Można się zajmować kolejnymi przekazami dnia, ale to staje się w jakimś
momencie nudne.
Czas zająć
się sprawami poważniejszymi.
Ot, chociażby
taka sprawa. Z chwilą przystąpienia Polski do UE regularnie płacimy frycowe.
To
nie tylko kary za opóźnienia we wdrażaniu prawa unijnego. Nie są to kwoty
symboliczne, a poza tym nie słyszałem żeby ktoś w Polsce poniósł
odpowiedzialność osobistą, czy inną, za te opóźnienia.
Kwoty kar
określane są przez KE jako jednorazowe, albo wyrażone w stawkach dziennych,
narastających niestety do milionów euro.
Nie komentuję tu zasadności
wymierzanych kar, ale przystępując do UE rząd polski miał pełną świadomość w co
się pakuje. Przynajmniej powinien mieć.
Trudno mi
powiedzieć w którym roku obciążono karami Polskę po raz pierwszy. Trzeba by
dobrze poszukać, pewnie takie wyliczenia istnieją. Jakby jednak na sprawę nie
patrzeć, palmę pierwszeństwa dzierży koalicja PO-PSL. Mają nawet swoją stronę http://www.grzechy-platformy.org/polska-w-ue/
poświęconą „sukcesom” swoich 8 lat beztroskiej pozoracji rządzenia.
Obszary
zaniedbań są regularnie te same: ochrona środowiska, energia, podatek VAT,
informacje sektora publicznego, media, telekomunikacja, usługi kolejowe itd.
Trudno
jednoznacznie stwierdzić dlaczego KE obciąża Polskę karami. Najczęściej
powtarzanym powodem jest nieterminowe wdrożenie dyrektywy UE.
Nie jest
pocieszeniem, że kary płacą także inni. Pytanie, według mnie, brzmi dlaczego
płacimy? Czy jest to wynik chłodnej kalkulacji, tzn. lepiej płacić kary i
opóźniać wdrożenie unijnych przepisów, czy też jest to efekt niefrasobliwości
naszych urzędników, bo kary płaci się z budżetu, a nie płacą konkretne osoby
fizyczne winne zaniedbań.
Zasadność
wprowadzania kolejnych przepisów unijnych to temat sam w sobie i nie będę się
nim chwilowo zajmował.
Ciekawe
informacje na temat realnych korzyści jakie osiągnie Polska po wejściu do UE
można znaleźć tu http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/teksty-o-unii-europejskiej/prawda-i-falsz-o-dotacjach-z-ue/
Tekst sprzed kilku lat na pewno wymaga uzupełnienia, ale co do swej istoty nie
traci na aktualności. Jak pięknie to wyglądało po 10 latach naszej obecności w
UE można poczytać tu http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/teksty-o-unii-europejskiej/10-lat-w-unii/
Jeszcze ciekawiej będzie to wyglądało jeśli dokonamy bilansu zysków i strat.
Takie opracowania też istnieją.
Mówiąc o
karach nakładanych przez KE nie należy zapominać o problemach finansowych beneficjentów
pomocy unijnej. To też są koszty i to nie symboliczne. Ciekawe informacje
sprzed kilku lat można przeczytać tu http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/teksty-o-unii-europejskiej/jak-karze-unia/
Przyczyny
nakładanych kar są różne. Wynikają ze złej interpretacji prawa, z odmiennej
interpretacji po stronie beneficjenta i organu kontrolującego wydatkowanie
środków unijnych, ale także są skutkiem „przebiegłości” beneficjentów, bo jak
inaczej interpretować zawyżanie kosztów zakupów materiałowych ponad koszty
faktycznie poniesione i udokumentowane?
Ciekawie też
wygląda kuchnia tych dotacji unijnych http://nczas.home.pl/wazne/polska-dolozy-do-dotacji-unijnych-455-miliarda-zlotych/ Zupełnie jak w tym dowcipie rodem z Dudka:
Jest interes do zrobienia. A ile można
stracić?
Tu z kolei
jest opis powstawania i tryb nakładania kar przez KE http://www.bankier.pl/wiadomosc/Ile-zaplacimy-Unii-Europejskiej-2341538.html
Tematem samym
w sobie jest efektywność wykorzystania dotacji unijnych. Jest tajemnicą
poliszynela, że żaden z krajów należących do UE nie potrafił wykorzystać w 100%
przyznanych dotacji. Według publikowanych informacji rzadko uzyskuje się wynik
powyżej 50% wykorzystania przyznanej dotacji.
W Polsce jednym
z powodów niskiej efektywności wykorzystania dotacji jest nierzetelne przygotowywanie wniosków o dofinansowanie, realizowanie
inwestycji z naruszeniem warunków umów, w tym nierzetelne weryfikowanie rażąco
niskiej ceny, udzielanie zamówień niezgodnie z zapisami ustawy o Pzp. Jest to o
tyle dziwne, że przygotowaniem wniosków zajmują się wykwalifikowane osoby,
specjalnie w tym celu przeszkolone i wysoko wynagradzane.
Jest w tym
wszystkim jeszcze coś wartego uwagi. Media co jakiś czas informują o karach
nałożonych przez KE na Polskę. Od kar przysługuje procedura odwoławcza. Trwa to
latami.
Co najciekawsze, nie znalazłem nigdzie informacji ile dotychczas Polska
zapłaciła tych kar? Przeczytałem niedawno wypowiedź jednego z urzędników
obecnego rządu, że Polska nie zapłaciła dotychczas ani jednego euro kary.
Jaka jest
więc prawda?
Na koniec trochę
informacji za co i ile płacimy?
Zgodnie ze
stanem na styczeń 2016 r. Polska od początku członkostwa w Unii Europejskiej
dostała ze wspólnotowej kasy niemal 125 mld euro (dokładnie 124 776 086 234
euro). W tym samym czasie wpłaciliśmy do Unii ponad 39 mld euro (dokładnie 39
419 441 143 euro) – wynika z danych Ministerstwa Finansów. Bilans wygląda więc
tak, że na czysto dostaliśmy ponad 85,2 mld euro, czyli po obecnym kursie 365
mld zł! Brzmi to pięknie, ale …
Cytowany już
wyżej ekonomista Tomasz Cukiernik dwa lata temu szacował, że ujemne koszty
uczestnictwa Polski w UE wynoszą 770 mld zł i są dwukrotnie wyższe od
otrzymanych dotacji. To nie powinno dziwić. Zabiegi propagandowe mają na celu
wykazanie korzyści płynących dla Polski z tytułu uczestnictwa w przedsięwzięciu
jakim jest UE.
TC po stronie
kosztów zaliczył m.in. 200 mld zł kosztów poniesionych przez przedsiębiorców w
wyniku dostosowania się do regulacji, 100 mld zł wydatków na administrację, 75
mld zł, które zostały wydane na przygotowanie wniosków o dotacje oraz 70 mld zł
przeznaczonych na finansowanie kredytów bankowych itd. http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/3526-odkrywamy-prawde-niewygodny-bilans-11-lat-czlonkostwa-polski-w-ue-polacy-zbiednieli-przez-unie-europejska
Warto
podkreślić, że mamy problem z narracją. UE nic nikomu nie daje. Żeby komuś coś
dać musi najpierw drugiemu zabrać. Urzędnicy UE rozdają nasze pieniądze, bo UE,
ściślej Bruksela, sama niczego nie produkuje. To po pierwsze. Jeśli już UE coś
daje, to nie robi tego bezinteresownie. Zwykle jest to transakcja wiązana. Do
pożyczki, czy dotacji nie można dołożyć własnych pieniędzy tylko trzeba
zaciągnąć kredyt bankowy. Takie posunięcie dodatkowo podraża koszt tego
wsparcia unijnego.
Warto
przypomnieć często przytaczaną informację, że w relacjach Polski z Niemcami z
każdego euro pomocy przyznanej Polsce przez UE do gospodarki niemieckiej wraca
w różnej formie ponad 70, a niektóre źródła podają, że nawet 85 eurocentów.
Po drugie, z
funduszy unijnych możemy realizować tylko inwestycje którymi zainteresowana
jest KE.
Czasem pada
pytanie, czy Polska miała alternatywę dla wstąpienia do UE? To bardzo istotne
pytanie, jednak dzisiaj w znacznej mierze bezprzedmiotowe. Wystąpienie jest
możliwe wtedy, gdyby nas z UE wyrzucono, albo gdy UE się rozpadnie sama.
Warto jednak
wiedzieć, że mogliśmy mieć relacje z UE podobne do tych jakie ma Szwajcaria w
ramach EFTA, która nie musi wdrażać u siebie prawa unijnego, nie musi płacić
składek, nie musi utrzymywać kosztownej biurokracji unijnej, nie musi zabiegać
o dotacje unijne.
Bezsens
opierania gospodarki polskiej na pomocy unijnej widać kiedy uświadomimy sobie,
że mimo wzrostu wartości bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce w
ciągu 10 lat członkostwa spadł udział przemysłu w wytwarzaniu polskiego PKB z
około 22 proc. do zaledwie 18 proc.
Warto też
mieć świadomość tego jakie sektory naszej gospodarki zostały dzięki UE
zlikwidowane bądź w całości przejęte przez kapitał obcy.
A więc czy
naprawdę warto było?
stary.piernik
Nie wiem dlaczego, ale z tym kilkunastoletnim flirtem z UE kojarzy mi się dziś tylko jedno słowo: Caramba! Faktycznie czas podliczyć, co my w ogóle na tym zyskaliśmy, a ile straciliśmy, powiedzmy w dynamice wzrostu gospodarczego.
OdpowiedzUsuńTeraz Kaczyński będzie miał zagwozdkę. Unia pierwszej prędkości zintegruje się w jedno superpaństwo, z nas wycisną w tym czasie wszelkie soki swoimi ograniczeniami, karami i zakazami. A gdy zacznie nam brakować już nawet na chleb i mleko dla dzieci, to wtedy dostaniemy nowy traktacik do podpisania pt. "Idź na całość" albo zgiń.
Takie opracowania istnieją, ale są słabo spopularyzowane. Robi to chociażby przywołany przeze mnie Tomasz Cukiernik.
UsuńObiecałem nie pisać o bieżączce, ale się nie da.
OdpowiedzUsuńDzisiaj pokazywali w TVP Info kolejny dzień pracy sejmowej komisji ws. Amber Gold. Zeznawał dyrektor departamentu w MG i I strażak III RP /wówczas wicepremier/. Nabieram przekonania graniczącego z pewnością, że ta komisja niczego nie wyjaśni. Zwłaszcza po wypowiedzi prezesa Belki, że „wszyscy wszystko wiedzieli”. Chyba wiedzieli, ale nikt z osób do tego zobowiązanych, prawidłowo nie zareagował. Można dywagować co znaczy prawidłowo, ale fakt pozostaje faktem. Zeznających w charakterze świadków dosięgła wybiórcza amnezja. Z tym żaden sąd sobie nie poradzi.
Meandry polskiej sprawiedliwości.
OdpowiedzUsuńŁotysz bawiący się dronem nad Belwederem został wypuszczony na wolność. http://wolnosc24.pl/2017/03/07/prokuratura-postawila-zarzuty-lotyszowi-puszczal-drona-nad-belwederem-w-towarzystwie-dwoch-rosjanek-w-tej-okolicy-rosjanie-nader-czesto-bawia-sie-dronami/ (Łotyszowi towarzyszyły w parku dwie Rosjanki; ochrona?).
Pan Miernik jest warunkowo na wolności http://serwis21.blogspot.com/2017/01/mia-byc-wniosek-o-warunkowe-zwolnienie.html
Gorzej jest z Brunonem Kwietniem o którym dzisiaj mało kto pamięta. Okazuje się, że dalej siedzi w areszcie / już pięć lat!/ W tym miesiącu ma być rozpatrywana apelacja od wyroku skazującego na 13 lat bezwarunkowego więzienia za winę której sąd nie był w stanie udowodnić.
Są pytania?
Sie porobiło http://www.rp.pl/Wybor-przewodniczacego-RE/170309128-Premier-Beata-Szydlo-napisala-list-do-szefow-rzadow-w-UE-ws-Saryusz-Wolskiego-i-Tuska.html
OdpowiedzUsuń„Rzeczpospolita” powołuje się na informacje RFM FM! Dlaczego nie na serwis PAP albo CIR? Dopiero teraz głos zabrał rzecznik Bochenek!
Tak wygląda ofensywa dyplomatyczna rządu?!
W dyskusji na temat kandydatury na stanowisko „krula europy” opozycja przedstawia coraz głupsze argumenty uzasadniające, że jedyną osobą godną tego fotela jest obecny tam b. premier rządu polskiego.
UsuńIdiotyzm tej argumentacji opiera się na tym, że osoby wypowiadające się zakładają, że słuchający ich nie znają w szczegółach przepisów regulujących zasady wyboru. A więc po pierwsze przepisy są mało precyzyjne, a po drugie nie ma żadnej tradycji, czy prawa zwyczajowego, bo Tusk jest dopiero drugą osobą piastującą to stanowisko.
Dzisiaj została puszczona w obieg kolejna głupota, czy jak kto woli dezinformacja. Mianowicie „eksperci” twierdzą, że na stanowiska unijne nie może kandydować dwóch kandydatów z tego samego państwa. Warto więc przypomnieć stosunkowo świeży /ze stycznia br./ przykład dotyczący Włochów http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/antonio-tajani-nowym-szefem-parlamentu-europejskiego,707806.html
Może więc pora oprzytomnieć?
Jako że podobno przeszedłem meta mor fozę. Przepoczwarzywszy się, idąc za przykładem Piernika, zacząłem zadawać pytania. Czym Go wpierniczywszy postawię pytanie któreś z kolei. By było zgodnie ze spostrzeżeniem, czyli po kolei. Otóż może odpowiedź osiągnę. Czyli a zali: dlaczego jak biegunkę/ czytaj sraczkę/, zatwardzenie/czytaj nie mogą się opróżnić, z kogo czego/ to mówią że biorą na biegunkę, zatwardzenie, albo na kaszel. A jest jedna tabletka, na którą mówią "dzień PO". Dlaczego nie mówią tabletka na, a tabletka "dzień PO". PO czym ta tabletka? Nawet jak rura pali to mówią na zgagę, na nadkwasotę. A ta tabletka jest tabletką "dzień PO". PO czym ta tabletka. Co się wcześniej stało, dlaczego "dzień PO", Taki gwałt?
OdpowiedzUsuńŻe co? Filozofuję, że gaworzę, że swawolę jak Dyzio? Mały Dyzio. Niech będzie mały Dyzio. Ale zawsze prostolinijny i z puzzli wyrosły. Dlaczego nie tabletka na a PO?
Witam @przepoczwarzonego
UsuńDoskonale wiesz co to jest nowomowa. Twoje pytanie jest z tym związane. http://kobieta.onet.pl/dziecko/przed-ciaza/tabletki-wczesnoporonne-to-nie-tabletki-antykoncepcyjne-72-po/yglx8
Pigułka, ze względu na jej przeznaczenie, ma swoją nazwę. Natomiast dla potrzeb manipulacji medialnej nadano jej nazwę inną, łatwiejszą do akceptacji społecznej. Problem sprowadza się teraz do tego ilu ludzi się na to nabierze.
W jednym i drugim przypadku skutki społeczne pozostają bez zmiany. Gdzieś w tym wszystkim znika aspekt etyczny i moralny, ale z tym współcześni, jak widać w większości przypadków, nie mają specjalnych problemów.
Swoją drogą się porobiło. Z jednej strony walczymy o zwiększenie przyrostu naturalnego, a z drugiej strony chuć ma brać górę nad rozumem. Prokreacja to nie zabawa.
W którym miejscu kończy się więc homo sapiens?
p.s. Dlaczego w jednej cywilizacji człowiek istnieje od chwili poczęcia, a w innej dopiero po narodzeniu?
POkręcone towarzystwo prawi kazania o moralności. A tymczasem nie wie jak siebie używać bu nie być w sytuacji dzień PO.
OdpowiedzUsuńZ dzisiejszego przekazu medialnego widać, że polskojęzyczne media, w zależności od tego, czy państwowe, czy prywatne, żyją w diametralnie innej rzeczywistości. Polsat, czy TVN nie pozostawiają złudzeń, że Tusk już jutro zostanie wybrany na drugą kadencję. Z przekazu TVP wynika natomiast, że wynik nie może być z góry przesądzony, bo muszą być brane pod uwagę co najmniej dwie kandydatury, Tuska i Saryusza Wolskiego. To wydłuży procedurę wyboru.
OdpowiedzUsuńJutro być może przekonamy się jak wygląda demokracja w wydaniu UE. Czy zdobędą się na jawne zignorowanie kandydatury zgłoszonej oficjalnie przez rząd polski? Interesuje mnie jak wówczas zareaguje rząd Beaty Szydło?
W sprawie zablokowania wyboru Tuska na kolejną kadencję Polska ma szansę skorzystania z tzw. kompromisu luksemburskiego pod warunkiem dobrego umotywowania prawnego wniosku.
OdpowiedzUsuńCzy premier z tego skorzysta?