Dla
części formacji politycznych wybory prezydenckie skończyły się na pierwszej
turze. Nie oznacza to, że formacje te zaprzestały działalności politycznej.
Elektorat ekscytuje się drugą turą i jej przewidywanym wynikiem końcowym. Nie
jestem do końca pewien czy jest czym się ekscytować.
Dla
porządku powiem, że w mojej okolicy pierwszą turę wygrał zdecydowanie urzędujący
prezydent (40,95%), a A. Duda (27,23%)
przy frekwencji 61.73%.
To właściwie przedmieścia Warszawy.
Na
drugim końcu trwa gorączkowe przegrupowanie szyków. Wbrew pozorom nie jest to
sprawa ostatnich dni. To zostało tylko teraz nagłośnione medialnie, a same
działania podejmowane są od początku tego roku.
Pierwsza
tura pokazała jaka jest dysproporcja sił między liderami a resztą peletonu.
I
ta reszta walczy o przetrwanie. Przez minione dwadzieścia parę lat sprokurowano
reguły gry w świecie naszej polityki i brakuje woli politycznej żeby te reguły
zmienić. Szefowie zwłaszcza partii opozycyjnej nie widzą w tym swego interesu. Podejrzewam
też, że Kukiz nie do końca wie w co gra. Prezentowane w mediach symulacje
pokazują jak może wyglądać wprowadzenie JOW w praktyce. http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/490338,symulacja-sejmu-w-systemie-jow-po-ma-dwa-razy-wiecej-poslow-niz-pis.html
Zgadzam się, że to wynik naciągany, bo odnosi się do wyborów z 2011 roku, ale
co do zasady nic się nie zmieni.
Życie
polityczne partii toczy się od wyborów do wyborów. Większość naszych elit
politycznych pozbawiona tego paliwa szybko pomarłaby z głodu. Oni zwyczajnie
nic więcej nie potrafią. Mają pokończone fakultety, dyplomy, doktoraty, ale w
realu nic ponadto nie potrafią. Nawet wbić przysłowiowego gwoździa w ścianę. Stąd
ta nieustanna walka o przetrwanie, o pozycję na kolejnych listach wyborczych, w
skali partii o przekroczenie progu wyborczego, samodzielnie lub ze wspomaganiem.
Wybory
prezydenckie pokazały, że dla części tych polityków mogą nadejść chude lata. Czasu
zostało niewiele. Kolejne wybory, tym razem parlamentarne, już na jesieni. Trzeba
więc szybko ratować co się da.
Ruchy
następują na lewej i prawej stronie sceny politycznej.
Lewa
strona ma problemy od lat. Właściwie po rozpadzie PRL-u nie mogą znaleźć dla
siebie miejsca. Były lata tłuste, ale są też chude. Trudność polega na tym, że
lewa strona zawsze ma coś jeszcze z lewej strony. W naszych realiach jest z tym
ustawiczny problem.
Jako
społeczeństwo w swej masie jesteśmy raczej konserwatywni i niechętnie
akceptujemy nowinki podrzucane nam przez „cywilizowany” zachód. Większość z nas
była wychowana na zasadach opartych na zdrowym rozsądku, gdzie wszystko jest
klarowne i czytelne. Ruchy lewackie są oddzielone niewidzialną linią od
anarchii i braku zasad. A to jest krok od destabilizacji struktur państwa. Z
tym związane jest uzasadnione podejrzenie o ich wspomaganiu przez tzw. bliższą
czy dalszą zagranicę.
Mimo
tego lewacy nie dają za wygraną. Prawdę mówiąc, w pewnych okolicznościach ich
działalność jest też na rękę władzy.
Warto
zwrócić uwagę, że lewactwo intensyfikuje swą działalność w okresie zwiększenia
trudności przeżywanych przez struktury państwa. Przypadek? Nie sądzę.
Właśnie
mamy najświeższy przykład popierający moją tezę. Parę dni temu przez media
przeleciala informacja o tworzeniu nowej formacji politycznej autoryzowanej
przez znane nazwiska: Jana Hartmana, Kazimierza Kika i Genowefy Grabowskiej, o
bardzo obiecującej nazwie „Wolność i Równość”.
Podejmowane
są też inicjatywy oddolne i desperacka obrona dotychczasowego stanu posiadania
lewicy.
O
spadku popytu na lewactwo może świadczyć fakt, że dwoje kandydatów do fotela
prezydenta (W. Nowicka i A. Grodzka/K. Bęgowski) nie zdołało uzyskać nawet minimum
kwalifikacyjnego uprawniającego do startu w wyborach. Inny kandydat J.Palikot zaledwie
zaistniał w kampanii, a uzyskany wynik potwierdza tylko, że był to meteor
polityczny wypuszczony swego czasu przez środowisko PO.
Sama
PO też odnotowuje zjazd popularności. Świadczy o tym wiele znaków na niebie i
ziemi. Wystarczy przypomnieć o pojawieniu się w mediach A. Olechowskiego z jego
rewelacjami o początkach działalności PO. Kolejny to pomysł utworzenia nowej
formacji politycznej pod patronatem L. Balcerowicza, wspieranego przez R. Petru.
http://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/czy-znane-juz-partie-powinny-sie-bac-politycznej-sily-kukiza-i-petru-z-balcerowiczem,543187.html
Już się zdążył podczepić Wł. Frasyniuk. Partii jeszcze formalnie nie ma, a już
sondaże dają jej około 10% poparcia w Sejmie. Dobre, co?
Sporym
kąskiem są wyborcy Kukiza w wyborach prezydenckich 2015. Ponad 20% uzyskane przez
Kukiza w pierwszej turze wyborów nakazuje zainteresowanie tym elektoratem. Tu
nie ma miejsca na jakikolwiek żywioł. Kukiz potrzebuje wsparcia finansowego i
medialnego. Kto może je zapewnić i za jaką cenę?
Na
tym tle trzeba rozpatrywać szanse PiS. Tu wiele zależy od wyniku końcowego Andrzeja
Dudy. Wygrana będzie wodą na młyn PiS-u. To oczywiste. Ale co będzie jeśli
Andrzej Duda przegra?
Do
tej oceny dodam coś od siebie. Mianowicie PSL i SLD nie przepadną w niebycie. Nie
ma co cieszyć się przedwcześnie. Żelazne elektoraty zrobią swoje i próg 5%
zostanie przekroczony po raz kolejny.
Jakie
więc konfiguracje możemy zobaczyć jesienią?
Trzeba
odróżniać chciejstwo od realizmu. Realnie zaś PiS nie osiągnie wyniku lepszego
niż około 30% poparcia. Do tego trzeba dodać trudność programową w zawiązywaniu
koalicji przez PiS.
Przyrost
poparcia możliwy jest tylko przy wygranej A.Dudy w drugiej turze. W przeciwnym
razie będziemy mieli do czynienia z koalicją strachu w wykonaniu przebierańców
wywodzących się z obecnego elektoratu. Bo prawdziwy problem tkwi ciągle w tym,
że te ponad 50% elektoratu które systematycznie lekceważy wybory ciągle nie
znajduje powodu żeby oderwać się od grila i wrzucić swoją kartę wyborczą do
urny.
Nie
chcę ostrzej wyrażać swoich poglądów. Z tym poczekam ewentualnie do najbliższej
niedzieli. Dzisiaj zacytuje jednak ten komentarz http://bezdekretu.blogspot.com/2015/05/trudno-uwierzyc-w-wyborczy-cud-nad-wisa.html?showComment=1432046570150#c5057450112705971012
Przez
skórę czuję, że autor ma rację.
stary.piernik
stary.piernik
Co można powiedzieć o dzisiejszym dniu kampanii prezydenckiej?
OdpowiedzUsuńNiewiele. Kandydaci jeżdżą po Polsce, obiecują i bratają się z ludem.
Więcej chyba dzieje się na zapleczu. Ot, przyboczny prezydenta niejaki Nałęcz, w Polsacie powiedział, że nie interesuje go zawartość książki W. Sumlińskiego. Dokładnie jak z trzema chińskimi małpami /nic nie widziałem, nie słyszałem, o niczym nie wiem/. Lis popełnił gafę budując program w oparciu o niezweryfikowany materiał. Wtórował mu aktor Karolak, który zasłynął z tego, że dla szmalu nie cofnie się przed żadną podłością.
Cała heca odbiła się rykoszetem na Pospieszalskim, któremu zawieszono emisję najbliższego programu BLIŻEJ. Faktycznym poszkodowanym okazał się Kukiz który miał wystąpić w tym programie. To kara za to, że Kukiz nie chce otwarcie poprzeć Komorowskiego.
Ot i mamy przedwyborczy dzień jak co dzień.