Mijają właśnie cztery lata od tragicznej katastrofy rządowego
samolotu Tu-154 M nr 101
na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Czasami wydaje się, że wieki minęły. To tylko złudzenie. Szczątki ofiar katastrofy spoczywają od lat w ziemi, porozrzucane po cmentarzach całej Polski.
na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Czasami wydaje się, że wieki minęły. To tylko złudzenie. Szczątki ofiar katastrofy spoczywają od lat w ziemi, porozrzucane po cmentarzach całej Polski.
Z ustaleniem przyczyn katastrofy nie może jednak poradzić
sobie prokuratura, której ciągle daleko do ustalenia przyczyn i winnych, bądź
współwinnych katastrofy. Potencjalnie podejrzani usuwają się w cień, albo
odchodzą w nagrodę na wygodne synekury.
Nie ma racjonalnych przesłanek dla stwierdzenia, że był
to jedynie nieszczęśliwy wypadek. Trudno się temu dziwić jeśli mamy świadomość,
że prokuratura nie dysponuje oryginalnymi dowodami z miejsca katastrofy, a w
szczególności resztkami wraku samolotu. Same podróbki nie wystarczą. Poza tym bada próbki pobrane z miejsca
katastrofy rok, dwa lub trzy po zaistnieniu wypadku, co samo w sobie powinno
dawać do myślenia.
Błędy organizacyjne, popełnione na początku śledztwa
skutkują po dzień dzisiejszy. Bezpodstawne oddanie śledztwa w ręce Rosji
powoduje, że prokuratura występuje ciągle w roli petenta. Pomoc prawna ze strony
Rosji jest fikcją. A Rosja nie ma najmniejszego zamiaru pozbyć się atutów,
które wpadły w jej ręce. Coraz częściej pojawia się też informacja, że nie
można będzie postawić zarzutów ewentualnym winnym, ustalonym przez prokuraturę.
Dlaczego? Z powodu przedawnienia.
I to może być jednym z celów ślamazarności naszej prokuratury.
I to może być jednym z celów ślamazarności naszej prokuratury.
Systematycznie wraca podstawowe pytanie: kto zyskał na
tej katastrofie? Lista jest bardzo długa i była wielokrotnie przedstawiana. Nie
tylko w tym jest problem.
Dlaczego ciągle tak mało wiemy o możliwych
przyczynach katastrofy?
Prokuratura cierpi na syndrom oblężonej twierdzy. Ciągle odpiera ataki. Natomiast nie przedstawia żadnych własnych ustaleń. Przechodzi się do porządku dziennego nad ujawnionymi faktami niszczenia dowodów i zacierania śladów przez stronę rosyjską.
Prokuratura cierpi na syndrom oblężonej twierdzy. Ciągle odpiera ataki. Natomiast nie przedstawia żadnych własnych ustaleń. Przechodzi się do porządku dziennego nad ujawnionymi faktami niszczenia dowodów i zacierania śladów przez stronę rosyjską.
Należy przypomnieć, że Rosja nie tylko rozgrywa sprawę
politycznie, ale walczy o odsunięcie od siebie winy, ponieważ to skutkowałoby
poważnymi odszkodowaniami dla rodzin ofiar katastrofy oraz pokryciem kosztów
zniszczonego samolotu. O stratach politycznych i wizerunkowych nie wspomnę.
Temu
między innymi ma służyć apodyktyczny ton wypowiedzi strony rosyjskiej, dotyczących
wniosków z raportu MAK, kwestionujący możliwość podważenia jego ustaleń. Nie ma
znaczenia, że raport sporządzono w sposób urągający zasadom obowiązującym w
cywilizowanym świecie.
Kolejną zadziwiającą sprawą jest postawa prokuratury
rosyjskiej. Ta dla odmiany ma dostęp do wszystkich dowodów rzeczowych. Ma
zapewnioną realną pomoc prawną ze strony prokuratury polskiej. Mimo tego nie
jest w stanie zakończyć śledztwa i przedstawić własnego aktu oskarżenia wobec
winnych katastrofy. Nie ma też decyzji o umorzeniu postępowania wobec nie
ustalenia winnych katastrofy.
O co więc chodzi? Według mnie z katastrofy uczyniono element
rozgrywki i szantażu politycznego. Nie ma dla mnie najmniejszej wątpliwości, że
zarówno rząd Donalda T. jak Rosja i inne kraje, w tym USA i Niemcy, mają o
wiele większą wiedzę o katastrofie niż ta, która jest udostępniana mediom. Z
przyczyn sobie tylko wiadomych wiedzę tą pozostawiają sobie, na swój wyłączny
użytek.
W tym wszystkim na dalszy plan zeszła sprawa pomnika
upamiętniającego ofiary katastrofy.
W poprzednich latach toczyła się dyskusja o
lokalizacji takiego pomnika na terenie Warszawy. Nie chodzi bynajmniej o pomnik
na cmentarzu.
Podobny problem jest z pomnikiem na miejscu katastrofy w
Smoleńsku. W jednym i drugim przypadku do finału daleko. A sam problem przestał
już być przedmiotem zainteresowania mediów.
Smutne to, ale niestety prawdziwe.
Tymczasem media w najlepsze manipulują opinią publiczną. Nikogo
chyba nie dziwi ten wysyp właśnie przed rocznicą katastrofy.
Jak zwykle celuje
w tym Gwniana. Jakżeby mogło być inaczej. http://wyborcza.pl/1,75478,15765823,Zamach_jak_mit.html#BoxSlotIIMT
Widać, że systematyczne wdrukowywanie określonych wersji
katastrofy przynosi rezultaty. Jakoś tym badaczom od siedmiu boleści, w rodzaju
Czapińskiego, nie przychodzi do głowy, że w tej sprawie najpierw potrzebne są
dowody. Miejsce na wiarę jest gdzie indziej.
Ciekawostką, na którą warto zwrócić uwagę, jest
eksponowanie faktu powołania komisji
M. Laska do tłumaczenia gawiedzi ustaleń
komisji J. Millera. Metoda ta znalazła ostatnio nowe zastosowanie przy okazji
tłumaczenia przez Donalda T. wypowiedzi szefa naszego MSZ nt. sytuacji na
Ukrainie.
Mamy współczesną wersję Pytii, czy na naszych oczach
powstaje „nowa świecka tradycja” ?
stary.piernik
http://www.rp.pl/artykul/69745,1100773-Tajemnica-kamizelek-funkcjonariuszy-BOR.html
OdpowiedzUsuńDziałanie NPW w praktyce.
Kamizelka kuloodporna to żaden dowód. Sztuka mniej, sztuka więcej. Co za różnica? Badać? Po co? Przecież tam nic nie ma!
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/seremet-nie-wyklucza-odpowiedzialnosci-rosyjskich-kontrolerow-lotu-tu-154m/bwh5h
OdpowiedzUsuńJa myślę, że nasza prokuratura idzie w kierunku przedawnienia winy. Przecież oni nic nie mają. Z czym mają pójść do sądu?
Zawieszenie postępowania z braku dostępu do dowodów raczej mało prawdopodobne.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/74155,niemoc-panstwa.html
OdpowiedzUsuńND jako jeden z nielicznych, pisze obszerniej o śledztwie smoleńskim.
Ale nie ma tu nic pocieszającego dla nas.
Do końca śledztwa daleko i to zarówno po polskiej jak i rosyjskiej stronie.
To jest chyba sedno w raporcie MAK
OdpowiedzUsuńhttp://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/74112,plf-101-czy-widzisz-ziemie-komenda-ktorej-zabraklo.html
Życie pokazuje, że wnioski komisji zajmujących się zdarzeniami lotniczymi nie zawsze są obiektywne. W ZSRS była to dość rozpowszechniona praktyka, że na przebieg badania wpływały interesy polityczne lub resortowe. Wątpię, czy od tamtych czasów zaszła jakaś gruntowna zmiana tego stanu rzeczy. Nie mam wątpliwości, że w tym przypadku komisja posiadała wytyczne wyższego kierownictwa Federacji Rosyjskiej, by „swoich nie wydawać, brudu z chaty nie wynosić”. Natomiast MAK i pani Anodina mieli w głowie tylko, żeby bronić, choćby niezgrabnie, kontrolerów, ratując „cześć munduru” rosyjskiego żołnierza.
Wydaje mi się, że wywiad zamieszczony w ND wyjaśnia wiele w kwestii przyczyn katastrofy. Jednocześnie jest to wskazanie dla prokuratury o obowiązku pociągnięcia do odpowiedzialności karnej załogi z więzy lotniska Smoleńsk-Siewiernyj.
OdpowiedzUsuńTo jest warte powtórzenia tu
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=QWbuKAxD9YQ#t=113