Temat udziału
obywateli państw obcych we władzach III RP /nie zawsze z polskim paszportem /,
długo nie będzie schodził z łamów mediów.
Nie jest to
temat nowy. Mieliśmy z tym do czynienia już w II RP. Były jednak inne
uwarunkowania. II wojna światowa pokazała, że w godzinie próby nie wszyscy
zdali egzamin.
W III RP od
samego początku mamy do czynienia z sytuacją kiedy w składach kolejnych rządów
pojawiali się obywatele posiadający paszporty państw obcych. Warto przypomnieć
JVR czy Radka Sikorskiego. No i oczywiście najświeższy przykład, czyli odwołany
wiceminister spraw zagranicznych Robert Grey.
Zawsze przy
takiej okazji pojawia się pytanie czy nie ma wśród Polaków ludzi z odpowiednimi
kwalifikacjami do objęcia tak ważnych stanowisk? Z drugiej strony, kto był
pomysłodawcą wstawienia właśnie tych ludzi do kolejnych rządów? Czas pokazał,
że ich kompetencje pozostawiały wiele do życzenia, a na dodatek działali na
szkodę państwa polskiego. No i oczywiście nie ponieśli żadnych konsekwencji swego
działania. Po zakończeniu „misji” pakowali manatki i wracali tam gdzie im
dobrze.
Tych
szkodników jest znacznie więcej. Usytuowani są na różnych poziomach funkcjonowania
państwa.
Co denerwuje, przynajmniej mnie, to wydawanie paszportów polskich
ludziom którzy z zasady będą Polsce nieprzychylni. Nie wierzę w ich altruizm. Tu
nie chodzi o Polaków którzy od lat marzą o powrocie do Ojczyzny którą musieli
opuścić wbrew swej woli kilkadziesiąt lat temu.
Co jakiś czas
dowiadujemy się, że poszczególne kraje europejskie ściągają do siebie swoich
rodaków chętnych do powrotu do ojczyzny.
U nas
sytuacja wygląda zdecydowanie gorzej. Od lat powtarzane są deklaracje za
którymi niestety nie idą czyny. W ramach repatriacji, przez lata III RP, do
Polski wróciło nie więcej niż 10 tysięcy Rodaków. Jednocześnie Polska bez
specjalnych ograniczeń wydaje z marszu polskie paszporty mieszkańcom Izraela.
Dochodzi do kuriozalnych sytuacji kiedy paszport otrzymuje osoba nie znająca
ani w ząb języka polskiego.
W
cywilizowanym świecie obowiązują określone zasady ubiegania się o obywatelstwo.
Nie dotyczy to niestety Polski.
W Izraelu
polski paszport potrzebny jest praktycznie do legalnego wjazdu na teren UE.
Nie wiadomo
dlaczego temat szczególnych stosunków między Polską a Izraelem owiany jest mgłą
tajemnicy. Jeżdżą tam kolejni prezydenci, premierzy w licznej asyście,
parlamentarzyści. Następują rewizyty, ale bardzo mało dowiadujemy się o
szczegółach ustaleń związanych z tymi kontaktami. Nie wszystkie dotyczą
obronności i bezpieczeństwa.
Z tym co
napisałem powyżej wiąże się sprawa infiltracji Polski przez obce służby
specjalne. Można tu zaobserwować ciekawe zjawisko. Ważny jest jednak kontekst. Na
początku lat 90-tych można było trafić na rozważania o tym jak głęboko
zinfiltrowana jest Polska przez rosyjskie służby. Padła wówczas liczba około 90
tysięcy. Na tyle oceniano liczbę ukrytych agentów działających na korzyść FR. Można
powiedzieć, że to dane z sufitu. Faktem też jest, że nie wiadomo jak to
zweryfikować. O tym, że nie są to bajki z mchu i paproci świadczą jednak
przypadki ujawniania osób zatrzymanych w związku z podejrzeniem o działalność
na rzecz państw obcych czy ościennych. Tak było, jest i niestety, będzie. Znający
bliżej temat uważają, że przedstawiciele państw obcych działający przykładowo w
Polsce, oprócz działalności oficjalnej, wykonują zadania dodatkowe. Stąd
rutynowe posunięcia polegające na wzajemnym wydalaniu pojedynczych ludzi,
rzadziej grup, w ramach retorsji. To absolutnie nie oznacza, że proceder
szpiegowski ulega zanikowi. Zmieniają się tylko metody działania.
Czasem
zadziwia brak reakcji na przypadki jawnego działania na szkodę Polski. Żeby nie
być gołosłownym przypomnę artykuł zamieszczony w nr 2/2015 „wSieci” pt. Cień
generała Dubynina. http://eprasa.pl/news/w-sieci/2015-01-18
Artykuł nie
spotkał się z większym odzewem w mediach, ale też nie spotkały żadne przykrości
autora artykułu.
stary.piernik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz