niedziela, 20 listopada 2016

Współczesna wojna obronna



Bezpieczeństwo państwa nie może być oparte wyłącznie na wojskach obrony terytorialnej.
To tylko jeden z elementów i prawdopodobnie nie najważniejszy.
W rzeczywistości jest to problem wielowątkowy i w różny sposób regulowany przez poszczególne państwa.
Europa ma za sobą ponad 70 lat pokoju po zakończeniu II wojny światowej. To spowodowało, że Europa pod koniec XX wieku zaczęła się rozbrajać na własne życzenie. Największe frycowe za takie podejście zapłaciła dotychczas Ukraina.
W miarę silne armie utrzymują Francja, Wlk. Brytania i Włochy. Bundeswehra jest utrzymywana jako armia stricte obronna, chociaż w ostatnich latach uczestniczyła w misjach NATO w Azji. Inne państwa europejskie nie dysponują siłami zdolnymi przeciwstawić się skutecznie ewentualnemu agresorowi. Dotyczy to zasadniczo państw graniczących lub znajdujących się w bliskim sąsiedztwie Federacji Rosyjskiej.
Skłonności pacyfistyczne biorą się stąd, że utrzymanie armii kosztuje. W czasach pokojowych trudno jest wytłumaczyć społeczeństwom, że trzeba utrzymywać armię, modernizować jej wyposażenie, rozwijać własny przemysł zbrojeniowy. To ostatnie tak o ile produkcja jest skierowana na eksport, który zwykle jest bardzo dochodowy, ale jednocześnie jest zastrzeżony dla wielkich tego świata. Grono eksporterów broni i uzbrojenia od lat jest stałe. Czołówkę stanowią USA, FR i Chiny. Inni muszą się dobrze starać żeby urwać swój kawałek z tego tortu.

W rozważaniach na temat armii narodowych istotnym problemem jest wielkość takiej armii. Tu nie ma jednoznacznej reguły, ale jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach. Dzisiaj przyjęło się, że armia czasu pokoju ma być armią złożoną z żołnierzy zawodowych. Jednak na wypadek zagrożenia konfliktem państwo musi mieć możliwość szybkiego powołania pod broń rezerwistów w liczbie stanowiącej wielokrotność armii czasu pokoju. Teoretycy wojny zakładają, że zaledwie 20-30% armii przystępującej do wojny uczestniczy w jej zakończeniu. Oznacza to, że rezerwiści muszą być przygotowani do wojny na współczesnym polu walki, a nie mogą być tylko mięsem armatnim. Wyszkolenie żołnierza to czas. Jeszcze kilka lat temu problem rozwiązywała zasadnicza służba wojskowa. Od 2010 roku została w Polsce zawieszona i ostatnio zaczyna się mówić o jej wznowieniu.

Po zakończeniu każdej wojny teoretycy sztuki wojennej analizują wszystkie błędy i okoliczności ich popełnienia podczas minionych działań wojennych. Tak było po klęsce wrześniowej 1939 roku. Na zlecenie premiera polskiego rządu emigracyjnego we Francji raport opracował gen. Modelski http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/11/gen-izydor-modelski-wojskowe-przyczyny-kleski-wrzesniowej-1939-r-czesc-i-1/ Raport jest pod wieloma względami ciekawy, ale ja zwróciłem uwagę na fragment dotyczący dostępu do zapasów broni i amunicji zgromadzonych przez II RP na kierunkach przewidywanych działań wojennych. W ocenie gen. Modelskiego było to jedno pasmo błędów. Najbardziej spektakularną w skutkach była końcowa faza walk, kiedy jeden z ostatnich związków taktycznych, dowodzonych przez gen. Kleeberga, zdolnych prowadzić działania wojenne, nie zdołał dotrzeć do magazynów broni w Dęblinie, celem uzupełnienia zapasów. Mimo wygranej bitwy pod Kockiem, musiał się poddać z braku amunicji, a nie woli walki.
Raport Modelskiego powstał w 1940 roku, ale został spopularyzowany dopiero kilka lat temu. Przez lata tkwił w archiwach polskiego rządu emigracyjnego w Londynie.

Na marginesie tego raportu warto zwrócić uwagę, że po klęsce wrześniowej nie pociągnięto do odpowiedzialności żadnego z dowódców armii wrześniowej. W samym raporcie jest wzmianka o jednym przypadku, ale ten związany był z prowadzeniem walk a nie dotyczył przygotowań do wojny.

Wiele z jego wniosków, mimo upływu lat, nie straciło na aktualności. Podstawowa rzecz na którą zwrócił uwagę Modelski to wielowariantowość sytuacji militarnej w jakiej może znaleźć  się Polska. Przyjęte warianty muszą uwzględniać liczebność armii i jej zdolności bojowe. Następne założenie musi uwzględniać czas skutecznej obrony do czasu nadejścia realnej pomocy z zewnątrz. W tym miejscu mamy do czynienia ze sporym chaosem informacyjnym.

Nie mam zamiaru wdawać się tu w szczegóły bo to zadanie dla specjalistów, ale dotychczas nie było możliwości sprawdzenia jak się mają deklaracje NATO do możliwości realizacyjnych. Krótko mówiąc, czy NATO udzieli nam skutecznej pomocy militarnej w ciągu 5 dni od wybuchu konfliktu? A może zasadne jest pytanie: czy w ogóle udzieli tej pomocy? Inne pytanie brzmi: czy jesteśmy w stanie bronić się sami przez te umowne pięć dni?

Trochę rozważań futurologicznych. Jeżeli konflikt będzie miał charakter krótkotrwały, to jego efekty będą zależały od skali zaangażowania agresora. Czy celem ataku będzie podbój całego kraju, czy tylko wybranego fragmentu tak jak to ma miejsce na Ukrainie?
Ulubionym argumentem uzasadniającym agresję ze strony FR jest ochrona mniejszości rosyjskiej, czy rosyjskojęzycznej na terytorium atakowanym. Tego obawiają się głównie kraje Pribaltiki, ale także i Białoruś.
Innym motywem jest uderzenie prewencyjne. Jako powód zagrożenia mogą być ćwiczenia większej ilości wojsk w pobliżu granic. Ćwiczące wojska mogą w trakcie przejść do działań wojennych. Takim zagrożeniem były ćwiczenia ZBiR na Białorusi w prowadzone systematycznie od kilku lat.

Można jeszcze wiele pisać na te tematy, ale warto podsumować to o czym napisałem dotychczas. A więc;
  1. Znamy obszar jaki zajmuje Polska i znamy układ naszych granic. Wiemy jakimi siłami zbrojnymi dysponujemy i tym samym wiemy jakie są nasze zdolności obronne.
Realne zagrożenie pochodzi z enklawy kaliningradzkiej i może pochodzić z Białorusi. Możliwy jest też desant z powietrza. To wszystko brzmi może dziwnie, ale tych scenariuszy nie można traktować wyłącznie w kategoriach political fiction.
  1. Z powyższego wynika, przynajmniej dla mnie, konieczność ustalenia czego, w sytuacji zagrożenia i ataku, mamy bronić zanim dostaniemy wsparcie? Tu widać jakie znaczenie mają wojska obrony terytorialnej.
  2. Wojsko musi mieć siły i środki do walki. Ważna jest więc liczebność wojsk, ich wyszkolenie i wyposażenie.
Na współczesnym polu walki nie wystarczy dać żołnierzowi broń do ręki. Trzeba wcześniej go wyszkolić. Pod pojęciem wyszkolenie nie kryje się udział w weekendowych zajęciach, ale rzetelne kilkumiesięczne szkolenie w realnej jednostce wojskowej i na realnym sprzęcie, najlepiej na poligonie.
W zależności od długotrwałości walk znaczenia nabiera dostęp do zapasów magazynowych broni i amunicji. Wcześniej te zapasy trzeba wytworzyć, zmagazynować i zabezpieczyć przed przejęciem przez wrogie wojska. Tu nabiera znaczenia posiadanie własnego przemysłu obronnego. Posłużę się pewnym dość charakterystycznym przykładem:
W 1965 roku wybuchła wojna między Pakistanem a Indiami o Kaszmir. Po kilku tygodniach działania wojenne ustały, ponieważ strony nie miały czym walczyć. Zabrakło części zamiennych i amunicji do sprzętu w większości produkcji USA. USA w porozumieniu z Radą Bezpieczeństwa ONZ odmówiły dostaw dla walczących stron ponieważ nie miały interesu politycznego w kontynuowaniu walk. W rezultacie rozstrzygniecie sporu o Kaszmir przeniesiono na drogę dyplomatyczną. W ten sposób stronom sporu wyrównano szanse.

Jaki z tego wynika wniosek dla nas? Przede wszystkim taki, że nasze wojska muszą bazować na dostawach, zwłaszcza amunicji, pochodzącej z własnych fabryk. To samo dotyczy części zamiennych do podstawowego uzbrojenia wojsk.
Jednym z wrażliwszych elementów naszego uzbrojenia są „Leopardy” sprezentowane nam przez Bundeswehrę. Stopień uzależnienia ich wykorzystania w walce zależy dzisiaj w dużym stopniu od widzimisię Niemiec. Dotyczy to luf do działa, silnika jak i części rodzajów pocisków. Niemcy nie udostępnili nam technologii produkcji tych pocisków. Podobnie postępują wobec nas USA w odniesieniu do uzbrojenia samolotów F-16.
Te informacje nie są żadną rewelacją. Są dostępne w internecie.

A wiec nie wszystko złoto co się świeci. Uzależnienie od czynników zewnętrznych spowoduje, że nawet wojnę obronną będziemy mogli prowadzić tylko w takim zakresie na jaki pozwolą nam nasi „dobroczyńcy”. 

Jest to o tyle istotne, że dzisiaj nikt nam nie zagwarantuje, że Jałta już nie powtórzy się więcej.

stary.piernik
 

4 komentarze:

  1. No to dobrze. Powiedz jaka na dziś taktyka? Choćby z tego doświadczenia 1939 roku? Sam piszesz, że ni wyszkolonych, ni oswojonych, ni kulek do czołgów, ni samolotów. No niczego? Siąść i płakać? Gdyby jakimś trafem?
    Gadaj! Bo zaraz ja będę strzelał pomysłami:)
    ps.: nie wiem czy pamiętasz jak, po ataku na UK napisaliśmy coś o OTK i modelu Szwajcarskim:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedzi jednoznacznej na pytanie co mamy i co możemy robić dzisiaj, nie ma.
      Na pewno nie siedzieć z założonymi rękami i czekać na Godota. Wystarczy, że zmarnowaliśmy ponad 20 lat z III RP. Nie damy rady wziąć na żywca żadnego z modeli funkcjonujących w dzisiejszym świecie. Powodów jest wiele, a jednym z nich jest brak zaufania władzy do swych obywateli. Dlatego nie mamy szans na wdrożenie modelu szwajcarskiego. Władza u nas nie da obywatelowi broni do domu, bo se ludzie krzywdy narobiom  Można jednak wdrożyć fragmenty tego systemu. Można roczniki wojskowe umundurować i wyposażyć w sprzęt podręczny. Można uregulować sprawy od strony finansowej, żeby ludzie w umundurowaniu nie pracowali w polu, czy w obejściu. Za nadmierne zużycie obciążać finansowo itd. /wszystko ma swoje tabelaryczne normy zużycia/. Broń i amunicję przechowywać w oddzielnych magazynach, ale blisko siebie tak, żeby w sytuacji zagrożenia była szybko dostępna.
      Nie bardzo rozumiem sens wyposażania WOT w najnowszą broń. To zbędne koszty i okazja do nadużyć. WOT ma bronić konkretnych obiektów, zwalczać desant i dywersantów. Walka z regularnym wojskiem agresora jest zadaniem armii.
      Ale najważniejszą rzeczą jest szkolenie. Bez tego ani rusz. Nawet maczugą, czy kijem trzeba się nauczyć walczyć, bo inaczej jest to tylko jakiś przedmiot w naszym ręku. Z drugiej strony trzeba wiedzieć jak działa broń która może być zastosowana wobec nas, jak można się bronić przed skutkami jej działania.
      Nie mam pewności, czy wyciągnęliśmy wnioski z klęski wrześniowej. To tajemnica  Wiem tylko, że odpowiedzialnym za plany obrony był jeden człowiek którego zadanie to przerosło. W ogóle nie brał pod uwagę, że Polska może być zaatakowana z dwóch stron!

      Usuń
  2. Zbiegiem okoliczności w TVP Historia w piątek wieczorem jest emitowany film „Ściśle tajne. Tajemnice zbrodni wojennych”. Warto obejrzeć z wielu względów.
    Przy innej okazji usłyszałem taką ciekawą informację, że Rosja Radziecka miała najbardziej ze wszystkich współczesnych armii rozbudowane wojska powietrzno-desantowe. Mieli ich około 100 tysięcy. Ich armia była nastawiona wyłącznie na atak. Nie mieli doktryny obronnej. Stalin zamierzał zaatakować III Rzeszę, ale spóźnili się o jakieś 10 dni. Hitler go wyprzedził i to było podstawowe źródło klęski Rosji w pierwszej fazie walk.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jednym z tragiczniejszych w skutkach zaniedbań we wrześniu 1939 roku było dopuszczenie do przejęcia zasobów archiwalnych zarządu II Sztabu Generalnego WP
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Oddzia%C5%82_II_Sztabu_Generalnego_Wojska_Polskiego#Utrata_archiwum_we_wrze.C5.9Bniu_1939

    OdpowiedzUsuń

Informacja dotycząca plików cookies: