Na stronie http://bezdekretu.blogspot.com/ pojawił się nowy wpis OPOZYCJA DEMOKRATYCZNA – CZYLI CONTRADICTIO IN ADIECTO.
Bardzo mocny i potrzebny tekst. Odnosi
się wprost do rozgrywających się wydarzeń nie tylko w Polsce.
Należę do tej
grupy Polaków której nie zawsze po drodze z tłumem. Tłum zawsze kojarzy mi się
z owczym pędem.
Dobrze
pamiętam czas kiedy poprzednio PiS był u władzy. Pamiętam też te lata kiedy PiS
był w notorycznej opozycji. Po kolejnych przegranych wyborach powtarzane jak
mantra „moralnie wygrywamy, racja jest po naszej stronie”. Co z tego wynikało? Nic poza tym, że PiS był
najsilniejszą partią opozycji parlamentarnej. Zaczęło się utrwalać przekonanie,
że bycie w opozycji to najwłaściwsze miejsce dla polityków PiS.
Aż nagle stał
się cud. Wybory prezydenckie wygrał kandydat PiS Andrzej Duda. To nic, że
początkowe poparcie dla jego kandydatury było poniżej 10%. Urzędujący prezydent
miał je na poziomie powyżej 70% i ostatecznie przegrał.
Jestem w
grupie tych którzy uważają, że Andrzej Duda wygrał nie dlatego że jest taki
dobry, czytaj skuteczny, i miał
wyjątkowo sprawny sztab wyborczy.
Musiały być inne czynniki które zadecydowały skutecznie o końcowym wyniku
wyborów. I tu powtarzane jest pytanie: jaka będzie społeczna cena tego
zwycięstwa? Nie zmienia to faktu, że przegrany prezydent stał się dla wielu
zbyt uwierającym odciskiem, albo zwyczajnie czyrakiem na d…ie. Miał jednak za
sobą silne lobby, które musi mieć swój interes w tym, że go zdradziło.
Sporo
zamieszania w tych dywagacjach powoduje fakt, że w jednym roku kalendarzowym są
wybory prezydenckie i parlamentarne.
Wygrany prezydent
ma w zasadzie prostą sytuację. Musi wesprzeć swoją opcję polityczną żeby
wygrała wybory parlamentarne, bo wtedy łatwiej będzie sprawować urząd i
realizować obietnice wyborcze. Zdaję sobie sprawę, że jest to z mojej strony
nadużycie, bo dotychczas partia rządząca nie przywiązuje większej wagi do
realizacji obietnic wyborczych. Ogranicza się do tzw. bieżączki. Co najwyżej
przypomina sobie o tych obietnicach przed kolejnymi wyborami.
Póki co
prezydent powtarza, że swoje obietnice wyborcze traktuje serio. Ma jednak pełną
świadomość, że ich realizacja uzależniona jest od współpracy z rządem. Ten
obecny tego nie gwarantuje. Wszystko więc dopiero przed nami.
Tymczasem
wyborcy są głodni sukcesów. Po tylu latach posuchy należy im się. Jest jednak
pytanie co powinno pójść na pierwszy ogień? To niezwykle trudne pytanie,
zwłaszcza po 10 kwietnia 2010 roku. Z jednej strony żądanie społeczne ustalenia
przyczyn i winnych katastrofy i dotychczasowej nieefektywności śledztwa
smoleńskiego. Z drugiej zaś konieczność skoncentrowania się na uzyskaniu
maksymalnie wysokiego wyniku wyborczego.
Czy da się pogodzić z sobą te dwie
sprawy? Na dzisiaj nie wiadomo. „Kością niezgody” jest sprawa aneksu do raportu
o WSI. Dzisiaj dla wielu ważna jest prosta odpowiedź na pytanie: jest aneks czy
go nie ma? Tej odpowiedzi też nie znamy. Toczy się jakaś dziwna gra której
sensu nie rozumiemy.
Znając
odpowiedź na pierwsze pytanie można dopiero postawić następne: co zrobić z tym
aneksem /o ile jest/. W przeciwnym razie zasadne jest pytanie: co zrobić z
winnymi zniszczenia lub modyfikacji aneksu?
Jednak nasze
życie nie toczy się wyłącznie wokół tych spraw. Nie powiem, że są sprawy
ważniejsze. Po prostu inna jest ich kategoria.
Narastają
zawirowania wokół naszych granic. Nie wygasł konflikt na Ukrainie. Pojawił się
poważny problem uchodźców z krajów Azji i Afryki, którzy zalewają Europę. Skala
tego problemu przerosła wyobrażenia większości nie tylko polityków. Ci uchodźcy
byli od dawna. Jednak traktowano to wyłącznie jako problem Włochów, którzy
borykali się z uchodźcami na Lampeduzie. Arabska wiosna spowodowała ucieczkę z
terenów zagrożonych na niespotykaną dotychczas skalę. To już nie są tysiące,
ale setki tysięcy, a mówi się o milionach. Dzisiaj nikt tego nie ogarnia. Przy
okazji ujawniają się wszystkie niedoskonałości UE.
Po pierwsze
UE i jej poszczególne kraje nie są przygotowane na przyjęcie w krótkim czasie
tak dużej liczby uciekinierów. Europa zdała sobie sprawę, że powodem tego
exodusu nie jest wyłącznie wojna. Wśród tej masy są uciekinierzy z przyczyn
ekonomicznych. Z ojczyzn wygania ich bieda. Mamy więc również do czynienia z
masową emigracją zarobkową. Przykładowo media wychwyciły, że chcą z tego
skorzystać Serbowie którzy znajdują się w tłumach uciekinierów. Rozróżnić jednych
od drugich jest trudno ponieważ w większości nie mają przy sobie żadnych dokumentów
tożsamości.
Sam problem
uchodźców musi być rozpatrywany w dwóch kategoriach, które kraje są przez
uciekinierów traktowane jako docelowe, a które jako tranzytowe. UE próbuje rozwiązać
problem w trybie decyzji administracyjnych, narzucając poszczególnym krajom
członkowskim limity przyjęć uchodźców. Napotyka to jednoznaczny opór ze strony
zwłaszcza państw Europy Środkowo-Wschodniej. Prawnicy zwracają uwagę, że kierownictwo
UE nie ma żadnych podstaw prawnych do nakazywania czegokolwiek poszczególnym państwom
członkowskich. Tym bardziej jakichkolwiek sankcji wobec opornych. Pozostaje więc
dobra wola.
W dzisiejszej
debacie sejmowej zwrócono uwagę, że rząd nie ma umocowania prawnego do podejmowania
jakichkolwiek zobowiązań w kwestii przyjęcia choćby jednego uchodźcy. Wskazuje się,
że tu powinno mieć zastosowanie referendum ogólnopolskie.
Zwraca się też
uwagę na to, że wewnętrzne granice Unii są otwarte, a to spowoduje, że uchodźcy
będą się przemieszczać według własnego uznania. Jest też brana pod uwagę
możliwość zawieszenia układu Schengen, a to może być krok w kierunku rozpadu
UE.
A więc tak źle i tak niedobrze.
Kolejne działania restrykcyjne podejmowane
przez Węgry powodują, że mogą ulec zmianie trasy migracji uciekinierów. Oznacza
to, ze uchodźcy masowo mogą pojawić się na naszych wschodnich granicach. Jak
dalece to jest realne? Tego nie wiem. Zakładam, że będziemy dla nich jedynie krajem
tranzytowym. Ale to żadna satysfakcja dla nas.
Problem istnieje
i nikt nie wie jak go skutecznie rozwiązać.
Na marginesie
wspomnę o problemie Polaków mieszkających poza granicami kraju. Szczególnie drażliwy
jest problem z tymi którzy mieszkają za wschodnią granicą. Był to jeden z priorytetów
naszej polityki zagranicznej w minionych 25 latach. Niestety efekty działalności
państwa polskiego są więcej niż mizerne. Według oficjalnych danych jest to około
400 osób rocznie przyjmowanych przez Ojczyznę.
Dla porównania Niemcy ściągnęli w
tym czasie do siebie około 900 tysięcy swoich rodaków z terenów Rosji i Ukrainy.
Teraz nagle chcemy z ochotą przyjąć kilka tysięcy obcych o których nie wiemy absolutnie
nic poza tym, że mają inny odcień skóry.
stary.piernik
W dyskusji o uchodźcach mówi się, że klucz do rozwiązania problemu leży w Syrii, a dokładnie chodzi o obalenie rządu Assada którego popiera Rosja.
OdpowiedzUsuńMam poważne wątpliwości. USA pokazały do czego prowadzi ich polityka w Afryce Północnej i nie tylko. Rosja nie ma zamiaru zaprzestać pomocy Assadowi ponieważ on gwarantuje istnienie bazy morskiej w Tartus. Czyli szanse na pokój w Syrii są niewielkie. Tym samym fala uchodźców nie ustanie.
W tym zamieszaniu mam kolejne pytanie: dlaczego nas się straszy? Robi to zarówno premier jak i wielu dziennikarzy. Nie ma w tym za grosz logiki, bo z jednej strony mówi się, ze Europa po cichu popiera działania Orbana, a z drugiej strony nas oskarża się o ksenofobię itp. Bardziej skłonny jestem uwierzyć, że ludzie używają określeń których do końca nie rozumieją. Politycy zaś nadużywają tych określeń gdy zagrożone są interesy ich ugrupowań politycznych.
OdpowiedzUsuńNiech mi nikt nie mówi, że z tymi uchodźcami to jakaś spontaniczna akcja.
OdpowiedzUsuńZajrzyjcie tu http://w2eu.info/
Kto za tym stoi?
Jak myślicie?
Z dzisiejszego programu BLIŻEJ /tvp info/ wynika, że problem z uchodźcami z krajów arabskich jest znacznie poważniejszy niż mogło by się wydawać na pierwszy rzut oka.
OdpowiedzUsuńProgram do obejrzenia http://vod.tvp.pl/audycje/publicystyka/jan-pospieszalski-blizej/wideo/17092015/21410641
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=48zcPakMWBg
OdpowiedzUsuńPo obejrzeniu tego filmu tak naprawdę dotarła do mnie prawdziwa skala problemu. A dodać należy, że zawiera on fakty sprzed 2013 roku! Na tym tle zadziwia postawa UE w obliczu aktualnych wydarzeń i nie sposób oprzeć się wrażeniu, że realizowany jest jednak jakiś konkretny zamysł. Czyj, w jakim celu, przez kogo sterowany (?) - tego może nigdy opinia publiczna się nie dowie. Pozostaną, jak to zwykle bywa, teorie spiskowe.
Z tego też wynika, że trzeba temat dalej pilotować i nagłaśniać. Zwłaszcza niewygodne fakty. A tych jest mnóstwo i są dowody, że media te fakty ukrywają.
OdpowiedzUsuńDlaczego?