sobota, 17 sierpnia 2013

Pro memoria



Sierpień nieodparcie pozostaje miesiącem refleksji. Okazji ku temu nie brakuje. Piszących na ten temat również. Przedstawiane są różne punkty widzenia. Jest jednak „coś” co nigdy nie powinno znikać nam z pola widzenia i zainteresowania. To „coś” to nasz wschodni sąsiad Rosja. Kiedyś zbieranina księstewek, scalona przez cara Piotra I. Później imperium, którego zachłanność na terytoria sąsiadów nie znała granic. Carów zastąpili ludzie skupieni wokół Lenina i jego idei. Kraj o niezmierzonych zasobach naturalnych i niepohamowanych ambicjach mocarstwowych jego przywódców.
Zamiast rozwijać się gospodarczo na pożytek swoich obywateli, cały wysiłek Rosja kierowała i kieruje po dzień dzisiejszy na rozwój potencjału wojskowego. Nie obronnego. W okresie powojennym do tej szaleńczej gry Rosja wciągnęła kraje satelickie zrzeszone w Układzie Warszawskim i RWPG.
Taką idee fixe był dla Rosji i jej przywódców eksport rewolucji, najchętniej na cały świat. Jej początki sięgają lat 1919-1921, kiedy Rosja próbowała przenieść ogień rewolucji do Niemiec osłabionych przegraną w I wojnie światowej. Na drodze do szczęścia stanęła im skutecznie Polska. Władcy Kremla nigdy nam tego nie zapomnieli. Odwet biorą po dzień dzisiejszy.
Szansą na radykalne zmiany były przetasowania na scenie politycznej, które nastąpiły po 1989 roku. Dzisiaj trzeba wyraźnie powiedzieć, że tylko były. Rosja po zawirowaniach na przełomie XX i XXI wieku wraca do starej retoryki. W niewielkim stopniu zmieniła tylko metody.
A my? Polska? Dużo można na ten temat mówić i pisać. Nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, ale wiem o czym piszę.
W okres transformacji ustrojowej wchodziliśmy z blisko pół milionową armią, opartą na poborze. Mieliśmy rozbudowany, może ponad miarę naszych potrzeb, przemysł zbrojeniowy. Wynikało to stąd, że w Układzie Warszawskim /UW/ starano się wprowadzić specjalizację w produkcji poszczególnych asortymentów uzbrojenia. Rozpad UW spowodował, że wiele z tych zakładów trzeba było zamknąć. Potrzeby własne uległy drastycznej redukcji, a nadwyżek nie można było eksportować, bo wielcy tego świata, poprzez ONZ, wprowadzili embargo na eksport uzbrojenia zwłaszcza do największych ognisk zapalnych na świecie. Nie przeszkodziło to właśnie tym wielkim na kontynuowanie własnego niezmiernie dochodowego eksportu, legalnego i nielegalnego.
Zakłady zbrojeniowe mają w większości to do siebie, że nie można w krótkim czasie zmienić profilu ich produkcji. Do tego trzeba dołożyć koszty z tym związane. Na to nałożyła się wyprzedaż majątku narodowego, zainicjowana przez ówczesnego ministra przekształceń własnościowych Lewandowskiego. Wyprzedaż sprowadzała się praktycznie do przejmowania majątku państwowego za bezcen przez kapitał obcy i spekulacyjny. Utworzone w tym czasie agencje robiły praktycznie co chciały. Dla kolejnych ministrów finansów liczyły się wyłącznie kwoty wpływające do budżetu.
Ten proceder nie ominął i wojska. Utworzone w MON agencje zajęły się wyprzedażą majątku wojska. Nikogo nie bulwersowała skala afer temu towarzyszących. Oficjalnie mówiło się, że wpływy ze sprzedaży majątku wojska miały zasilać budżet MON i miały być przeznaczone na modernizację armii. W tym miejscu wypada zapytać, ile złotych z tej wyprzedaży trafiło do budżetu MON? Według mnie ani złotówka.
Z drugiej strony systematycznie redukowano stany osobowe armii. Było to tym łatwiejsze, że wprowadzono tzw. cywilną kontrolę nad armią. Jednocześnie dokonywano trwającej po dzień dzisiejszy wymiany pokoleniowej kadry dowódczej. Takim poczynaniom towarzyszy niestety element przypadkowości. Awansowali nie ci najlepsi, ale w większości znani skądinąd bmw, czyli bierni, mierni, ale wierni. Na stanowiska dowódcze i decyzyjne w przyspieszonym trybie zaczęli trafiać ludzie, którzy dowodzili w swoim życiu zawodowym pododdziałami, ale nie związkami taktycznymi, czy operacyjnymi. Przywiązanie do zajmowanych stanowisk spowodowało, że dawniejsi aktywni członkowie PZPR nagle zaczęli być widoczni na klęcznikach w kościołach. Jeden z generałów otrzymał nawet ksywę Klenczon. Od ludzi o takim nastawieniu trudno było wymagać walki o interes armii i obronności państwa. Godzili się na wszystko. Nawet na decyzje podejmowane przez pacyfistę Klicha o likwidacji zasadniczej służby wojskowej. Do czego to doprowadziło? Mamy uzawodowioną armię, liczącą na papierze około 100 tysięcy żołnierzy. Nie mamy od kilku lat nowych rezerwistów. Środki przeznaczone na modernizację uzbrojenia są stale niższe od deklarowanych w ustawie i kolejnych budżetach. W tym roku z budżetu MON nasz kuglarz JVR zabiera 3 mld złotych z puli przeznaczonej na zakupy uzbrojenia. Protest prezydenta RP ma charakter czysto PR-owski. Sejm i Senat też nie zaprotestują, bo są to maszynki PO do naciskania przycisku ZA na komendę Grupińskiego.
Nasza doktryna obronna opiera się na wierze, że stoi za nami potęga NATO. Z uwagi na znaczny upływ czasu zapomniano jakie jest praktyczne znaczenie sojuszy wojskowych. Nie wypowiadam się na temat aktualnej wartości bojowej naszej armii. Nie chce nikogo deprymować. O NATO mam swoje zdanie. W samej Kwaterze Głównej w Brukseli w kuluarach krąży jako dowcip: NATO = No Action, Talking Only.
Co mamy po drugiej stronie? Rosja wszelkimi dostępnymi środkami stara się odtworzyć swoją pozycję militarną z przełomu lat dziewięćdziesiątych. Z niesmakiem trzeba to powiedzieć, że ułatwiają im zadanie Amerykanie, przy poparciu Europy Zachodniej. Sukcesywne wycofywanie wojsk amerykańskich z Europy Zachodniej wzmacnia znaczenie militarne Rosji.
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że w doktrynie wojennej NATO Polsce przydzielone są zadania wsparcia, w przypadku zagrożenia, krajom tzw. Pribałtiki, w szczególności zaś Litwie. To zaś zmusza nas do utrzymywania sił nie tylko obronnych, ale zdolnych do przeprowadzenia ataku. Wydaje się, że nasi decydenci o powyższym zapominają, albo wręcz lekceważą.
Na koniec wypada wspomnieć jeszcze o jednym aspekcie. O wartości bojowej każdej armii, oprócz wyszkolenia, wyposażenia technicznego, decyduje również morale, czyli motywacja. Jaką motywację, poza finansową, ma do walki żołnierz zawodowy?
Jest jeszcze coś. W przypadku konfliktu na dużą skalę, teoretycy zakładają, że w pierwszej fazie działań wojennych zostanie wyeliminowanych z walki nawet 70% stanu osobowego armii przeciwnika. Czyli losy wojny są w rękach i głowach rezerwistów. Tylko jakie są szanse na to, że przyszła wojna wejdzie w swe kolejne fazy?

stary.piernik
 

2 komentarze:

  1. Rocznicę Bitwy Warszawskiej mamy za sobą, ale warto zwrócić uwagę na ten tekst!

    niepoprawni.pl/blog/3081/slowo-przeciwko-klamstwu

    Nic nie traci na aktualności.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://niepoprawni.pl/blog/152/ludzki-car-putin-i-rozpadajaca-sie-rosja
    Co tu jeszcze komentować!

    OdpowiedzUsuń

Informacja dotycząca plików cookies: