czwartek, 20 kwietnia 2017

Quo vadis?



Dyskusje na blogach zaczynają iść w niebezpiecznym kierunku :( 
Trudno to jednoznacznie zdefiniować. Czy ludziom otwierają się oczy, czy też zaczynają głośno mówić to co od dawna myślą.

Myśl przewodnia jest taka: Król jest nagi! Król czyli prezes PiS!
Bo jak inaczej można ocenić zachowanie PiS w mało znaczącej sprawie o roboczej nazwie „Misiewicz”. Komu ten młody człowiek zalazł tak głęboko za skórę, że aż potrzebna była osobista interwencja prezesa?

Mam teraz pytanie: kto po tym cyrku poczuł się lepiej? Zwołanie sabatu z udziałem Brudzińskiego, Suskiego i M. Kamińskiego było tylko czczą formalnością. Wyrok był wydany wcześniej. O tym wiedział każdy średnio rozgarnięty obserwator wydarzeń. Po co więc to wszystko?

Ja obstaję przy swoim. Misiewicz jest celem zastępczym, a właściwym jest aktualny minister obrony narodowej i jednocześnie wiceprezes PiS.
Nie należę do grona tych którzy widzą i uwielbiają geniusz prezesa. Nie moja wina. Wielokrotnie pisałem, że prezes ma wybitne uzdolnienia do negatywnego doboru ludzi do współpracy. Dowodów na to nie brakuje. Na dodatek jest człowiekiem mściwym. To cecha szczególna ludzi niskiego wzrostu. Czy małostkowym? Na ten temat mogą się wypowiedzieć jedynie ludzie z jego najbliższego otoczenia.

Przypadek Misiewicza można było rozwiązać na wiele innych sposobów wtedy kiedy był na to czas. Komuś na tym zależało, żeby sprawa urosła do rangi problemu. Dziwi mnie jednak dlaczego w tej sprawie nie było decyzji samego ministra obrony narodowej. Nikt mi nie wmówi, że nie znał sprawy. Jest zbyt doświadczonym politykiem. O co więc chodzi? Świadomie chciał doprowadzić do próby sił?

Znowu ponawiam pytanie po co?
Moja opinia jest taka, że prezes od dawna nie panuje nad PiS-em. Puste gesty i słowa nie zastąpią realnej władzy, a ta nie polega na tupaniu nogą. Prezes został otoczony gronem wazeliniarzy którzy wszelkimi sposobami starają się nie dopuścić do jego uszu niewygodnych informacji.

Problem zaczął się od tego, że po wygranych wyborach prezydenckich i parlamentarnych przyszedł czas spłaty zobowiązań wobec „sponsorów”. Dzisiaj ciągle nierozstrzygnięte jest wobec kogo?
Prezydent i jego najbliższe otoczenie nie stanowi monolitu. To zbiór ludzi przypadkowych i niestety często miernot intelektualnych. Po półtorarocznym sprawowaniu urzędu trudno znaleźć cokolwiek świadczącego, że ta prezydentura przejdzie w sposób trwały do historii. Wszystkie posunięcia mają charakter populistyczny i fasadowy. Obliczone są wyłącznie na gładkie wejście w drugą kadencję.

Rząd, poza programem 500+ też nie może się niczym konkretnym wykazać. Nie ma możliwości, czy chęci? Najprostszym sprawdzianem jest odwołanie się do obietnic wyborczych. I tu widać w którym miejscu jesteśmy. Jeżeli teraz używa się argumentu, że nie można bo… to pytam się kiedy będzie można?

Tymczasem doły partyjne realizują konsekwentnie hasło TQM. O skali zjawiska zaczęto mówić przy okazji sprawy Misiewicza, ale bez dalszych konsekwencji.

Zastanawiam się też jaki zły duch nakazuje brnięcie w ustawę metropolitalną dla Warszawy? Przecież to prywata Sasina. Jeszcze nie był prezydentem Warszawy, a w starciu bezpośrednim z innym kandydatem, niekoniecznie HGW, szanse ma niewielkie. Legionowo już powiedziało NIE. Teraz kolej na kolejnych kandydatów. W czerwcu ma być referendum w powiecie piaseczyńskim. Zobaczymy jaki tam będzie entuzjazm.

Jednocześnie tabuny działaczy partyjnych nie robią nic dla zwiększenia elektoratu PiS. Bez tego nie ma najmniejszych szans na przebicie „szklanego sufitu” jakim jest próg 40% w wyborach. Jeśli do tego pojawią się grupy które  uzyskają ponad 5% poparcia, to żegnaj Pamelo! i „miałeś chamie złoty róg”.

Teoretycznie jest jeszcze czas na wpłynięcie na wynik kolejnych wyborów, ale tylko teoretycznie, bo jeśli dojdzie do walk frakcyjnych w PiS, to wielkie plany i sny o potędze można między bajki włożyć.
Historia zna mnóstwo takich przypadków.

stary.piernik 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Informacja dotycząca plików cookies: