Wracam jednak
do pytania podstawowego: co z tą demokracją? Do czego ona nam potrzebna? Pytanie
nie jest proste, ale odpowiedź również nie. Jeżeli mamy tyle zastrzeżeń do tej
wersji demokracji, która występuje w III RP, to z czym faktycznie mamy do
czynienia? Odpowiedź na to pytanie zależy od odwagi cywilnej piszącego. A z tym
jest kiepsko. Bardzo łatwo popaść w niełaskę u swego pracodawcy.
Bazą do
zbudowania odpowiedzi mogą być wydarzenia towarzyszące tegorocznym wyborom
samorządowym. Mamy do czynienia z dwoma skrajnymi postawami społecznymi. Z
jednej strony ufność w te mityczne zasady demokracji, a z drugiej przebiegłość
godna mistrza Machiavellego.
Uprawnieni
wyborcy mają jedno zadanie, czyli uczestniczyć gremialnie w głosowaniu. Z tym
mamy problem od dziesięcioleci, bo społeczeństwo nie wierzy w skuteczność
dokonywanych wyborów. Zbyt dużo znamy przypadków wielokadencyjności, a ostatnio pojawia się „dziedziczenie” kiedy
rodzice od najmłodszych lat przygotowują swoje latorośle do bycia w polityce. To
zapewnia im przyszłość materialną.
Inną formą „zabezpieczenia”
właściwego wyniku wyborów jest dobór komisji wyborczej. Jest to szczególnie
widoczne w tzw. terenie, gdzie trudno skompletować skład komisji wyborczej
potrafiącej wykonać rzetelnie swoją pracę. Zachętą są pieniądze za udział w
pracach komisji. Wystarczy jedna osoba orientująca się w gąszczu prawa jakim jest
kodeks wyborczy i można uzyskać każdy pożądany wynik. Ważne jest, żeby nie
przegiąć. Wewnątrz komisji dyskrecja jest zapewniona, bo w lokalnym środowisku
nikt się nie wychyli.
Zaburzenie
procesu demokratycznego uwidacznia się w sytuacji kwestionowania wyniku
wyborczego. Powodów do takich przypuszczeń nie brakuje. Tu jednak napotykamy na
przeciwdziałanie ekipy rządzącej. Ma ona praktycznie nieograniczone możliwości.
Wszyscy, a więc PKW, prokuratura, sądy, o prezydencie i premierze nie wspomnę,
starają się zdezawuować wszelkie wątpliwości odnoszące się do oficjalnego
wyniku wyborczego. A przecież wydaje się, że weryfikacja wyniku głosowania to
najprostsza realizacja procesu demokratycznego. Nic z tych rzeczy. To co się
dzieje przypomina sławną z historii obronę Częstochowy podczas szwedzkiego
potopu.
Zgłoszenie
udokumentowanego nadużycia to początek sprawy. Wniosek musi być przyjęty do
rozpatrzenia i tu zaczyna się. Najpierw wynajduje się wszelkie argumenty żeby
wniosek odrzucić ze względów formalnych. Sprzyja temu niejednoznaczność zapisów
kodeksu wyborczego. Jeśli to nie skutkuje, sprawa wreszcie trafia do sądu,
który nie musi się zgodzić z przedstawianą argumentacją, co skutkuje
odrzuceniem skargi. Zdarza się jednak, że wniosek jest rozpatrywany i sąd
przyznaje rację skarżącemu. Jest to jednak pyrrusowe zwycięstwo, bo w wyroku
sądu jest jednoczesne stwierdzenie, że „usterka” nie miała znaczącego wpływu na
końcowy wynik wyborczy.
Istotnym
ograniczeniem możliwości weryfikacji wyniku wyborczego jest niemożność złożenia
jednej skargi w skali całego kraju. Chodzi o uzyskanie stanowiska sądu co do
zasady wobec błędów powtarzających się nagminnie. Dotyczy to braku instrukcji
do kart zbroszurowanych, druku kart pozbawionych pola na zakreślenie
konkretnego kandydata. Sam mechanizm kart nieważnych, a tym samym głosów
nieważnych, sprzyja nadużyciom. Problemem samym w sobie są urny wyborcze, czyli
popularnie zwane „czarne skrzynki”. Nawet na Ukrainie stosowano przezroczyste
urny, gdzie w każdej chwili można zobaczyć co jest w środku. U nas próżno szukać
czegoś takiego.
Takie
postawienie sprawy powoduje, że mimo potwierdzenia zarzutów w skali obwodowej
komisji wyborczej, czy nawet większej sądy, a w ślad za nimi PKW, uznają wybory
za prawomocne. Tak było w przeszłości i tak przypuszczalnie będzie teraz. Nie można
się więc dziwić, że w odczuciu społecznym kontynuowana jest zasada: nie ważne,
kto głosuje, ważne kto liczy głosy.
Dzisiaj
jesteśmy w przededniu głosowań w ramach II tury. Według oświadczenia PKW
głosowania będą w tym samym systemie jak I tura. Będzie tylko mniej zaangażowanych
obwodowych komisji wyborczych. Będzie więc możliwość powielenia tych samych
błędów. Będzie można znowu zwalić winę na niedopracowany system informatyczny KBW.
Gdyby podejść
do sprawy poważnie, opozycja powinna zignorować wybory i wymusić ich
powtórzenie. Jest to jednak nierealne w obowiązującym porządku prawnym. Wybory
i tak się odbędą. O podstawach prawnych unieważnienia decyduje sąd. Sąd jednak
musi uzyskać opinie konstytucjonalistów. Ci zaś nie są jednomyślni w ocenie, a
w takiej sytuacji sąd podejmie decyzję korzystną dla ekipy rządzącej. Argumenty
będą dowolne np. dodatkowe znaczne koszty, albo polityczne w rodzaju zaburzenie
porządku prawnego.
Jak daleko
nam do prawdziwej demokracji można się było przekonać na gruncie amerykańskim,
kiedy błędy w obliczaniu wyniku końcowego decydowały o tym kto będzie
prezydentem na kolejną kadencję. Tymczasem u nas usiłuje się problem zagadać i
zakrzyczeć medialnie. Wszyscy, z prezydentem, premierem i marszałkami na czele
twierdzą, że nie ma możliwości prawnych powtórzenia wyborów. Jednocześnie usiłują
wdrukować opinii publicznej przekaz, że prezes Kaczyński i PiS „próbują
podpalić Polskę”. To demagogia w czystej formie. Nie przeszkadza temu fakt, że
sądy jeszcze nie ustosunkowały się do protestów wyborczych. Nie wiadomo nawet,
ile tych protestów wpłynęło.
stary.piernik
http://www.rp.pl/artykul/738665,1160802-Telewizyjne-wystapienie-premier-Ewy-Kopacz.html
OdpowiedzUsuńZ wystąpienia:
"w najbliższą niedzielę Polacy mogą udowodnić, że polska demokracja jest silniejsza od wojen politycznych i silniejsza od awantur".
Warto?
W programie BLIŻEJ przypomniano wystąpienie B. Komorowskiego z niezbyt odległej przeszłości dotyczące udziału przedstawicieli OBWE w wyborach w okresie kiedy był u władzy PiS.
OdpowiedzUsuń- To przynosi szkodę Polsce i jej opinii na świecie i rodzi podejrzenia, że nie wszystko jest w porządku. To poważny błąd rządu - oburzał się wtedy Bronisław Komorowski. - Polska sama siebie stawia w świetle podejrzeń. Przypominamy panu premierowi, że mówił, że ktoś kto nie ma nic na sumieniu, nie musi się bać. Czego pan się boi panie premierze? - grzmiał na partyjnej konwencji we wrześniu 2007 r.
BK był wtedy wiceprzewodniczącym PO.
Pamięć wybiórcza?
Obiecałem wczoraj http://vod.tvp.pl/audycje/publicystyka/jan-pospieszalski-blizej/wideo/27112014/17562111
UsuńWypowiedź BK jest w 26,50"
To trzeba powtarzać na okrągło!
Siała baba mak, ... a to było tak:
OdpowiedzUsuńhttp://citisus.mobile.salon24.pl/297599,blekitny-marsz-po-czyli-kto-pierwszy-dzielil-polske
Na kogo zagłosujecie?
Na jednym ze zdjęć pod linkiem jakże aktualne hasło:
UsuńTAK DLA SAMORZĄDU
NIE DLA TEGO RZĄDU
p.s. w internecie raczej nic nie ginie :(
http://www.fakt.pl/polityka/juz-za-miesiac-karty-do-glosowania-zostana-zniszczone,artykuly,506414.html
OdpowiedzUsuńKomu wierzyć? Według ankiety FAKTU na pytanie: czy wybory samorządowe zostały sfałszowane?
TAK odpowiedziało 86% ankietowanych na 137 badanych.
FAKT to tylko tabloid.
Na pytanie czy wybory sfałszowano czy nie odpowiem tak: czy znany jest choć jeden wyrok sądu w tej sprawie?
OdpowiedzUsuńJa nie znam. Inni chyba też. Dlaczego tylu wypowiadających tak się oburza na wypowiedź prezesa Kaczyńskiego
http://media.wpolityce.pl/cache/fa/37/fa3787048483fc05334a236e8a61b58d.jpg
OdpowiedzUsuńhttp://prawo.money.pl/aktualnosci/wiadomosci/artykul/policja-i-wojsko-podpisaly-umowy-o,240,0,1667312.html
OdpowiedzUsuń