czwartek, 27 listopada 2014

Rozważania o naszej demokracji 2/2



Wracam jednak do pytania podstawowego: co z tą demokracją? Do czego ona nam potrzebna? Pytanie nie jest proste, ale odpowiedź również nie. Jeżeli mamy tyle zastrzeżeń do tej wersji demokracji, która występuje w III RP, to z czym faktycznie mamy do czynienia? Odpowiedź na to pytanie zależy od odwagi cywilnej piszącego. A z tym jest kiepsko. Bardzo łatwo popaść w niełaskę u swego pracodawcy.
Bazą do zbudowania odpowiedzi mogą być wydarzenia towarzyszące tegorocznym wyborom samorządowym. Mamy do czynienia z dwoma skrajnymi postawami społecznymi. Z jednej strony ufność w te mityczne zasady demokracji, a z drugiej przebiegłość godna mistrza Machiavellego.
Uprawnieni wyborcy mają jedno zadanie, czyli uczestniczyć gremialnie w głosowaniu. Z tym mamy problem od dziesięcioleci, bo społeczeństwo nie wierzy w skuteczność dokonywanych wyborów. Zbyt dużo znamy przypadków wielokadencyjności, a  ostatnio pojawia się „dziedziczenie” kiedy rodzice od najmłodszych lat przygotowują swoje latorośle do bycia w polityce. To zapewnia im przyszłość materialną.
Inną formą „zabezpieczenia” właściwego wyniku wyborów jest dobór komisji wyborczej. Jest to szczególnie widoczne w tzw. terenie, gdzie trudno skompletować skład komisji wyborczej potrafiącej wykonać rzetelnie swoją pracę. Zachętą są pieniądze za udział w pracach komisji. Wystarczy jedna osoba orientująca się w gąszczu prawa jakim jest kodeks wyborczy i można uzyskać każdy pożądany wynik. Ważne jest, żeby nie przegiąć. Wewnątrz komisji dyskrecja jest zapewniona, bo w lokalnym środowisku nikt się nie wychyli.
Zaburzenie procesu demokratycznego uwidacznia się w sytuacji kwestionowania wyniku wyborczego. Powodów do takich przypuszczeń nie brakuje. Tu jednak napotykamy na przeciwdziałanie ekipy rządzącej. Ma ona praktycznie nieograniczone możliwości. Wszyscy, a więc PKW, prokuratura, sądy, o prezydencie i premierze nie wspomnę, starają się zdezawuować wszelkie wątpliwości odnoszące się do oficjalnego wyniku wyborczego. A przecież wydaje się, że weryfikacja wyniku głosowania to najprostsza realizacja procesu demokratycznego. Nic z tych rzeczy. To co się dzieje przypomina sławną z historii obronę Częstochowy podczas szwedzkiego potopu.
Zgłoszenie udokumentowanego nadużycia to początek sprawy. Wniosek musi być przyjęty do rozpatrzenia i tu zaczyna się. Najpierw wynajduje się wszelkie argumenty żeby wniosek odrzucić ze względów formalnych. Sprzyja temu niejednoznaczność zapisów kodeksu wyborczego. Jeśli to nie skutkuje, sprawa wreszcie trafia do sądu, który nie musi się zgodzić z przedstawianą argumentacją, co skutkuje odrzuceniem skargi. Zdarza się jednak, że wniosek jest rozpatrywany i sąd przyznaje rację skarżącemu. Jest to jednak pyrrusowe zwycięstwo, bo w wyroku sądu jest jednoczesne stwierdzenie, że „usterka” nie miała znaczącego wpływu na końcowy wynik wyborczy.
Istotnym ograniczeniem możliwości weryfikacji wyniku wyborczego jest niemożność złożenia jednej skargi w skali całego kraju. Chodzi o uzyskanie stanowiska sądu co do zasady wobec błędów powtarzających się nagminnie. Dotyczy to braku instrukcji do kart zbroszurowanych, druku kart pozbawionych pola na zakreślenie konkretnego kandydata. Sam mechanizm kart nieważnych, a tym samym głosów nieważnych, sprzyja nadużyciom. Problemem samym w sobie są urny wyborcze, czyli popularnie zwane „czarne skrzynki”. Nawet na Ukrainie stosowano przezroczyste urny, gdzie w każdej chwili można zobaczyć co jest w środku. U nas próżno szukać czegoś takiego.  
Takie postawienie sprawy powoduje, że mimo potwierdzenia zarzutów w skali obwodowej komisji wyborczej, czy nawet większej sądy, a w ślad za nimi PKW, uznają wybory za prawomocne. Tak było w przeszłości i tak przypuszczalnie będzie teraz. Nie można się więc dziwić, że w odczuciu społecznym kontynuowana jest zasada: nie ważne, kto głosuje, ważne kto liczy głosy.
Dzisiaj jesteśmy w przededniu głosowań w ramach II tury. Według oświadczenia PKW głosowania będą w tym samym systemie jak I tura. Będzie tylko mniej zaangażowanych obwodowych komisji wyborczych. Będzie więc możliwość powielenia tych samych błędów. Będzie można znowu zwalić winę na niedopracowany system informatyczny KBW.
Gdyby podejść do sprawy poważnie, opozycja powinna zignorować wybory i wymusić ich powtórzenie. Jest to jednak nierealne w obowiązującym porządku prawnym. Wybory i tak się odbędą. O podstawach prawnych unieważnienia decyduje sąd. Sąd jednak musi uzyskać opinie konstytucjonalistów. Ci zaś nie są jednomyślni w ocenie, a w takiej sytuacji sąd podejmie decyzję korzystną dla ekipy rządzącej. Argumenty będą dowolne np. dodatkowe znaczne koszty, albo polityczne w rodzaju zaburzenie porządku prawnego.
Jak daleko nam do prawdziwej demokracji można się było przekonać na gruncie amerykańskim, kiedy błędy w obliczaniu wyniku końcowego decydowały o tym kto będzie prezydentem na kolejną kadencję. Tymczasem u nas usiłuje się problem zagadać i zakrzyczeć medialnie. Wszyscy, z prezydentem, premierem i marszałkami na czele twierdzą, że nie ma możliwości prawnych powtórzenia wyborów. Jednocześnie usiłują wdrukować opinii publicznej przekaz, że prezes Kaczyński i PiS „próbują podpalić Polskę”. To demagogia w czystej formie. Nie przeszkadza temu fakt, że sądy jeszcze nie ustosunkowały się do protestów wyborczych. Nie wiadomo nawet, ile tych protestów wpłynęło.

stary.piernik
 

9 komentarzy:

  1. http://www.rp.pl/artykul/738665,1160802-Telewizyjne-wystapienie-premier-Ewy-Kopacz.html
    Z wystąpienia:
    "w najbliższą niedzielę Polacy mogą udowodnić, że polska demokracja jest silniejsza od wojen politycznych i silniejsza od awantur".

    Warto?

    OdpowiedzUsuń
  2. W programie BLIŻEJ przypomniano wystąpienie B. Komorowskiego z niezbyt odległej przeszłości dotyczące udziału przedstawicieli OBWE w wyborach w okresie kiedy był u władzy PiS.

    - To przynosi szkodę Polsce i jej opinii na świecie i rodzi podejrzenia, że nie wszystko jest w porządku. To poważny błąd rządu - oburzał się wtedy Bronisław Komorowski. - Polska sama siebie stawia w świetle podejrzeń. Przypominamy panu premierowi, że mówił, że ktoś kto nie ma nic na sumieniu, nie musi się bać. Czego pan się boi panie premierze? - grzmiał na partyjnej konwencji we wrześniu 2007 r.

    BK był wtedy wiceprzewodniczącym PO.
    Pamięć wybiórcza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecałem wczoraj http://vod.tvp.pl/audycje/publicystyka/jan-pospieszalski-blizej/wideo/27112014/17562111
      Wypowiedź BK jest w 26,50"
      To trzeba powtarzać na okrągło!

      Usuń
  3. Siała baba mak, ... a to było tak:

    http://citisus.mobile.salon24.pl/297599,blekitny-marsz-po-czyli-kto-pierwszy-dzielil-polske

    Na kogo zagłosujecie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na jednym ze zdjęć pod linkiem jakże aktualne hasło:

      TAK DLA SAMORZĄDU
      NIE DLA TEGO RZĄDU

      p.s. w internecie raczej nic nie ginie :(

      Usuń
  4. http://www.fakt.pl/polityka/juz-za-miesiac-karty-do-glosowania-zostana-zniszczone,artykuly,506414.html

    Komu wierzyć? Według ankiety FAKTU na pytanie: czy wybory samorządowe zostały sfałszowane?
    TAK odpowiedziało 86% ankietowanych na 137 badanych.
    FAKT to tylko tabloid.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na pytanie czy wybory sfałszowano czy nie odpowiem tak: czy znany jest choć jeden wyrok sądu w tej sprawie?
    Ja nie znam. Inni chyba też. Dlaczego tylu wypowiadających tak się oburza na wypowiedź prezesa Kaczyńskiego

    OdpowiedzUsuń
  6. http://media.wpolityce.pl/cache/fa/37/fa3787048483fc05334a236e8a61b58d.jpg

    OdpowiedzUsuń
  7. http://prawo.money.pl/aktualnosci/wiadomosci/artykul/policja-i-wojsko-podpisaly-umowy-o,240,0,1667312.html

    OdpowiedzUsuń

Informacja dotycząca plików cookies: