czwartek, 21 marca 2019

Nauka idzie w nas, czy w las?


Ostatnio w mediach pojawiają się informacje o przejmowaniu, czy próbach przejęcia przez kapitał pochodzący z krajów „nowej Unii” przedsiębiorstw mających swe siedziby w krajach „starej Unii”.
Ciekawe są reakcje które takim zjawiskom towarzyszą. 


Po okresie transformacji ustrojowej utrwalono w nas przekonanie, że wolny rynek nie stwarza ograniczeń dla wędrówki kapitału który może przejmować dowolne gałęzie gospodarki w dowolnym kraju, o ile widzi w tym interes, ma taką ochotę i zdolności finansowe.
Mechanizm przejmowania majątku, nie tylko w Polsce, był prosty. Najpierw doprowadzano do zapaści gospodarczej poszczególne zakłady, czy gałęzie gospodarki. Potem, w epoce Balcerowicza, zaczęto rozdawać „chętnym” za przysłowiową złotówkę to co zbudowaliśmy wysiłkiem całego Narodu, albo odbudowaliśmy po zniszczeniach wojennych. Równolegle sprzedawano za niezbyt wygórowane ceny te lepiej prosperujące zakłady produkcyjne i banki. Zyski ze sprzedaży przepadały bez wieści w dziurze bez dna jaką jest budżet. Przy okazji rosły fortuny dotychczasowych gołodupców którzy należeli do partyjnej nomenklatury. Czuli się bezkarni, bo sądy bardzo łatwo uwalniały ich od wszelkiej odpowiedzialności i podejrzeń o bezpodstawne wzbogacenie się, a ich „sponsorów” o niegospodarność.
Nikt z decydentów nie zwracał uwagi lub pomijał milczeniem znaczenie poszczególnych zakładów dla funkcjonowania państwa. „Zapomniano” o znaczeniu strategicznym. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Przejmowane zakłady w upadłości nagle stawały się rentowne, albo dobrze działające likwidowano bo stanowiły konkurencję dla podobnych, działających za naszą zachodnią granicą.
W ten sposób zdemontowano m.in. przemysł rolno-spożywczy, przetwórstwo, cukrownie, chłodnie itd. Minęły lata i co widzimy? Niemcy pozamykali nasze cukrownie, w niektórych zrobili przesypownie cukru sprowadzanego z cukrowni niemieckich. Wykorzystali dla swoich potrzeb nasze tzw. kwoty cukrowe, a na polach dotychczasowych plantatorów buraka cukrowego hula wiatr.
Mamy problemy z zagospodarowaniem owoców z naszych sadów, bo zakłady przetwórcze są w obcych rękach. Mamy problemy z pozyskiwaniem kredytów dla firm, bo większość banków działających w Polsce to kapitał obcy który w pierwszej kolejności popiera swoich.
Podobna sytuacja jest w mediach, zwłaszcza tych papierowych. Nagle uświadomiono sobie że obcy nie będzie obiektywnie mówił o naszych sprawach.
Mogę jeszcze długo w tym tonie.
Ile lat musiało upłynąć żeby pewne proste prawdy przebiły się do świadomości naszego społeczeństwa? Problem jednak w tym, że ci którzy doprowadzili nas do takiej sytuacji nie ponieśli żadnej kary, bo ich czyny uległy przedawnieniu. Wcześniej zadbano o odpowiednie zapisy w ustawodawstwie krajowym.
Nie popisał się aktywnością również Trybunał Stanu.
 

Od pewnego czasu mamy za sobą odbijanie się od dna. Staliśmy się konkurencyjni, jako branża, w transporcie drogowym, w budownictwie. Nastąpił szok. „Stara Unia”, ta wolnorynkowa i demokratyczna, zaczęła nam podstawiać nogę i wyszukiwać kruczki prawne tylko po to żeby nas eliminować ze swojego rynku, bo staliśmy się konkurencyjni.
Tych przykładów jest więcej. Problem państw „nowej UE” polega na tym, że nie potrafią skutecznie przeciwdziałać tym praktykom, w sumie monopolistycznym. To przeciwdziałanie jest za słabe na forum KE, ale także jest bagatelizowane na poziomie skutków brexitu.
Od dawna podnoszona jest sprawa podziału mandatów po Wlk. Brytanii. Dlaczego Polska przeszła do porządku dziennego nad faktem przyznania jej dodatkowo jednego mandatu w PE podczas gdy Hiszpania która w porównaniu do nas nie jest żadną potęgą, otrzymała tych mandatów dodatkowych aż pięć? To wszystko w konsekwencji przekłada się na podział stanowisk administracyjnych w strukturach KE.
O tym, że kapitał ma swoje pochodzenie narodowe przekonali się ostatnio Czesi, którzy próbują finansowo wejść na rynek medialny we Francji. Nie wystarczy mieć pieniądze. http://niewygodne.info.pl/artykul9/04772-Podwojne-standardy-w-przejmowaniu-mediow.htm
Teraz trzeba obserwować jaka będzie reakcja instytucji UE. Co wymyślą żeby usankcjonować zaporowe działania Francji?
 

Przy całym zachwycie nad dokonaniami dobrej zmiany warto się zastanowić dlaczego odkładana jest sprawa repolonizacji mediów? Nie wiadomo jak się za to zabrać, czy są inne pozamerytoryczne powody?
Zbliżają się wybory do PE. Poprzednie w których brała udział Polska, nie cieszyły się u nas szczególnym zainteresowaniem. W tym roku jest inaczej. Powodem jest brexit i dyskusja która przy tej okazji się wywiązała. Teraz już nie wystarcza stwierdzenie, że nie do takiej Unii wstępowaliśmy. Ta Unia ulega coraz większemu wynaturzeniu. Nie ulegajmy jednak złudzeniu, że Macron proponujący renegocjowanie traktatów unijnych chce to robić w interesie wszystkich państw członkowskich. Na obecnym etapie trzeba wrócić do podstaw i szukać odpowiedzi na pytanie czym ma być UE? Eurokołchozem, czy Europą ojczyzn? Czy szczytne hasła UE dalej pozostaną pustymi frazesami? Czy o losach Europy i jej poszczególnych państw będzie dalej decydowała armia urzędników unijnych którzy sami siebie wybierają, a prawo będące podstawą istnienia UE mają za nic?
 

Nie miejmy złudzeń, że te wybory coś zmienią w zasadach istnienia UE. Na to potrzeba wielu lat. Teraz może być szansa zbudowania podwalin do odbudowy UE. Przykład postawy polskich europosłów pokazuje jak karkołomne zadanie stoi przed nami. Początek zależy od tego kto zostanie wybrany na te 52 przyznane Polsce mandaty. Ta grupa nie będzie zwartym zespołem. Co do tego nie mam złudzeń. Dobrze będzie jeśli do minimum zostanie ograniczona liczba szkodników którzy po uzyskaniu mandatu zapomnieli kto ich wybrał. 

stary.piernik


5 komentarzy:

  1. stary.piernik22 marca 2019 00:25

    Zagadką dla mnie pozostaje postawa Polski wobec cyrku odgrywanego przez TSUE. Zabrał głos w tej sprawie MK https://www.kontrowersje.net/opinia_rzecznika_tsue_w_sprawie_krs_bez_najmniejszego_znaczenia_dla_wybor_w_europejskich
    Globalnie być może ma rację, ale … zanim pojawi się opinia rzecznika TSUE upłynie sporo czasu.
    To po pierwsze. Po drugie, to poważna instytucja jaką chce być TSUE, nie powinna narażać na szwank swej reputacji i uruchamiając procedurę wobec Polski powinna przestrzegać reguł przez siebie ustanowionych. Tymczasem TSUE robi wszystko żeby pokazać, że prawo jest jedynie dla maluczkich.
    Ci sędziowie z nadania partyjnego mogą wydawać wyroki nawet bez zapoznania się z meritum. Obróbce TSUE poddawane są pytania prejudycjalne zgłoszone przez polskich sędziów.
    W normalnym sądzie o wyznaczeniu terminu rozpatrywania sprawy powiadamia się stronę z odpowiednim wyprzedzeniem. Tego nie zrobiono i to już był powód dla którego można było nie stawić się na posiedzeniu. Ponadto Polska zarzuca przewodniczącemu składu orzekającego stronniczość /popiera to dowodami/ i żąda jego wycofania. Wobec tego przewodniczący powinien natychmiast wycofać się ze sprawy a nie czekać nie wiadomo na co. Najważniejsze jest jednak to, że pytania prejudycjalne stały się bezprzedmiotowe wobec zmian wprowadzonych przez Polskę do kwestionowanych aktów prawnych.
    Skoro tak się nie dzieje, widać ponad wszelką wątpliwość, że chodzi o kolejną aferę polityczną a nie jakąś sprawiedliwość.
    Zgodzę się również z MK w kwestii wyznaczenia terminu publikacji opinii rzecznika TSUE. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że treść opinii rzecznika będzie znana mediom przed oficjalnym terminem jej ogłoszenia. Inna sprawa, skoro nie ma przedmiotu sporu, po co komu opinia rzecznika? Chyba, że chodzi tylko o spór akademicki.
    Zresztą, nie czarujmy się, wiadomo o co chodzi. TSUE podobnie jak wiele innych instytucji UE zawłaszcza sobie prawa decyzyjne które nie wynikają wprost z dokumentów pod którymi podpisały się państwa członkowskie UE. Z tym trzeba zdecydowanie walczyć, bo to jest jeden z zasadniczych powodów które doprowadziły do brexitu.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i wynika, że tylko z silnym się liczą. Co pozostaje więc? Żyć chwilą i według fortelu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. stary.piernik23 marca 2019 20:24

      Liczą się tylko z silnym. Tak było zawsze, jest i będzie. Nic nowego.
      Tylko czy potrafimy wyciągnąć z tego logiczne wnioski?
      Można zrezygnować i godzić się na wszystko. Można też szukać wsparcia i bronić swoich racji. W dzisiejszym świecie mamy do czynienia z obydwoma przypadkami. Jednak większość stara się płynąć z prądem. Bezwolnie.

      Usuń
    2. Zapominamy, że jesteśmy w Bożym teatrze. Ale czy jesteśmy marionetkami Boga? Jak kto chce powiedzieć, że wiara w Moc Boga jest niewolą na pewno tak stwierdzi. Jest jeszcze inny moment, czy chcemy być autorami naszego życia, w każdym jego wymiarze? Niejeden odpowie, że oczywiście. Ba w swej pysze krzyknie, że jest i nie odpuści. Choćby to życie było nędzne i nijakie. Trwa w nim i jest mu wygodnie. Ale czy do oceny jesteśmy my? Na pewno nie. Nikt nikogo nie powinien naprawiać, przekonywać. Nakłaniać. Każdy sam stosując swoje możliwości powinien dbać, naprawiać swoje życie. Żyć tak jak Bóg przykazał, po Bożemu. Ale czy jest to wygodne dla programatorów amatorów? Oni zaraz podniosą krzyk, że idzie wiosna i czas wąchać kwiatki, że żadna obiektywne prawo, żadna sprawiedliwość. No bo idzie wiosna, czas kwiatów i zielonej trawy, w której się obywatel będzie zanurzał. Ot bogowie postępu i nowoczesności. No i wiosna. A tymczasem każdy sam jest "kowalem własnego losu" i bez Boga ani do proga. Hej?

      Usuń
    3. stary.piernik23 marca 2019 23:27

      Tak się składa, że nie muszę pisać w odpowiedzi dużo. Odsyłam do komentarzy po tym tekstem http://pink-panther.szkolanawigatorow.pl/duet-trzaskowski-rabiej-karta-lgbt-a-choroby-weneryczne-gejow-w-ue
      Nie sądzę żeby to był zbieg okoliczności.
      Potraktuj to jako moje zdanie w temacie.

      Usuń

Informacja dotycząca plików cookies: