W tym miesiącu będziemy maglowali na wszelkie sposoby
rocznicę wyborów które przeszły do historii jako pierwsze wolne po II wojnie
światowej. Bardziej spolegliwi uważają je za częściowo wolne. Jedno z czym się mogę
zgodzić to to, że dzisiaj
wiemy o tamtych wydarzeniach nieporównywalnie więcej. Co do reszty to mogę
zaproponować protokół rozbieżności.
Tak się składa,
że należę do pokolenia, które swoje dorosłe życie w przeważającej części
przeżyło w PRL-u. Nie miałem innego wyjścia. Czy czuję się z tego powodu
szczęśliwy, albo nieszczęśliwy? Wychodzę z założenia, że nie należy narzekać.
Po pierwsze dlatego, że to niczego nie zmieni. Tu zgadzam się z W. Młynarskim.
Róbmy swoje, tak jak najlepiej potrafimy.
W 1989 roku
byłem człowiekiem jak to się mówi, w sile wieku. Nie byłem zbytnio zaangażowany
politycznie, ale byłem, tak jak i dzisiaj dobrym obserwatorem. Nie byłem w
gronie „namaszczonych”, miałem zbyt sztywny kark. Starałem się do wszystkiego
dochodzić własnym sumptem. I nawet mi się to udawało. Byłem kierownikiem nie
tylko dla siebie, ale dla zespołów ludzkich.
Żeby nadążyć
za duchem czasu, czy bardziej duchem przemian, musiałem się przekwalifikować zawodowo. Udało się. Nowa praca dawała mi
wiele satysfakcji. Ale nic nie trwa wiecznie. Na nic wiedza, praktyka,
doświadczenie zawodowe. Pewnego dnia dowiedziałem się, że jestem za stary. Muszę
ustąpić miejsca młodym. Nie przeżyłem szoku, bo byłem już w wieku emerytalnym.
Jedyne co mogę powiedzieć to to, że nie tak sobie kiedyś wyobrażałem
zakończenie mojej kariery zawodowej.
Państwo ma gest.
Inwestuje w człowieka przez 16 lat, nie licząc późniejszych kursów i szkoleń, i
kiedy ten może w najlepsze spłacać swój dług, pokazuje mu drzwi, czy bramę. Nie
wszyscy przeżywają tą zmianę bezboleśnie, nie mają wystarczających zdolności
adaptacyjnych. Tego żadne szkoły, poza szkołą życia, nie uczą.
Obserwując
toczące się wokół mnie życie, szybko dostrzegłem, że nastał czas na ludzi
określanych kategorią „bmw”, czyli bierny, mierny, ale wierny. Nie wychylać się
ze swoimi poglądami. Najlepiej ich nie mieć. Nie wychylać się ze swoją wiedzą
zawodową, zwłaszcza w pobliżu swego szefa, żeby nie stwarzać zagrożenia dla
jego pozycji merytorycznej.
Jeżeli się to
widzi, łatwiej zrozumieć dlaczego jest tak jak jest. Robić odtąd dotąd i ani
milimetra więcej. Zero własnej inicjatywy. Nie upominać się o swoje. Godność
osobistą i poczucie własnej wartości zostawić w domu.
Na
stanowiskach kierowniczych pojawili się nowi ludzie nie tylko dlatego, że byli
lepiej przygotowani zawodowo, ale dlatego, że byli bliżej aktualnego
kierownictwa. Bliżej nie tylko mentalnie. Jeszcze inaczej ten problem widać w
korporacjach i firmach zagranicznych. Coraz mniej słychać o etyce zawodowej, o
moralności.
Pojawiło się coś
dotychczas nieznanego, strach przed utratą pracy. W PRL-u o bezrobociu słyszeliśmy
z historii. Przemiana ustrojowa zapoczątkowana wyborami czerwcowymi w 1989 roku
spowodowała bezrobocie na poziomie dotychczas nieznanym. W wielu regionach
kraju mamy do czynienia z bezrobociem strukturalnym tzn. bez pracy zaczyna żyć już
trzecie pokolenie! Towarzyszy temu kolejne, nieznane wcześniej z autopsji
zjawisko, emigracja zarobkowa. Poraża skala zjawiska. Dane szacunkowe mówią o
2-3 milionach, które wyjechały z Polski, często na stałe. Niechętnie mówi się o
tym, że to w większości młodzi, najbardziej aktywni, ale też często podejmujący
pracę niezgodną z wyuczonym zawodem.
Dziwimy się często,
że ci którzy pozostali w kraju są tacy apatyczni, nieskorzy do buntu przeciw
otaczającej rzeczywistości. Zapomina się jednak, że to są emeryci i ludzie stłamszeni. Oni się cieszą, że mają
pracę. Jakąkolwiek. Naprzeciwko siebie mają niewielką grupę sytych i
zadowolonych z przemian jakie nastąpiły po 1989 roku. Z zarobkami liczonymi często
w setkach tysięcy złotych, czasami nawet milionów, miesięcznie. Takich, których zmartwieniem
jest, na co mają jeszcze wydać zarobione pieniądze? Co najbardziej ludzi
frustruje, to świadomość, że te fortuny nie są efektem wiedzy, zdolności
menadżerskich ale, krótko mówiąc układów.
Mnie
najbardziej jednak frustruje, że grupa
ludzi, uważająca się za architektów Okrągłego Stołu od 25 lat wmawia nam jak to
oni zrobili nam dobrze!
stary.piernik
Czyżby Jacek Kaczmarski był prorokiem pisząc dawno temu:
OdpowiedzUsuńKary nie będzie dla przeciętnych drani,
I lud ofiary złoży nadaremnie.
Morderców będą grzebać z honorami
Na bruku ulic nędza się wylęgnie.
Pomimo wszystko świat trwać będzie nadal -
W Słońce i Kłamstwo wierzą ludzie prości.
Niedostrzegalna szerzy się zagłada,
A wszystkie ręce aż lśnią od czystości.
Handel, jakich nie było, z chciwością się zmaga,
Na gorycz popytu, na zdradę cen nie ma.
Uczynków złych i dobrych kołysze się waga
Z pełnymi krwi szalami obiema.
Nieistniejące w milczeniu narasta,
Aż prezydenci i gwiazd korce bledną,
Coś się na pewno wydarzy - to jasne,
Ale nam wtedy będzie wszystko jedno.
Dzisiaj przypomniał o tym Kornel Morawiecki
http://www.tvp.info/15487495/morawiecki-okragly-stol-to-byla-zmarnowana-szansa