj? Zobaczymy.
Zacznę od
służby zdrowia. Z tym problemem nie radzi sobie nikt w całym świecie. Są tylko
mniej lub bardziej satysfakcjonujące rozwiązania. Na naszym zdrowiu zbyt wielu
chce się dorobić i w dodatku szybko, a lekarz ma nas leczyć, ale niekoniecznie
wyleczyć. Zostałaby wówczas tylko profilaktyka, a zdrowy człowiek raczej
niechętnie oddaje się w ręce służby zdrowia. Jak wówczas wciskać zdrowym
ludziom leki i suplementy polecane lekarzom przez koncerny farmaceutyczne? W końcu
to biznes liczony w miliardach złotych rocznie.
Studia
medyczne należą do trudniejszych i są kosztowne. Trudno się dziwić reakcjom
społeczeństwa, że absolwent studiów medycznych powinien mieć obowiązek
świadczenia pracy przez, przykładowo 10 czy 12 lat, albo zwrócić do budżetu
koszty swego kształcenia w wysokości przykładowo 100 tysięcy złotych, czy nawet
ich wielokrotności.
W PRL-u
obowiązywał nakaz pracy, a w szkołach oficerskich i akademiach wojskowych
obowiązek zawodowej służby wojskowej przez 6
lub 12 lat. Wielu się obruszy na takie dictum, ale Polski chyba nie stać
na sponsorowanie wykwalifikowanych pracowników dla gospodarek lepiej rozwiniętych
niż nasza.
W Polsce mamy
do czynienia ze studiami bezpłatnymi i odpłatnymi. Korzystający ze studiów
bezpłatnych musi mieć zobowiązanie wobec budżetu i takim zobowiązaniem powinien
być obowiązek świadczenia pracy przez ileś lat. To powinno być uregulowane
ustawowo. Trzeba jednak pamiętać, że lekarz pełną gębą to lekarz specjalista, w
jednej lub kilku specjalnościach. Specjalizację może robić jako rezydent lub w
systemie pozarezydenckim, czyli mówiąc otwarcie, w zakresie własnym.
Warunkiem
uzyskania specjalizacji jest zdanie Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego.
Więcej szczegółów można znaleźć tu http://forsal.pl/artykuly/1078114,kto-to-jest-lekarz-rezydent-ile-zarabia-i-jak-wyglada-jego-praca.html
Druga sprawa
wymagająca uregulowania to czas pracy lekarza. Właśnie w służbie zdrowia ten
czas pracy ma kluczowe znaczenie, bo wpływa na jakość wykonywanej pracy, czyli
zdrowie leczonych.
Ograniczenia
czasowe obowiązują w zawodach w których zmęczenie może stanowić źródło
zagrożenia dla innych. Klasycznym przykładem są ograniczenia czasu pracy kierowców
transportu drogowego.
Tymczasem w
służbie zdrowia od lat słyszymy to samo. Lekarz pracuje w kilku miejscach, za
zgodą i wiedzą przełożonych.
Za najbardziej bzdurne uzasadnienie uważam, że w
przeciwnym razie zabraknie obsady w placówkach służby zdrowia. W zamian za to
słyszymy, że kolejny lekarz zmarł z przepracowania na stanowisku pracy lub
wkrótce po dyżurze. Czy tak zmęczony lekarz może dobrze wykonywać swój zawód?
Trzeba się na coś zdecydować.
A może lekarze narzucają sobie zbyt wysoki
standard życia dla swej rodziny? Politycy każą wykonawcom innych zawodów żyć za
niższe wynagrodzenie, nie mówiąc już o emerytach i rencistach.
Lekarz to
mimo wszystko zawód, a nie dobrze prosperujący biznes. Zbyt wielu o tym
zapomina.
W proteście
rezydentów jest chyba drugie dno. Ktoś ich rękami próbuje wyciągać kasztany z
ognia. Patrząc na twarze osób pojawiających się w otoczeniu protestujących rezydentów o wyciągnięcie
wniosków nie powinno być trudno.
Drugi temat
to reprywatyzacja na przykładzie Warszawy. Coraz bardziej widać, że sposób
załatwienia sprawy nie zadowoli nikogo, a w rzeczywistości chodzi o
przygotowanie gruntu do zbliżających się wyborów samorządowych. Chętnych na
objęcie stanowiska prezydenta Warszawy nie brakuje, a nie można wyborów puścić
na żywioł. W końcu to jest dostęp do gigantycznej kasy i prestiż nie tylko dla
wybrańca.
To co obecnie
obserwujemy to ciągle tylko igrzyska dla mas. Schody zaczną się gdy pierwsza
sprawa aferalna trafi do sądu i ten będzie zmuszony wydać sprawiedliwy wyrok
bez oglądania się na to kto jest zamieszany w aferę. Tymczasem ciągle jesteśmy
na etapie prac prokuratury i służb które dokumentują przestępstwa. Jakie z tego
wyjdą dowody przekonujące sąd? Tego nie wiem.
Jeżeli będą
zapadały wyroki skazujące, to pozostaje otwarte pytanie jaka będzie dla
skazanych dolegliwość tych kar? Czy opłaciło się kraść?
Ja mimo
wszystko mam wrażenie, że tematowi nadano taki rozgłos medialny z powodu
niewłaściwego składu osobowego korzystającego z dobrodziejstwa tej
reprywatyzacji. Słuszność mojego przypuszczenia potwierdza dyskrecja mediów
które tylko półgębkiem wspominają kto tu naprawdę uważa się za pokrzywdzonego. Ten
aspekt będzie miał kluczowe znaczenie dla kształtu ustawy reprywatyzacyjnej
proponowanej aktualnie przez Jakiego.
Na 20% wartości utraconego mienia musieli
przystać Kresowiacy, ale w Warszawie, w Krakowie, w Łodzi?
Może się mylę?
stary.piernik
W temacie warszawskiej reprywatyzacji, z dzisiejszego dnia. Ilość decyzji reprywatyzacyjnych wydanych za czasów LK nieco ponad 200, za rządów HGW ponad 4 tysiące. Póki co HGW konsekwentnie się pogrąża. Pytanie czy na dno pójdzie sama, czy pociągnie kogoś za sobą? Kogo?
OdpowiedzUsuńSłuchając jej kolejnych wystąpień publicznych zastanawiam się czy jest tak przebiegła, czy tylko pogubiła się? Sama twarz pokerzysty nie wystarczy.
To tylko sprawa botoksu.