Wczorajszy dzień,
po raz kolejny obnażył bezbronność UE wobec ekstremizmu islamskiego.
Po zamachach
w Brukseli w naszych mediach zaroiło się od „gadających głów”. Oczywiście tylko
nieliczni z nich mieli coś sensownego do powiedzenia.
Problem
podstawowy, który próbowano nieudolnie przypudrować, polega na tym, że ci
radykałowie islamscy nie pochodzą z importu. To jest drugie, trzecie, a nawet
czwarte pokolenie ludności napływowej z byłych kolonii francuskich i nie tylko,
z Afryki i Azji.
Brak chęci i możliwości asymilacji w środowisku europejskim
powoduje, że ta ludność staje się materiałem wyjściowym dla ekstremistów. Problem
jest zdecydowanie nie do opanowania jeśli przyjmie się do wiadomości, że ta grupa
społeczna stanowi co najmniej 30 milionów z ogółu mieszkańców Europy zachodniej.
Imigranci to zupełnie inny problem. Po raz kolejny zwrócono uwagę, że we
Francji, podobnie jak w Belgii, są dzielnice całkowicie opanowane przez
kolorowych, do których policja ani służby nie zaglądają w obawie o własne
zdrowie i życie.
W takich warunkach łatwo jest gromadzić broń i materiały
wybuchowe, wykorzystywane podczas ataków terrorystycznych. Co jeszcze bardziej
dziwi, ci terroryści wypracowali skuteczny dla siebie sposób komunikowania się,
sposób niedostępny dla lokalnej policji i służb. Podziwiać należy
niefrasobliwość policji belgijskiej i służb belgijskich. Okazuje się, że policja
miała wiedzę o tym, że przygotowywane są zamachy. Nie mieli tylko wiedzy o tym
gdzie są planowane. Dalej, terroryści którzy dokonali zamachów byli znani
policji. Mało tego, mieli na koncie wyroki skazujące za przestępstwa pospolite.
Niestety, wyroki te od lat nie były wykonywane.
W przypadku
Francji i Belgii przeważają głosy zdziwienia, że nie potrafiono upilnować
terrorystów. To niestety kosztuje. Środowiska terrorystów są bardzo hermetyczne.
Stąd możliwość ich infiltracji jest znikoma.
Na tym tle
ciekawie wygląda dyskusja na temat realności zagrożenia Polski atakami
terrorystycznymi. Społeczeństwo ulega histerii i wyolbrzymia problem, natomiast
fachowcy zwracają uwagę, że nie jesteśmy póki co w obszarze zainteresowania
organizacji terrorystycznych. Ale to nie jest dane na wieki.
W
najbliższych miesiącach na terenie Polski odbędą się dwie imprezy o zasięgu
światowym. Jedna to spotkanie na szczycie NATO, a druga to Światowe Dni Młodzieży.
Obie zostały zaplanowane na lipiec. Można z dużym prawdopodobieństwem założyć,
że są to imprezy bardzo dużego ryzyka i terroryści nie przepuszczą okazji żeby
siać strach. Czy będziemy w stanie zabezpieczyć się przed ich atakiem? Postawię
sprawę otwarcie, urzędowy optymizm mi nie wystarczy. Polskie służby i policja
nie mają żadnego, albo niewielkie doświadczenie w zwalczaniu terroryzmu. W
takiej sytuacji pozostaje liczyć na przysłowiowy łut szczęścia. Bo jakie są
szanse na zneutralizowanie działań terrorystycznych w tłumie liczącym około 2
milionów pielgrzymów? Po tych imprezach komentować będzie o wiele łatwiej.
Teraz trzeba brać pod uwagę warianty najgorsze z możliwych. Do ogólnego rachunku
zysków i strat trzeba doliczyć rozgłos medialny jaki uzyskamy jeśli coś pójdzie
nie tak.
Na razie nie
jest brana pod uwagę rezygnacja z którejkolwiek imprezy.
Ze względów
prestiżowych dla Polski.
stary.piernik
Gdyby ode mnie cokolwiek zależało, poważnie zastanowiłbym się nad rezygnacją ze Światowych Dni Młodzieży. To fakt, że sporo wysiłku włożono w dotychczasowe przygotowania. Ale decyzje podejmowano w zupełnie innych realiach. Gdyby do spotkania nie doszło, nie byłoby to równoznaczne z końcem świata, czy katastrofalnym upadkiem prestiżu Polski na arenie międzynarodowej. Trzeba rozważyć co jest ważniejsze, życie młodych ludzi, czy narażenie ich na śmierć lub kalectwo. Sprawa jest tym bardziej istotna, że ewentualny zamach nie musi być koniecznie z inspiracji islamistów, natomiast raczej na pewno pójdzie na ich konto. Chodzi o efekt propagandowy.
OdpowiedzUsuńAleś palnął:))))))
OdpowiedzUsuńMoże tak, może nie.
UsuńZ Węgrów śmiali się, że stawiają płot na granicy.
Co było dalej?