Sierpień
nieodparcie pozostaje miesiącem refleksji. Okazji ku temu nie brakuje. Piszących
na ten temat również. Przedstawiane są różne punkty widzenia. Jest jednak „coś”
co nigdy nie powinno znikać nam z pola widzenia i zainteresowania. To „coś” to
nasz wschodni sąsiad Rosja. Kiedyś zbieranina księstewek, scalona przez cara
Piotra I. Później imperium, którego zachłanność na terytoria sąsiadów nie znała
granic. Carów zastąpili ludzie skupieni wokół Lenina i jego idei. Kraj o
niezmierzonych zasobach naturalnych i niepohamowanych ambicjach mocarstwowych
jego przywódców.
Zamiast rozwijać się gospodarczo na pożytek swoich obywateli, cały wysiłek Rosja kierowała i kieruje po dzień dzisiejszy na rozwój potencjału wojskowego. Nie obronnego. W okresie powojennym do tej szaleńczej gry Rosja wciągnęła kraje satelickie zrzeszone w Układzie Warszawskim i RWPG.
Taką idee fixe był dla Rosji i jej przywódców eksport rewolucji, najchętniej na cały świat. Jej początki sięgają lat 1919-1921, kiedy Rosja próbowała przenieść ogień rewolucji do Niemiec osłabionych przegraną w I wojnie światowej. Na drodze do szczęścia stanęła im skutecznie Polska. Władcy Kremla nigdy nam tego nie zapomnieli. Odwet biorą po dzień dzisiejszy.
Szansą na radykalne zmiany były przetasowania na scenie politycznej, które nastąpiły po 1989 roku. Dzisiaj trzeba wyraźnie powiedzieć, że tylko były. Rosja po zawirowaniach na przełomie XX i XXI wieku wraca do starej retoryki. W niewielkim stopniu zmieniła tylko metody.
Zamiast rozwijać się gospodarczo na pożytek swoich obywateli, cały wysiłek Rosja kierowała i kieruje po dzień dzisiejszy na rozwój potencjału wojskowego. Nie obronnego. W okresie powojennym do tej szaleńczej gry Rosja wciągnęła kraje satelickie zrzeszone w Układzie Warszawskim i RWPG.
Taką idee fixe był dla Rosji i jej przywódców eksport rewolucji, najchętniej na cały świat. Jej początki sięgają lat 1919-1921, kiedy Rosja próbowała przenieść ogień rewolucji do Niemiec osłabionych przegraną w I wojnie światowej. Na drodze do szczęścia stanęła im skutecznie Polska. Władcy Kremla nigdy nam tego nie zapomnieli. Odwet biorą po dzień dzisiejszy.
Szansą na radykalne zmiany były przetasowania na scenie politycznej, które nastąpiły po 1989 roku. Dzisiaj trzeba wyraźnie powiedzieć, że tylko były. Rosja po zawirowaniach na przełomie XX i XXI wieku wraca do starej retoryki. W niewielkim stopniu zmieniła tylko metody.
A my? Polska?
Dużo można na ten temat mówić i pisać. Nie jestem w tej dziedzinie ekspertem,
ale wiem o czym piszę.
W okres
transformacji ustrojowej wchodziliśmy z blisko pół milionową armią, opartą na
poborze. Mieliśmy rozbudowany, może ponad miarę naszych potrzeb, przemysł
zbrojeniowy. Wynikało to stąd, że w Układzie Warszawskim /UW/ starano się wprowadzić
specjalizację w produkcji poszczególnych asortymentów uzbrojenia. Rozpad UW
spowodował, że wiele z tych zakładów trzeba było zamknąć. Potrzeby własne
uległy drastycznej redukcji, a nadwyżek nie można było eksportować, bo wielcy
tego świata, poprzez ONZ, wprowadzili embargo na eksport uzbrojenia zwłaszcza
do największych ognisk zapalnych na świecie. Nie przeszkodziło to właśnie tym
wielkim na kontynuowanie własnego niezmiernie dochodowego eksportu, legalnego i
nielegalnego.
Zakłady zbrojeniowe mają w większości to do siebie, że nie można w krótkim czasie zmienić profilu ich produkcji. Do tego trzeba dołożyć koszty z tym związane. Na to nałożyła się wyprzedaż majątku narodowego, zainicjowana przez ówczesnego ministra przekształceń własnościowych Lewandowskiego. Wyprzedaż sprowadzała się praktycznie do przejmowania majątku państwowego za bezcen przez kapitał obcy i spekulacyjny. Utworzone w tym czasie agencje robiły praktycznie co chciały. Dla kolejnych ministrów finansów liczyły się wyłącznie kwoty wpływające do budżetu.
Ten proceder nie ominął i wojska. Utworzone w MON agencje zajęły się wyprzedażą majątku wojska. Nikogo nie bulwersowała skala afer temu towarzyszących. Oficjalnie mówiło się, że wpływy ze sprzedaży majątku wojska miały zasilać budżet MON i miały być przeznaczone na modernizację armii. W tym miejscu wypada zapytać, ile złotych z tej wyprzedaży trafiło do budżetu MON? Według mnie ani złotówka.
Zakłady zbrojeniowe mają w większości to do siebie, że nie można w krótkim czasie zmienić profilu ich produkcji. Do tego trzeba dołożyć koszty z tym związane. Na to nałożyła się wyprzedaż majątku narodowego, zainicjowana przez ówczesnego ministra przekształceń własnościowych Lewandowskiego. Wyprzedaż sprowadzała się praktycznie do przejmowania majątku państwowego za bezcen przez kapitał obcy i spekulacyjny. Utworzone w tym czasie agencje robiły praktycznie co chciały. Dla kolejnych ministrów finansów liczyły się wyłącznie kwoty wpływające do budżetu.
Ten proceder nie ominął i wojska. Utworzone w MON agencje zajęły się wyprzedażą majątku wojska. Nikogo nie bulwersowała skala afer temu towarzyszących. Oficjalnie mówiło się, że wpływy ze sprzedaży majątku wojska miały zasilać budżet MON i miały być przeznaczone na modernizację armii. W tym miejscu wypada zapytać, ile złotych z tej wyprzedaży trafiło do budżetu MON? Według mnie ani złotówka.
Z drugiej
strony systematycznie redukowano stany osobowe armii. Było to tym łatwiejsze,
że wprowadzono tzw. cywilną kontrolę nad armią. Jednocześnie dokonywano
trwającej po dzień dzisiejszy wymiany pokoleniowej kadry dowódczej. Takim
poczynaniom towarzyszy niestety element przypadkowości. Awansowali nie ci
najlepsi, ale w większości znani skądinąd bmw, czyli bierni, mierni, ale
wierni. Na stanowiska dowódcze i decyzyjne w przyspieszonym trybie zaczęli
trafiać ludzie, którzy dowodzili w swoim życiu zawodowym pododdziałami, ale nie
związkami taktycznymi, czy operacyjnymi. Przywiązanie do zajmowanych stanowisk
spowodowało, że dawniejsi aktywni członkowie PZPR nagle zaczęli być widoczni na
klęcznikach w kościołach. Jeden z generałów otrzymał nawet ksywę Klenczon. Od
ludzi o takim nastawieniu trudno było wymagać walki o interes armii i
obronności państwa. Godzili się na wszystko. Nawet na decyzje podejmowane przez
pacyfistę Klicha o likwidacji zasadniczej służby wojskowej. Do czego to
doprowadziło? Mamy uzawodowioną armię, liczącą na papierze około 100 tysięcy
żołnierzy. Nie mamy od kilku lat nowych rezerwistów. Środki przeznaczone na
modernizację uzbrojenia są stale niższe od deklarowanych w ustawie i kolejnych
budżetach. W tym roku z budżetu MON nasz kuglarz JVR zabiera 3 mld złotych z
puli przeznaczonej na zakupy uzbrojenia. Protest prezydenta RP ma charakter
czysto PR-owski. Sejm i Senat też nie zaprotestują, bo są to maszynki PO do
naciskania przycisku ZA na komendę Grupińskiego.
Nasza
doktryna obronna opiera się na wierze, że stoi za nami potęga NATO. Z uwagi na
znaczny upływ czasu zapomniano jakie jest praktyczne znaczenie sojuszy
wojskowych. Nie wypowiadam się na temat aktualnej wartości bojowej naszej
armii. Nie chce nikogo deprymować. O NATO mam swoje zdanie. W samej Kwaterze Głównej
w Brukseli w kuluarach krąży jako dowcip: NATO = No Action, Talking Only.
Co mamy po
drugiej stronie? Rosja wszelkimi dostępnymi środkami stara się odtworzyć swoją
pozycję militarną z przełomu lat dziewięćdziesiątych. Z niesmakiem trzeba to
powiedzieć, że ułatwiają im zadanie Amerykanie, przy poparciu Europy
Zachodniej. Sukcesywne wycofywanie wojsk amerykańskich z Europy Zachodniej
wzmacnia znaczenie militarne Rosji.
Mało kto
zdaje sobie sprawę z tego, że w doktrynie wojennej NATO Polsce przydzielone są
zadania wsparcia, w przypadku zagrożenia, krajom tzw. Pribałtiki, w
szczególności zaś Litwie. To zaś zmusza nas do utrzymywania sił nie tylko obronnych,
ale zdolnych do przeprowadzenia ataku. Wydaje się, że nasi decydenci o
powyższym zapominają, albo wręcz lekceważą.
Na koniec wypada
wspomnieć jeszcze o jednym aspekcie. O wartości bojowej każdej armii, oprócz wyszkolenia,
wyposażenia technicznego, decyduje również morale, czyli motywacja. Jaką
motywację, poza finansową, ma do walki żołnierz zawodowy?
Jest jeszcze
coś. W przypadku konfliktu na dużą skalę, teoretycy zakładają, że w pierwszej
fazie działań wojennych zostanie wyeliminowanych z walki nawet 70% stanu
osobowego armii przeciwnika. Czyli losy wojny są w rękach i głowach
rezerwistów. Tylko jakie są szanse na to, że przyszła wojna wejdzie w swe
kolejne fazy?
stary.piernik
Rocznicę Bitwy Warszawskiej mamy za sobą, ale warto zwrócić uwagę na ten tekst!
OdpowiedzUsuńniepoprawni.pl/blog/3081/slowo-przeciwko-klamstwu
Nic nie traci na aktualności.
http://niepoprawni.pl/blog/152/ludzki-car-putin-i-rozpadajaca-sie-rosja
OdpowiedzUsuńCo tu jeszcze komentować!