Czy są
granice tupetu opozycji?
To poważne pytanie. Nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi.
Interesuje
mnie jednak coś innego. Co to jest społeczeństwo obywatelskie? Czy to
społeczeństwo dbające o partykularny interes własny, czy o dobro ogółu, czyli
państwa w którym żyje?
To pytanie
nurtuje mnie po wczorajszym referendum na Węgrzech. Kogo winić za wynik
referendum? Czy w ogóle jest sens obarczania winą kogokolwiek? Co prawda nie
jest znany ostateczny wynik końcowy, ale wstępne dane wskazują, że wyniku nie
można uznać za wiążący prawnie dla rządu. Rozrzut ocen takiego stanu rzeczy jest
bardzo duży.
Nagle okazuje się, że od wyniku referendum nic nie zależy. Skoro
tak to dlaczego tyle szumu medialnego wobec tego wydarzenia?
Przy okazji
warto przypomnieć, że referendum w sprawie przystąpienia Polski do UE trwało
dwa dni i zakończyło się frekwencją na poziomie 58,85% uprawnionych do
głosowania.
Z upływem lat dowiedzieliśmy się, że społeczeństwo tak do końca nie wiedziało za czym głosowało, bo nie wypowiedziało się na jakich warunkach wyraża zgodę. https://pl.wikipedia.org/wiki/Referendum_w_Polsce_w_2003_roku
Z upływem lat dowiedzieliśmy się, że społeczeństwo tak do końca nie wiedziało za czym głosowało, bo nie wypowiedziało się na jakich warunkach wyraża zgodę. https://pl.wikipedia.org/wiki/Referendum_w_Polsce_w_2003_roku
Dla
porównania, w tej samej sprawie na Węgrzech frekwencja wyborcza była na poziomie
45,56%, przy czym przekręt polegał na tym, że wystarczyło 25% głosów za, żeby
uznano wynik referendum za ważny.
Dzisiaj jako sztandarowy warunek ważności
referendum węgierskiego podkreśla się, że frekwencja powinna przekroczyć 50%
uprawnionych do głosowania. I nie ma żadnego znaczenia, że ponad 95%
głosujących Węgrów uważa, że Bruksela nie ma prawa, bez zgody parlamentu
węgierskiego, decydować o kwotach imigrantów kierowanych na Węgry.
A co z
pozostałymi krajami członkowskimi UE?
Wielu dyskutantów podkreśla, że wszyscy
muszą się wywiązać z zobowiązań przyjętych w 2015 roku. Tylko mało kto pamięta,
że Niemcy otwarli swoje granice dla fali uchodźców nie pytając o zgodę
Brukseli.
Ten temat
będzie miał jeszcze wiele odsłon, bo dzisiaj głos decydujący należy do Turcji i
od jej działań zależy, czy Unię zaleje kolejna fala uchodźców, czy tym uchodźcom
zbudowane zostaną obozy poza Europą, finansowane przez UE w całości lub w
części.
Nad tym
wszystkim góruje jednak pytanie co skutecznie zrobi Europa żeby problem
uchodźców przeszedł do historii.
Dzisiaj jest to pytanie bez odpowiedzi.
stary.piernik
Wieloletnia obserwacja referendum przeprowadzanego w różnych krajach i w różnych sprawach prowadzi do jednego wniosku. To są ustawki. Głosujący mogą głosować za lub przeciw, wstrzymać się od pójścia do urny wyborczej, albo oddać głos nieważny. Nie mają żadnego wpływu na sformułowanie pytania referendalnego, ani też na ustalenie kryterium ważności referendum. Czy więc przypadkiem nie mają racji ci, którzy konsekwentnie odmawiają udziału we wszelkich tego typu głosowaniach?
OdpowiedzUsuńWarto też wspomnieć, po raz kolejny, o innej sprawie kładącej się cieniem nad UE. Chodzi o tzw. Traktat założycielski. To dwie „cegły” liczące po kilkaset stron tekstu. https://pl.wikipedia.org/wiki/Traktaty_Unii_Europejskiej z racji tłumaczeń na różne jezyki dokumenty te powinny mieć tekst jednolity którego niestety do dzisiaj nie ma. Skutek jest taki, że obowiązuje nie literalny zapis, ale jego interpretacja która zawsze stawia w uprzywilejowanej pozycji silniejszego, czyli Niemcy, Francję i czasami kraje założycielskie EWG.
OdpowiedzUsuńTo już się powtarza we wszystkich demokracjach i przy wszelkich referendach. Trzeba po prostu redefiniować pojęcie referendum wiążącego, żeby nie dawać prezentów olewaczom wszystkiego. W demokracji nie ma sensu 100% uprawnionych do głosowania, a jedynie 100% głosujących. Można to zrobić uzależniając przewagę jednej z opcji od frekwencji: im niższa frekwencja tym wyraźniejsza musi być przewaga; przy 100% przeważa 1 głos. Gdy zagłosuje tylko kilku ludzi, to wszyscy muszą być po jednej stronie. Proste jak logarytm. Dodatkowo trzeba zawsze dodawać do referendum punkt "Nie interesuje mnie to" oraz "Jestem przeciw referendum", żeby zapchać gęby tzw. "obrońcom" demokracji, które to głosy nie będą uwzględniane przy wyliczaniu przewagi, ale w ten sposób każdy będzie miał szansę wyrazić swoje zdanie.
OdpowiedzUsuńTo jest sensowne rozwiązanie.
UsuńDlatego ciekawi mnie co zrobi Orban. Obiecał przed referendum, że zmieni reguły gry.
Na czym to ma polegać?
W tej dyskusji trzeba brać pod uwagę jeszcze jeden czynnik. Prawo spisane to jedno, a jego wykładnia to drugie. Było to widać podczas ostatniej debaty o Polsce w PE. Chyba prof. Legutko na początku debaty kwestionował prawo PE do debaty na zadany temat. Otrzymał odpowiedź, że PE może debatować na dowolny temat. Wobec tego po co jest to prawo unijne?
Usuń