piątek, 2 grudnia 2016

A to Polska właśnie



Temat udziału obywateli państw obcych we władzach III RP /nie zawsze z polskim paszportem /, długo nie będzie schodził z łamów mediów.
Nie jest to temat nowy. Mieliśmy z tym do czynienia już w II RP. Były jednak inne uwarunkowania. II wojna światowa pokazała, że w godzinie próby nie wszyscy zdali egzamin.

W III RP od samego początku mamy do czynienia z sytuacją kiedy w składach kolejnych rządów pojawiali się obywatele posiadający paszporty państw obcych. Warto przypomnieć JVR czy Radka Sikorskiego. No i oczywiście najświeższy przykład, czyli odwołany wiceminister spraw zagranicznych Robert Grey.

Zawsze przy takiej okazji pojawia się pytanie czy nie ma wśród Polaków ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami do objęcia tak ważnych stanowisk? Z drugiej strony, kto był pomysłodawcą wstawienia właśnie tych ludzi do kolejnych rządów? Czas pokazał, że ich kompetencje pozostawiały wiele do życzenia, a na dodatek działali na szkodę państwa polskiego. No i oczywiście nie ponieśli żadnych konsekwencji swego działania. Po zakończeniu „misji” pakowali manatki i wracali tam gdzie im dobrze.

Tych szkodników jest znacznie więcej. Usytuowani są na różnych poziomach funkcjonowania państwa. 

Co denerwuje, przynajmniej mnie, to wydawanie paszportów polskich ludziom którzy z zasady będą Polsce nieprzychylni. Nie wierzę w ich altruizm. Tu nie chodzi o Polaków którzy od lat marzą o powrocie do Ojczyzny którą musieli opuścić wbrew swej woli kilkadziesiąt lat temu.
Co jakiś czas dowiadujemy się, że poszczególne kraje europejskie ściągają do siebie swoich rodaków chętnych do powrotu do ojczyzny.

U nas sytuacja wygląda zdecydowanie gorzej. Od lat powtarzane są deklaracje za którymi niestety nie idą czyny. W ramach repatriacji, przez lata III RP, do Polski wróciło nie więcej niż 10 tysięcy Rodaków. Jednocześnie Polska bez specjalnych ograniczeń wydaje z marszu polskie paszporty mieszkańcom Izraela. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji kiedy paszport otrzymuje osoba nie znająca ani w ząb języka polskiego.

W cywilizowanym świecie obowiązują określone zasady ubiegania się o obywatelstwo. Nie dotyczy to niestety Polski.  

W Izraelu polski paszport potrzebny jest praktycznie do legalnego wjazdu na teren UE.

Nie wiadomo dlaczego temat szczególnych stosunków między Polską a Izraelem owiany jest mgłą tajemnicy. Jeżdżą tam kolejni prezydenci, premierzy w licznej asyście, parlamentarzyści. Następują rewizyty, ale bardzo mało dowiadujemy się o szczegółach ustaleń związanych z tymi kontaktami. Nie wszystkie dotyczą obronności i bezpieczeństwa.

Z tym co napisałem powyżej wiąże się sprawa infiltracji Polski przez obce służby specjalne. Można tu zaobserwować ciekawe zjawisko. Ważny jest jednak kontekst. Na początku lat 90-tych można było trafić na rozważania o tym jak głęboko zinfiltrowana jest Polska przez rosyjskie służby. Padła wówczas liczba około 90 tysięcy. Na tyle oceniano liczbę ukrytych agentów działających na korzyść FR. Można powiedzieć, że to dane z sufitu. Faktem też jest, że nie wiadomo jak to zweryfikować. O tym, że nie są to bajki z mchu i paproci świadczą jednak przypadki ujawniania osób zatrzymanych w związku z podejrzeniem o działalność na rzecz państw obcych czy ościennych. Tak było, jest i niestety, będzie. Znający bliżej temat uważają, że przedstawiciele państw obcych działający przykładowo w Polsce, oprócz działalności oficjalnej, wykonują zadania dodatkowe. Stąd rutynowe posunięcia polegające na wzajemnym wydalaniu pojedynczych ludzi, rzadziej grup, w ramach retorsji. To absolutnie nie oznacza, że proceder szpiegowski ulega zanikowi. Zmieniają się tylko metody działania. 

Czasem zadziwia brak reakcji na przypadki jawnego działania na szkodę Polski. Żeby nie być gołosłownym przypomnę artykuł zamieszczony w nr 2/2015 „wSieci” pt. Cień generała Dubynina. http://eprasa.pl/news/w-sieci/2015-01-18  
Artykuł nie spotkał się z większym odzewem w mediach, ale też nie spotkały żadne przykrości autora artykułu.

stary.piernik 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Informacja dotycząca plików cookies: